Uczestnik MŚ 2006 i ME 2008 powiedział, że śledził zmagania Polaków w eliminacjach do Euro 2016 i jak zaznaczył była to dla niego przyjemność. - Sprawili mi wiele radości, bo strzelali dużo goli. Naprawdę dobrze grali i spisali się lepiej od Holendrów, których we Francji zabraknie. To w tym kraju było szokiem - ocenił 47-krotny reprezentant Polski. Zdobywca 20 goli dla biało-czerwonych podkreślił jednak, że we Francji rozpoczyna się nowy rozdział i nastąpi prawdziwa weryfikacja wartości drużyny Adama Nawałki. - Polscy piłkarze pokazali już, że potrafią grać w piłkę i walczyć z najlepszymi. Muszą jednak potwierdzić to na mistrzostwach, co nie zawsze jest łatwe. Równie ważne, jak ich umiejętności jest bowiem to, jak we Francji poradzą sobie z oczekiwaniami i presją kibiców. To co innego, niż mecze klubowe, kiedy gra się co tydzień i pewne straty można odrobić. Kluczowe jest, co będzie działo się w ich głowach, bo od sfery mentalnej naprawdę dużo zależy. Najlepiej, by nie koncentrowali się na rozmowach z dziennikarzami, tylko na czekających ich meczach - podpowiedział. Dodał, że w poradzeniu sobie z turniejową otoczką może pomóc im doświadczenie z Euro 2012, które odbywało się w Polsce. Były zawodnik m.in. Feyenoordu Rotterdam, Borussii Dortmund i Racingu Santander podkreślił również, by nie żyć już wygranym w eliminacjach meczem z Niemcami (2:0). Przypomniał, że za jego "kadencji" Polska pokonała równie silną Portugalię (2:1, Smolarek zdobył oba gole), co dawało nadzieje na udane Euro 2008. Na turnieju w Austrii i Szwajcarii Polacy nie wygrali jednak żadnego meczu i odpadli po fazie grupowej. Smolarek nie chce porównywać potencjału obecnej drużyny do tej z ME 2008. Jak tłumaczył od tamtej pory minęło osiem lat i zmieniła się generacja piłkarzy. - Z turnieju w Austrii i Szwajcarii w kadrze zostali już tylko Artur Boruc, Jakub Wawrzyniak i Michał Pazdan. W obecnej drużynie są zawodnicy z dobrych europejskich klubów, ale nie wolno zapominać, że ja grałem m.in. z Jackiem Krzynówkiem, Jackiem Bąkiem, czy Mariuszem Lewandowskim. Oni też występowali w liczących się klubach. Dlatego takie porównania nie mają większego sensu - tłumaczył Ebi.