Po wytężonym wczorajszym dniu, dziś rano postanowiłem zrobić trening. Zwyczajowe 10 km w lekkim tempie, tyle że w nie zwyczajowym miejscu, wzdłuż Lazurowego Wybrzeża. Mijam kobietę z białym pieskiem, odzianą w naszą koszulkę narodową. Niby nic nadzwyczajnego, ale jednak numer "15" i nazwisko "Perquis" na plecach mnie zafrapowało. Przystanąłem, by zrobić zdjęcie pani. Ona spojrzała na mnie z zainteresowaniem. - Przepraszam, czy mogę pani zrobić zdjęcie? - zagaiłem. - Przykro mi, ale nie mówię po polsku - odpowiedziała po angielsku, z francuskim akcentem. Zapytałem, czy jest może znajomą Damiena Perquisa, który podczas Euro 2012 dzielnie bronił dostępu do polskiej bramki. Okazało się, że trafiłem szóstkę w totolotka - pani nie była znajomą, tylko siostrą "Pershinga". - Nazywam się Emilie Perquis - przedstawiła się blondynka. Bez problemu namówiłem ją na krótki wywiad w formie wideo. Okazuje się, że całym sercem będzie dzisiaj za Polakami, zresztą na spotkanie z Irlandią Północną wybierają się jej rodzice. W całym turnieju kibicuje w połowie Orłom, a w połowie Francji. Co u Damiena? Z powodzeniem kopie piłkę w FC Toronto, kiedy tylko może przylatuje do domu. Aktualnie liga kanadyjska trwa, więc "Pershing" do Europy wróci dopiero w październiku. Oczywiście Emilie żałuje, że Damien nie jest już powoływany do reprezentacji Polski, na grze w której tak bardzo mu zależało. Nie zmienia to faktu, że śledzi jej wyniki i będzie trzymał kciuki za powodzenie "Biało-czerwonych" podczas Euro 2016. Wszystkie drogi prowadzą do Nicei - taki kierunkowskaz wybrały ostatnio tysiące polskich kibiców. - Wieczorem na ulicach miasta było nas więcej niż Francuzów - mówi mi jeden z naszych rodaków, o nieprzypadkowym pseudonimie "Długi". Przyjechały całe rodziny, małe dzieci chodzą w barwach i śpiewają od rana "Polska! Biało-czerwoni!". Miłe, że naród identyfikuje się z barwami i reprezentacją, To wyróżnia nas na tle innych kibiców, którzy nie mieli tak oznakowanych na biało-czerwono samochodów, w ogóle ich nie markowali, jak to uczynili Polacy. Siedzę na śniadaniu w restauracji, z koszulką z Białym Orłem na piersi - a jakże by inaczej. Z ulicy wchodzi dwumetrowy jegomość, podaje rękę i zagaja: - Przyjacielu, warto tu zjeść śniadanie? - pyta. - Jest za 10 euro, ale jeśli lubisz mięso, to nie znajdziesz ani kawałka - mówię szczerze. Rodak macha ręką i wychodzi. Chcę zjeść do syta, a nie tylko dżemik, bagietka, serek. Trzeba przyzwyczajać się do kuchni śródziemnomorskiej. Z Nicei Michał Białoński