Interia: Czego panu życzyć na urodziny? Piotr Zieliński, pomocnik reprezentacji Polski: - Zdrowia, bo jest najważniejsze. Jeśli będzie, to o resztę nie ma się co martwić. I formy, bo zbliżają się mistrzostwa Europy, na które mam nadzieję pojadę, a wtedy dobra dyspozycja się przyda. A transferu? - Tego też. Kolejnego kroku w karierze. Żeby następny klub miał nieco wyższą rangę, a marzenia się spełniały. Nie jest tajemnicą, że negocjuje pan z Liverpoolem. Jak blisko jest ten transfer? - Mój agent jest od tych spraw. Jestem na zgrupowaniu reprezentacji i to jest dla mnie teraz najważniejsze. A inne rzeczy? Zobaczymy, co będzie. Świadomość, że interesuje się panem tak wielki klub, nie przeszkadza w przygotowaniach? - Nie. Przyjechaliśmy do Juraty, by przyjemnie spędzić czas. Jeśli coś się jednak zrodzi, będzie fajnie. Nie zaprzątam sobie tym głowy. Jeśli dojdzie do transferu, to będzie pan najdroższym polskim piłkarzem. To działa na wyobraźnię? - Nie, choć oczywiście byłoby fajnie, bo gdyby doszło do transferu, to coś takiego się wydarzy. Tu jest jednak wielu chłopaków, którzy mogą jeszcze zmienić kluby, a kwota może być jeszcze wyższa. Wolałby pan, by sytuacja klubowa wyjaśniła się jeszcze przed Euro? - Ciężko powiedzieć. Jeśli coś się narodzi, to będę szczęśliwy zarówno przed, jak i po Euro. Rozmawiał pan z Jakubem Błaszczykowskim na temat trenera Juergena Kloppa? - Tak, często rozmawiamy, a ten temat kiedyś już poruszyliśmy. Mówił o nim w samych superlatywach. Wiadomo, będzie dużo pracy, ale najpierw musi dojść do transferu, a potem będziemy rozmawiać o trenerze. W jakim nastroju wyjedzie pan z Juraty? Sytuacja z Pawłem Wszołkiem zmąciła trochę sielankę, która panowała od początku zgrupowania. - To mój przyjaciel. Ciężko pracował na powołanie. Na początku sezonu miał słabsze momenty, ale drugą część bardzo dobrą. Zasłużył sobie, by przyjechać na zgrupowanie i polecieć na mistrzostwa Europy. Niestety, tak się zdarzyło, że niefortunny upadek zepsuł wszystko. Życzę mu jak najlepiej, bo jest moim bliskim przyjacielem. Był bardzo załamany? - Tak. Ale chyba każdy zawodnik, który teraz by stąd wyjechał byłby załamany. Paweł był, jego żona także. Łatwo nie było, podtrzymywaliśmy go na duchu, bo jest jeszcze młody i wiele imprez przed nim. Na zgrupowaniach zawsze trzymaliście się razem. Z kim teraz będzie pan dzielił pokój na obozie w Arłamowie? - Mówimy o Pawle, ale też byłem załamany tym, co się stało. Mam jednak jeszcze innych kolegów. Jesteśmy jedną drużyną i mam nadzieję, że ktoś będzie chciał ze mną mieszkać. Może Bartek Salamon? Też się blisko trzymamy. A może młodzi, z którymi grałem w juniorskich reprezentacjach. Zobaczymy. Obawia się pan jeszcze, że może nie pojechać na ME do Francji? Czy obóz w Arłamowie jest tylko formalnością? - Nie można tego traktować jak formalność. Jedziemy tam, by zaprezentować się przed trenerem, a jeszcze czterech zawodników odpadnie. Na pewno będzie walka, ale liczę, że miejsce dla mnie się znajdzie. Rozmawiał w Jastarni Łukasz Szpyrka