Jeśli ktoś szukał potwierdzenia informacji, że we Francji jest niespokojnie, to w Paryżu mocno się zawiódł. Niepocieszeni byli także zwolennicy teorii o niechęci Polaków do Niemców i odwrotnie, bo przed meczem panowała atmosfera piłkarskiego święta. "Auf Wiedersehen Deutschland" - śpiewali polscy kibice w wagonie metra, w którym jechało też kilkudziesięciu Niemców. Ci przyjmowali to bez złości, ale z uśmiechem i odwzajemniali się swoimi przyśpiewkami. Jakby wspólnie jechali na piknik, a nie ważne spotkanie mistrzostw Europy. Pod stadionem policja też nie miała za wiele pracy. Co najwyżej sprawdzała plecaki kibiców w poszczególnych strefach. Poza tym przyglądała się wspólnej zabawie. - Głośniej, głośniej. Jesteście za cicho - podszczypywali Niemcy polskich kibiców. Głównym tematem wspólnych rozmów był Robert Lewandowski. Polacy odgrażali się, że sprowadzi Niemców na ziemię, a Niemcy, że bez problemu polskiego gwiazdora powstrzymają. Na stadionie było ponad 75 tys. widzów, z czego blisko połowę stanowili Polacy. Zanim jednak piłkarze wyszli na boisko, rywalizacja zaczęła się na trybunach. Sektor za jedną bramką był biało-czerwony, Niemcy siedzieli po przeciwnej stronie. Polacy przyjechali m. in. z Jeleniej Góry, Knurowa, Leżajska, czy nawet... Ścinawki Średniej. Niemcy wyglądali jednak na bardziej zorganizowanych, bo na prezentacji część ich trybun powiewała flagami. Z kolei podczas polskiego hymnu na biało-czerwonej trybunie odpalono racę. Sprzętu do mierzenia decybeli nie mieliśmy, ale Polacy wydawali się być głośniejsi. "Gramy u siebie, Polacy gramy u siebie" - często niosło się po trybunach Stade de France, a równo z gwizdkiem Polacy skandowali: "Dziękujemy, dziękujemy". Z Paryża Piotr Jawor, Michał Białoński, Łukasz Szpyrka