Cztery lata po zwycięskim turnieju na stadionach Belgii i Holandii, "Trójkolorowi" nie przypominali zespołu, który miał w gablocie złote medale Euro i mundialu. Mistrzostwa świata w Korei i Japonii zakończyły się dla nich blamażem, a europejski czempionat miał dać odpowiedź, w jakim miejscu jest reprezentacja Francja. Anglicy z azjatyckiego turnieju wrócili w nieco lepszych nastrojach, bo odpadli dopiero w ćwierćfinale, przegrywając z późniejszymi triumfatorami imprezy - Brazylijczykami. Rezultat ten pozwolił utrzymać posadę Svenowi-Goranowi Erikssonowi. Dwa wielkie zespoły los skojarzył już w pierwszym meczu fazy grupowej mistrzostw w Portugalii. Spotkanie odbyło się na największym stadionie turnieju - Estadio da Luz w Lizbonie, a prasa zapowiadała je jako pojedynek dwóch kapitanów oraz gwiazd Realu Madryt - Zinedine’a Zidane’a oraz Davida Beckhama. "Zizou" vs "Becks" Pierwszy geniuszem błysnął Anglik. "Becks" zacentrował z rzutu wolnego na głowę Franka Lamparda, a pomocnik skierował piłkę do bramki Fabiena Bartheza, wykorzystując gapiostwo Mikaela Silvestre’a. Był to pierwszy gol stracony przez "Trójkolorowych" od 1078 minut. W 72. minucie, w pole karne Francuzów wpadł osiemnastoletni wówczas Wayne Rooney, a faulem zatrzymał go Silvestre. Niemiec Markus Merk nie miał cienia wątpliwości, że Anglikom należy się jedenastka i wskazał na "wapno". Do piłki podszedł Beckham, ale intencję kapitana "Synów Albionu" perfekcyjnie wyczuł Barthez, który wlał nadzieję w serca francuskich kibiców. Obrońcy tytułu, wyraźnie zmotywowani obronionym karnym, nie schodzili z angielskiej połowy boiska. Ich ataki nie przynosiły jednak rezultatu w postaci gola. Kiedy kończyła się 90 minuta, niewielu Francuzów wierzyło, że ich zespół zdoła zdobyć chociażby punkt. W pierwszej doliczonej minucie, Zidane ustawił piłkę w ramach rzutu wolnego, około 20 metrów przed bramką Davida Jamesa i przepięknym strzałem w samo okienko wyrównał stan rywalizacji. Angielski bramkarz nawet nie drgnął, kiedy futbolówka wpadała do jego siatki. Prezent od Gerrarda Sześćdziesiąt sekund później, kiks pod własnym polem karnym zanotował Steven Gerrard, który wyłożył piłkę jak na tacy Thierry’emu Henry’emu. Snajper Arsenalu Londyn wbiegł w pole karne "Synów Albionu", a tam faulem ratował się David James. Arbiter był zmuszony po raz drugi tego dnia wskazać na jedenasty metr, tym razem w polu karnym Anglików. Piłkę na "wapnie" ustawił specjalista od trudnych momentów - Zinedine Zidane. Kapitan "Trójkolorowych" uderzył mocno i nie dał szans bramkarzowi na jakąkolwiek interwencję. Chwilę później Markus Merk zagwizdał po raz ostatni. Bohater Francuzów po meczu docenił wkład kolegów w końcowy triumf. - Największe brawa należą się Barthezowi. To Fabien podtrzymał w nas wiarę, że losy spotkania można odwrócić - stwierdził kapitan "Les Bleus". Francuzi zremisowali następnie z Chorwacją (2-2), ale dzięki wygranej ze Szwajcarią (3-1), zajęli pierwsze miejsce w grupie i awansowali do ćwierćfinału, gdzie polegli z przyszłymi mistrzami Europy - Grekami. Anglicy również wywalczyli przepustkę do najlepszej ósemki Euro 2004, wygrywając pozostałe mecze grupowe. W ćwierćfinale, po horrorze rodem z filmów Alfreda Hitchcocka podzieli los "Trójkolorowych", ulegając Portugalczykom. Autor: Kamil Kania