PAP: Biało-Czerwoni rozpoczną eliminacje mistrzostw świata 2022 od meczu z Węgrami w Budapeszcie 25 marca, w debiucie Paulo Sousy. Trzy dni później podejmą w Warszawie Andorę, a 31 marca zagrają w Londynie z Anglią. Czego oczekuje pan po tych trzech spotkaniach? Zbigniew Boniek: - Dobrej gry, punktów i wyrobienia sobie pozycji, która pozwoli nam myśleć o tym, że zajęcie pierwszego lub drugiego miejsca w grupie jest sprawą absolutnie realną. Żeby tak się stało, musimy być na razie skoncentrowani na dwóch pierwszych meczach. Zanim będziemy myśleć o spotkaniu z Anglią, a nic wielkiego się nie wydarzy do 29 marca, gdy Niemcy ogłoszą decyzję dotyczącą ewentualnych poluzowań lub obostrzeń, skupmy się na dwóch pierwszych meczach i na tym, na co możemy mieć wpływ. A wpływ mamy na to, jak zagramy z Węgrami i Andorą. Na wszystko przyjdzie czas. Marcowe wyniki kadry pokażą, w jakiej sytuacji zostawi pan reprezentację swojemu następcy na stanowisku prezesa PZPN. Do sierpnia, gdy odbędą się wybory nowych władz PZPN, nie będzie bowiem innych meczów eliminacji mistrzostw świata. - Oczywiście. Naszym obowiązkiem jest w tych trzech meczach wypaść jak najlepiej. Będziemy grać w nowej konfiguracji, pewnie taktycznie też trochę inaczej. Wszyscy narzekają, że nowy selekcjoner mówi mało o tym, jak chce grać. Tymczasem według mnie mówi dużo. Tylko nie wszyscy chcą go słuchać, bo sami wolą być słuchani. Jeżeli chodzi o nasze szanse, pamiętajmy - to jest piłka i wszystko jest możliwe. Trzeba szanować rywali i okazywać niepewność przed każdym meczem. Uważam, że nam w futbolu brakuje trochę pokory, co widać zwłaszcza w lipcu i sierpniu, gdy odpadamy w europejskich pucharach. Kto ma pokorę przed meczem, daleko zajdzie. Pod koniec listopada, po zakończeniu fazy grupowej Ligi Narodów, mówiąc o kadrze był pan nieco przygaszony. Czy dzisiaj, już po zmianie selekcjonera, jest pan optymistą? - Wiadomo, że nowość to zawsze powiew optymizmu. Nie wszystko nam się jesienią udało. Ale nie chciałbym do tego wracać, bo to niczemu nie służy. Dzisiaj mamy taką reprezentacją, jaką mamy, nowego trenera. Robimy swoje, gramy. A potem, po meczach, będziemy oceniać Przypomniał pan teraz na Twitterze swój wpis o Kacprze Kozłowskim ze stycznia 2018 roku, gdy uznał pan go wielki talent. Piłkarz Pogoni Szczecin został powołany właśnie do reprezentacji. Co pan widział w nim już trzy lata temu i co widzi teraz selekcjoner, że chce dać mu szansę? - Trener Sousa mądrze wytłumaczył, dlaczego powołał niektórych piłkarzy. Bo chce się im przyjrzeć. Chce, żeby byli jak najbliżej dobrych piłkarzy, mogli się z nimi porównać i brać z nimi udział w procesie treningowym. Jeżeli ktoś ma być za pół roku czy rok mocnym punktem reprezentacji, to musi w niej zaistnieć, czuć się w niej swobodnie. A wiadomo, że taki Kacper Kozłowski, gdy przyjedzie po raz pierwszy na zgrupowanie, będzie trochę spięty. Piłkarsko ma bardzo dużo zalet. Jednak chwalenie młodych jest zawsze niebezpieczne. Trener podsunął mu pierwsze schody w karierze, a czy będzie się po tych schodach piął, to już zależy od niego. Wspominał pan, że sytuacja kadrowa przed meczem z Anglią nie zależy od nas w związku z tym, że w Niemczech obowiązuje kwarantanna dla wracających z Wielkiej Brytanii. Na ile, według pana, realne jest ryzyko nieobecności kilku zawodników na Wembley, w tym Roberta Lewandowskiego z Bayernu Monachium? Wiadomo, że np. Austriacy polecą na swój mecz do Szkocji bez piłkarzy z Bundesligi, czyli niemal połowy kadry. - No właśnie. Niemcy, o ile wiem, też przygotowują się do meczu bez kilku swoich graczy z ligi angielskiej. Oczywiście, jest pewne ryzyko, ale ono nie powoduje, że tracimy kontrolę. My zapominamy chwilami o jednym - że na świecie jest pandemia. Cieszmy się, że możemy grać w piłkę i dać ludziom siedzącym w domach trochę emocji. Wiadomo jednak doskonale o różnych obostrzeniach. Moim zdaniem są one absurdalne. Robert Lewandowski czy Krzysztof Piątek są w reprezentacji badani wymazami co dwa dni, podobnie po meczach, więc po powrocie do Niemiec będą absolutnie "czyści". Przecież Robert nie będzie chodził po angielskich kawiarniach. Czyli na razie pozostaje nam czekać na rozwój wydarzeń... - Uważam, że te obostrzenia dotyczące zawodowych piłkarzy są w ogóle niepotrzebne. Ale ja mogę wyrazić tylko swoje zdanie, nie mam na to żadnego wpływu. Trochę śmieszy mnie, gdy słyszę, jak inni ludzie mówią: "zobaczymy, jakie układy ma PZPN". Tu nie chodzi o żadne układy. Inne federacje też nie mogą wysłać piłkarzy na mecze do Wielkiej Brytanii, bo takie są przepisy. Trener Sousa ogłosił już ostateczną kadrę na marcowe mecze. Jego decyzje w kilku przypadkach były zaskoczeniem, choćby brak Tomasza Kędziory. - Trener powiedział ważną rzecz - że nie chce mówić o tych, których nie ma, ale przed nikim nie zamyka drogi. Ja muszę przyznać, że gdzieś tam w środku jest mi trochę przykro z powodu Kędziory, bo Tomek zagrał dużo porządnych meczów. Ale mamy selekcjonera, który tak to widzi, a nie inaczej. Z tego co wiem, rozmawiał z piłkarzem. I sam powiedział, że brak powołania na marcowe mecze nie oznacza, że go skreśla. Zostańmy przy tym. Prawo obserwacji i powołania piłkarzy ma sztab szkoleniowy. Nikt nie może w to ingerować. Rozmawiał: Maciej Białek bia/ pp/ Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie! Sprawdź!