Bilans mocno niekorzystny... 32 mecze: 8 zwycięstw Polski, 4 remisy, 20 porażek, bilans bramkowy: 39-97. 1. Przed ostatnim meczem reprezentacji Polski przed wojną, w sierpniu 1939 roku, najlepszy polski piłkarz Ernest Wilimowski poszedł w tango. Było to w lokalu w centrum Katowic. Zasnął na stole bilardowym przy ul. Plebiscytowej. Koledzy wzięli go za ręce i wsadzili go do pociągu jadącego do Warszawy (dworzec nie był tak daleko). "Ezi" w podróży doszedł do siebie. Efekt? Strzelił wicemistrzom świata trzy gole, Polska wygrała 4-2. 2. Ferenc Puskas grał przeciw Polsce cztery razy. Strzelił "Biało-Czerwonym" osiem goli - dwa w 1949 (skończyło się 2-8 w Budapeszcie), dwa w 1950 (2-5 w Warszawie), dwa w 1951 (0-6 w Budapeszcie) i dwa w 1952 (1-5 w Warszawie). Polska zawsze go luzowała. Kiedy w 1994 roku przyjechał do Krakowa na mecz Polska - Węgry, zadziwiał żywotnością. Żartował wtedy z Kazimierzem Górskim, dlaczego w Polsce muszą być takie małe kieliszki do wódki. Uspokoił się dopiero, kiedy kelner przyniósł literatki. 3. Mecz z Węgrami w 1966 roku był pierwszym meczem reprezentacji Polski rozegranym... we wtorek. Wszystko dlatego, ze tego samego dnia uroczyście obchodzono 45. rocznicę III powstania śląskiego. Na patriotyczną manifestację połączoną z wmurowaniem aktu erekcyjnego pod Pomnik Powstańców Śląskich (to dziś to jeden z najbardziej charakterystycznych pomników w Polsce) przyszło pół miliona ludzi. Wielu zostało do wieczora, kiedy odbywał się mecz na Stadionie Śląskim. Wpuszczono tylko 100 tysięcy chętnych, bo więcej się nie dało. Wśród nich przewodniczącego Rady Państwa Edwarda Ochaba. Był trzecią - po Mościckim i Bierucie - głową państwa polskiego, obecną na meczu reprezentacji Polski. Skończyło się 1-1. Był to pierwszy remis po wojnie z Węgrami. Wcześniej dziewięć razy w plecy. 4. W 1979 roku widać było jak przedstawiciele krajów demoludów nawzajem się... śledzą. Na towarzyski mecz Polaków z Węgrami na Stadionie Śląskim przyjechały z kamerami delegacje z ZSRR i NRD. Pierwsi w eliminacjach mistrzostw Europy grali z Węgrami, drudzy z Polską. Goście-szpiedzy zostali wpuszczeni na stadion. Enerdowcy dobrze wykorzystali możliwość śledzenia - dwa tygodnie później wygrali z Polską 2-1, choć po golu Zbigniewa Bońka początkowo przegrywali. Do finałów nie awansował zresztą żaden z tych czterech zespołów. Na Śląskim pod okiem honorowego gościa Gusztava Sebesa (trenera wicemistrzów świata z 1954 roku) padł remis 1-1. Jako że mecz odbył się dokładnie w święto Węgierskiej Republiki Ludowej, prezes PZPN Marian Ryba wręczył gościom... wiązanki kwiatów. 5. Węgierskie przekleństwa futbolowe są znacznie bardziej bogatsze, bardziej kwieciste niż polskie. Przekonał się o tym sędzia Michał Listkiewicz, hungarysta z zawodu. Opowiadał mi kiedyś, jak sędziował mecz piłki nożnej kobiet Węgry - Norwegia, nikomu nie przyznając się, że zna węgierski. Jedna z zawodniczek zespołu gospodarzy, zresztą bardzo ładna, straszliwie naubliżała Norweżce, która ją sfaulowała. Aż uszy puchły! Listkiewicz podbiegł do niej, a ona mu, też po węgiersku: "Ty ch... nie widzisz tego?". Niewzruszony poprosił ją, żeby tak nie klęła. Była w szoku, przeprosiła. Po meczu słyszał przez ścianę w szatni, jak z kolei sklęła trenera, że jej przed sędzią z Polski nie ostrzegł. 6. Do niecodziennego zdarzenia doszło przed meczem Polska-Węgry na Stadionie Śląskim w 2003 roku. Spotkanie odbyło się w ramach eliminacji mistrzostw Europy. Tuż przed spotkaniem okazało się, że przez głośniki nie da się puścić węgierskiego hymnu. Hymn został zapowiedziany i... cisza. Jeszcze raz i.... cisza. Przytomnością umysłu wykazał się wtedy stadionowy spiker Jerzy Góra, który poprosił kibiców gości by tym razem odśpiewali hymn. Tak się stało. Kibice z Węgier zareagowali wspaniale, ze zrozumieniem. Kiedy skończyli śpiewać, dostali burzę braw od polskich kibiców. Mecz zakończył się wynikiem 0-0. Okazało się, że pracownik PZPN odpowiedzialny za dostarczenie kasety z hymnem gości... zasiedział się w stadionowej restauracji. 7. Z Węgrami związana jest jedna z najdłuższych niepomyślnych pass w dziejach polskiego futbolu. Od porażki w Budapeszcie w 1921 roku, "Biało-Czerwoni" nie potrafili wygrać na Węgrzech przez 82 lata mimo wielu podejść! Udało się dopiero w 2003 roku. Skończyło się 2-1 po dwóch gola Andrzeja Niedzielana. Byłem na tamtym meczu, bilet z niego z dumą prezentuję. Paweł Czado