Dariusz Wołowski, Interia: Czy Robert Lewandowski da się lubić jako kolega z boiska? Sebastian Mila (były reprezentant Polski): Źle postawione pytanie. Robert nie jest w kadrze, żeby dać się lubić, choć ja go lubiłem i lubię do dzisiaj. Lewandowski jest przywódcą na boisku i poza nim. Jeśli miałeś kiedyś starszego brata, który lepiej od ciebie grał w piłkę, to wiesz jaki to był komfort mieć go w drużynie. Kiedy przeciwnik jest słabszy, nie ma to może aż takiego znaczenia. Ale kiedy jest silniejszy, trzeba podać piłkę starszemu bratu i patrzeć co wymyśli. Nie twierdzę, że na boisku Robert ma robić wszystko sam, a reszta chować się za niego. Mieć kogoś takiego po swojej stronie daje przewagę. Także psychologiczną. Rywale się go boją, a to już bardzo dużo. Do pilnowania innych przywiązują mniejszą wagę, przez co gra się lżej. Może lubisz Lewandowskiego za asystę przy najważniejszym golu w twoim życiu - w wygranym 2-0 meczu z Niemcami w eliminacjach Euro 2016? - Kiedy się widzimy, często na ten temat żartujemy. Mila zdobył w karierze dwie ważne bramki, Lewandowski wbił ich setki. Na tym polega różnica. Pytam o rolę Lewandowskiego w kadrze, bo modna jest teraz teoria, że właściwy selekcjoner reprezentacji Polski to taki, który potrafi zapewnić komfort na boisku kapitanowi drużyny. - Mamy w drużynie narodowej najlepszego gracza świata - to jest fakt bezsporny. Trener, który nie umie tego wykorzystać, osłabia atuty drużyny. Tu nie chodzi o stawianie Roberta ponad resztą. Sam Lewandowski o swój komfort na boisku się nie dopomina. Oczywiste jest jednak, że jego klasa powinna służyć drużynie. W im większym stopniu, tym lepiej. Jerzy Brzęczek tego nie potrafił wykorzystać? - Lubię Brzęczka i cenię, więc jest mi niezręcznie zabierać głos w tej sprawie. Ja go stanowiska nie pozbawiłem. Byłem bardzo zaskoczony, gdy stracił posadę. Wyniki jego kadra osiągała bardzo dobre, ale fakt jest bezsporny, że Robert zdobywał mniej goli niż u Adama Nawałki. Ponieważ o przyczynach dymisji Brzęczka wiem niewiele, nie chciałbym się na ten temat przesadnie mądrzyć. Lewandowski powiedział, że dymisja Brzęczka jest w jakimś stopniu porażką piłkarzy. - I to prawda. Każdy, kto był w tej kadrze może uderzyć się w pierś. Ale dziś już nie ma na to czasu. Jest nowy trener. Za trzy dni mecz z Węgrami, kluczowy dla eliminacji mundialu w Katarze. Ponieważ dobro reprezentacji jest najważniejsze, skupmy się na przyszłości, zamiast na rozliczeniach z przeszłością. Tamto już się stało, a dobry wynik w Budapeszcie może nam otworzyć drogę na mistrzostwa świata. Paulo Sousie da komfort pracy, drużynie wiarę i dobrą atmosferę przed mistrzostwami Europy. To jest szalenie ważny mecz. Wiadomo, że w tej grupie o awans będą się biły trzy drużyny: Anglia, Polska i Węgry. Pierwsze miejsce jest planem maksimum, drugie planem minimum. Trzecie będzie porażką. Piotr Zieliński to następny polski piłkarz szukający w kadrze komfortu. - On też ma na tyle klasy, żeby na boisku robić różnicę. Jeśli Sousa uwolni jego talent, będzie to zwycięstwo nowego selekcjonera. Tacy piłkarze jak Lewandowski i Zieliński dają nam podstawy, by wierzyć, że reprezentacja może radzić sobie nie tylko w grze z kontry, ale i w ataku pozycyjnym. Nie musi cofać się głęboko i czekać co zrobi rywal. Mamy piłkarzy kreatywnych, trzeba z tego korzystać. Wszyscy pamiętamy mecz w eliminacjach Euro 2020 z Austrią na Stadionie Narodowym. Austriacy dominowali 90 minut bezustannie wymieniając podania na naszej połowie. Skoro oni to umieją, dlaczego my nie umiemy, mając lepszych piłkarzy? Węgrzy zagrają bez swojej gwiazdy - 20-letniego Dominika Szoboszlaia, który niedawno wzmocnił wicelidera Bundesligi RB Lipsk. Czy to dla nich duży problem? - Kiedy wylosowaliśmy Węgrów w eliminacjach mundialu w Katarze, zacząłem się Szoboszlaiowi przyglądać dokładnie. Moim zdaniem dawał on kadrze bardzo dużo, sam potrafił rozstrzygać mecze. Może nie powinienem tego mówić, ale dla Węgrów gra bez ich lidera to większa strata niż dla Polski gra bez Lewandowskiego. Roberta mogą zastąpić Arkadiusz Milik lub Krzysztof Piątek. Będzie gorzej, ale damy radę. Szoboszlaia u Węgrów nie ma kim zastąpić. Osłabienie będzie bardziej odczuwalne. Nie niepokoi cię, że Paulo Sousa ma trzy dni na stworzenie drużyny przed tak ważnym meczem? - Niepokoi, ale i wywołuje ekscytację. Lecę na spotkanie w Budapeszcie z ogromną ciekawością. Wiadomo, że nowy selekcjoner chce grać w ustawieniu z trójką obrońców. Ale to tylko schemat ogólny. Jak to będzie wyglądało w praktyce, w szczegółach, niuansach? Jak się przełoży na zachowanie poszczególnych graczy i całej drużyny? Czy wahadłowi spełnią swoje zadanie? Czy uda się nam gra wysokim pressingiem? Pytań jest wiele. A przecież o wyniku w meczu z silnym rywalem decydują takie właśnie niuanse. Przykład Legii Warszawa pokazuje jednak jak zmiana ustawienia może być korzystna. Odkąd grają trójką obrońców, są lepszym zespołem. Nie jest to jednak reguła, bo gdyby była, wszyscy by tak właśnie grali. Jak powinna wyglądać według ciebie linia obrony? - Kamil Glik, Jan Bednarek, Kamil Piątkowski. Dwaj pierwsi to bezdyskusyjni pewniacy, Piątkowski dał jednak ostatnio dość argumentów, żeby podjąć ryzyko. W przyszłości tym trzecim będzie dla mnie Sebastian Walukiewicz powołany teraz do reprezentacji młodzieżowej. Kamil Glik nie jest obrońcą szybkim, a będzie musiał grać wysoko. Czyli stać daleko od bramki Wojciecha Szczęsnego i zostawiać za plecami sporo miejsca. Ten obszar będą chcieli wykorzystać Węgrzy. - Glik ma dość atutów, żeby sobie poradzić z piłkami zagrywanymi za jego plecy. Drużyna musi mu jednak pomóc, wtedy będziemy spokojni. Adam Nawałka ustawienie z trójką obrońców testował na mundialu w Rosji. Wypadło to kiepsko. Drużyna straciła pięć goli w trzech meczach i po fazie grupowej pakowała walizki. - Zespół polski jest teraz zdecydowanie bardziej dojrzały. Każdy z tych piłkarzy zetknął się w klubie z ustawieniem 3-5-1. Sousa nie będzie ich uczył od podstaw. Ale faktycznie czasu ma bardzo mało. Pewne sprawy piłkarz może przedyskutować z trenerem, ale najszybciej się uczy na zielonej murawie. To wszystko zaostrza jeszcze moją ciekawość przed meczem w Budapeszcie. Nie mogę się doczekać. Powołanie dla Kamila Grosickiego, który nie gra w swoim klubie. Zasłużone, czy na wyrost? - Zasłużone. Nikogo nie cieszy, że Kamil nie gra w Premier League, ale trudno skreślić piłkarza, który tyle dał i jeszcze może dać drużynie narodowej. Jest dobrym duchem kadry, w ogień by skoczył za orzełka na piersi. Sousa oceni, w jakiej jest formie i pośle go na boisko od początku, lub ustawi w roli dżokera. Jedna szarża Kamila jest czasem więcej warta niż 90 minut biegania kogoś innego. A poza tym Grosicki nie zabiera miejsca lepszemu skrzydłowemu. Lepszego po prostu nie mamy. Twój skład na mecz w Budapeszcie? - Szczęsny w bramce, bo tak zdecydował Sousa. Glik, Bednarek, Piątkowski w obronie, Rybus i Bereszyński jako wahadłowi, Krychowiak, Klich, Zieliński w pomocy, przed nimi Milik, a na szpicy Lewandowski. I jazda po trzy punkty. Wspominasz czasem mecz w Budapeszcie z 2003 roku? Zagrałeś drugi raz w kadrze, pierwszy w podstawowym składzie. Po dwóch bramkach Andrzeja Niedzielana Polska wygrała z Węgrami 2-1 na koniec przegranych eliminacji Euro 2004. - Emocji przy hymnie na stadionie Ferenca Puskasa nie zapomnę do końca życia. Wtedy stałem się reprezentantem Polski i będę nim już zawsze. Liczyliśmy, że Szwedzi pokonają Łotyszy, a wtedy my dostaniemy szansę gry w barażach o Euro 2004. Ale na boisku o tym w ogóle nie myślałem, bo musieliśmy ograć Węgry. To był warunek podstawowy. Zwycięstwo Szwedów nad Łotwą było bardziej prawdopodobne, niż nasza wygrana nad Węgrami. Stało się odwrotnie. My wygraliśmy, ale Szwedzi przegrali. Tamta Łotwa była jednak mocną drużyną. Pojechała na mistrzostwa wygrywając baraż z Turcją, a potem odebrała jeszcze punkty Niemcom. Jak się zmieniła piłkarska kadra Polski i Węgier od tamtej pory? - Oni wykonali krok do przodu. Ale nasza drużyna narodowa wykonała ich kilka. Wtedy gwiazdami byli u nas: Maciej Żurawski, Piotr Świerczewski, teraz są: Piotr Zieliński, Arek Milik i najlepszy piłkarz świata Lewandowski. Dlatego jestem optymistą. Wracam na stadion Puskasa z takimi samymi emocjami jak 18 lat temu. Ostatnie pytanie już nie o reprezentację. Pobije Lewandowski rekord Gerda Muellera? - Jeśli chodzi o 40 goli w sezonie Bundesligi, to pobije na pewno. Bayern ma bardzo małą przewagę w tabeli nad RB Lipsk i musi grać na 100 procent do końca. Kiedyś wydawało mi się, że ten najważniejszy wynik Gerda Muellera - 365 goli w Bundeslidze jest nie do pobicia. Dziś daję Robertowi na to aż 50 proc szans. Obroni Bayern Puchar Europy? - Jest faworytem. Drogę do finału ma jednak bardzo trudną. Najpierw PSG - niesamowicie silne. A potem pewnie Manchester City, który gra teraz genialnie. Fakt, że City zawodził dotąd w Lidze Mistrzów regularnie, ale każda seria i dobra i zła musi się kiedyś skończyć. Zespół Guardioli i Bayern to teraz dwie najmocniejsze drużyny na świecie. Rozmawiał Dariusz Wołowski