Sebastian Staszewski, Interia: - Z którą oceną po meczu z Węgrami zgadza się pan najbardziej: że punkt z Budapesztu to punkt pocieszenia, bo mamy silniejszą reprezentację niż Madziarowie; że to punkt, który trzeba szanować, bo został wywalczony na trudnym terenie; czy że ten punkt to cud, bo przegrywaliśmy już 0-2, grając bardzo słabo? Marek Koźmiński: - Zgadzam się z każdą z tych ocen i... z każdą się nie zgadzam. To naprawdę przedziwne, że remis z Węgrami można uczciwie ocenić na każdy z tych sposobów. Bo graliśmy z drużyną, która fajnie prezentowała się w defensywie, podwajała krycie, była agresywna, ale jej bramki to w dużej mierze zasługa naszych błędów. Jednocześnie mamy skład, który przed meczem pozwalał myśleć o pełnej puli i zwycięstwie. Jednak z trzeciej strony przegrywaliśmy 0-2, więc każdy rozsądny kibic powie, że wyciągnięcie takiego wyniku na remis to spory sukces. Proszę o szczerość: w czwartek selekcjoner Paulo Sousa zaskoczył pana składem personalnym? - Nie za bardzo, bo już wcześniej wysyłał nam wyraźne sygnały, że w czwartek zamierza zagrać wysoką defensywą. Taki wymyślił sobie pomysł na ten mecz i do tego pomysłu dobrał odpowiedni skład osobowy. W związku z tym miejsca w jedenastce zabrakło na przykład dla Kamila Glika. Ale to była jedyna decyzja czy jedyne nazwisko budzące kontrowersje, prawda?Zastanawiające było również postawienie na wahadle na Sebastiana Szymańskiego, który od kilku miesięcy występuje w Dynamie Moskwa jako środkowy pomocnik.- To była decyzja podjęta z racji krótkiej kołderki. Gdyby Sousa potraktował Sebastiana jako środkowego pomocnika, ten nie zmieściłby się w składzie. Zresztą Jerzy Brzęczek także testował Szymańskiego na boku. Bo - niestety - na skrzydłach coś nie działa i mamy tam spory problem. A jak oceni pan brak Macieja Rybusa? Zamiast niego zagrał bezproduktywny Arkadiusz Reca... - To nie był dobry mecz Arka, wszyscy to widzieliśmy. Zagrał słabo. Źle się ustawiał, chował się, uciekał od grania. Słyszeliśmy reakcję Grześka Krychowiaka, który korygował jego ustawienie. Ale nie chcę wchodzić w szczegóły, bo to nie moja rola. To kogo wolę na lewej, nie ma znaczenia. Wracając do Glika, zgodzi się pan, że wniosek po meczu jest taki: jeśli defensywa, to z Kamilem? - Kamil mógł zagrać w kadrze po raz 80., a zamiast tego usiadł na ławce. Na boisko wszedł więc w trudnym dla siebie momencie. Miał jedno zadanie: uspokoić defensywę. Bo drużyna była pod prądem. I o ile nie można powiedzieć, że zagrał jakieś fantastyczne spotkanie, o tyle zrobił swoje i spełnił oczekiwania selekcjonera. Natomiast chciałbym zaapelować, abyśmy nie grillowali teraz Michała Helika. On ma inne predyspozycje niż Kamil. Grał trochę nerwowo, niepotrzebnie zaognił sprawę żółtą kartką i kilkoma wejściami w szkockim stylu, ale nie skreślajmy go od razu. A propos krytyki: podoba się panu forma komunikacji Sousy, który po meczu wskazał problemy kadry i ocenił zawodników po nazwisku? Adam Nawałka i Jerzy Brzęczek unikali tego jak ognia. - To decyzja Paulo. Ma do tego prawo, jest przecież selekcjonerem. Jeśli ktoś ma oceniać zawodników, to on. Ma też wybór w jakiej formie te oceny przekaże. Jeden dusi wszystko w sobie, drugi robi awanturę w szatni, trzeci rozmawia z mediami. Każda wersja jest okej, jeśli jest w ramach kultury. A Paulo była, bo ja usłyszałem tylko konstruktywną krytykę, a nie szyderkę. Porozmawiajmy o taktyce. Podoba się panu pomysł grania trójką obrońców... - Ale z Węgrami zagraliśmy czwórką. Czwórką w fazie defensywnej, trójką w fazie ofensywnej. Nota bene w tej drugiej straciliśmy pierwszą bramkę. - Ale to był indywidualny błąd Janka Bednarka - który źle się ustawił - a nie problem systemu. Po tej bramce zamknąłem oczy i przeniosłem się na chwilę do Rosji, bo gol Sallaiego przypominał mi bramkę strzeloną nam przez Senegal. Ten sam błąd, takie same ustawienie... A jak ocenia pan pomysł na grę taktyką 1-3-4-2-1 lub ewentualnie 1-3-5-2? - Mamy dziś piłkarzy, którzy umożliwiają grę trójką z tyłu: mają odpowiednie umiejętności i w tym systemie grają w klubach. Mamy też ludzi do graniu czwórką, chociaż lewa strona zawsze będzie nieco kulawa, bo zarówno Reca, jak i Rybus naturalnie będą skupiać się na atakowaniu. W takim razie mecz z Andorą powinien być poligonem doświadczalnym czy może Sousa ma obowiązek, aby ugruntowywać to, co rozpoczął budować? Bo czasu do Euro jest bardzo mało. - Trener musi spróbować czegoś innego. Rewolucji nie będzie, ale wcale nie zdziwię się, jeśli w składzie pojawi się nowe nazwisko. I nie ma się co dziwić, bo z Andorą zagramy inaczej niż z Węgrami. To będzie mecz w którym będziemy musieli zastosować atak pozycyjny. Mam tylko nadzieję, że szybko uda nam się strzelić bramkę, bo w takich spotkaniach to klucz do sukcesu. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia