Polska wielokrotnie mierzyła się z Węgrami - jedynie z Rumunią pojedynkowaliśmy się częściej. W 32 starciach z Madziarami mamy zaledwie osiem zwycięstw i aż 20 porażek. W gronie tych nielicznych zwycięstw jedno ma jednak bardzo dużą moc i chyba szczególnie daje do myślenia oraz skłania do dywagacji - to ostatni mecz Polaków przed wybuchem drugiej wojny światowej, 27 sierpnia 1939 roku w Warszawie. Pokonaliśmy wtedy przeciwników 4-2. Polska lepsza od wicemistrzów świata Dla Węgrów wybuch wojny bynajmniej nie oznaczał końca gry w piłkę nożną. Jako kraj neutralny, względnie sojusznik Trzeciej Rzeszy mogli umawiać się na mecze towarzyskie z zespołami z tej właśnie strefy. Już we wrześniu 1939 roku, gdy niemieckie bombowce atakowały Warszawę, węgierscy piłkarze podejmowali w Budapeszcie reprezentację hitlerowskich Niemiec. W braterskim meczu pokonali ją aż 5-1, a gorzką pigułkę przełykał wtedy trener Sepp Herberger, który 15 lat później poprowadził RFN do zwycięstwa w finale mistrzostw świata w 1954 roku właśnie z Węgrami. Do 1941 roku reprezentacja Węgier nie przegrała meczu, a grała przecież i z Niemcami, i Rumunami, i Jugosławią, Chorwacją, Szwajcarią czy nawet ówczesnymi mistrzami świata, Włochami. To pokazuje, że na progu wojny Węgry były jedną z najmocniejszych drużyn na świecie, były też aktualnymi wicemistrzami globu. Podczas francuskiego mundialu w 1938 roku Madziarzy dopiero w finale przegrali z Włochami, zatem gdy przyjechali na ten towarzyski mecz z Polską w sierpniu 1939 roku, to przyjechał tu nie byle kto. Polska również startowała na pamiętnym dla siebie mundialu we Francji w 1938 roku. To tam po wielkim meczu i dogrywce przegrała ostatecznie heroiczny bój z Brazylią w niecodziennych rozmiarach 5-6. Cztery gole strzelił Ernest Wilimowski, niewykluczone, że "Lewandowski tamtych czasów", w każdym razie jeden z najlepszych piłkarzy świata końca lat trzydziestych. I to było widać też w Warszawie. Węgry prowadzą, Polska zwycięża Wicemistrzowie świata prowadzili już 2-0, a gola zdobył bohater mundialu 1938 roku Gyula Zsengeller, który miesiąc później znokautował w Budapeszcie zespół Trzeciej Rzeszy. Wtedy jednak do akcji przystąpił Ernest Wilimowski. Dał równie wielki koncert gry, jak rok wcześniej z Brazylią. To bardziej on decydował o nieoczekiwanym i pierwszych w dziejach triumfie nad Madziarami niż sprowadzony z Wysp Brytyjskich trener Alex James. Były piłkarz Arsenalu i reprezentant Szkocji miał uczyć Polaków nowego systemu gry WM, czyli czyli 1-3-2-2-3, który sukcesy święciły zespoły brytyjskie czy wielka wtedy drużyna Austrii. Niektórzy widzą zasługi Alexa Jamesa w pokonaniu przez Polskę tamtych wielkich Węgier, ale inni uważają, że biało-czerwoni wygrali właśnie dlatego, że go nie posłuchali. Szkocki doradca trenera Józefa Kałuży nakazał bowiem jakoby polskiej drużynie podwinąć ogon i bronić się w obliczu węgierskiej nawałnicy. Brakuje danych, byśmy ustalili, jak było naprawdę, gdyż zaraz po tym meczu Szkot opuścił Polskę. Pospiesznie - być może przeraziła go atmosfera narastającej groźby wojny i trybuny stadionu w Warszawie opanowane przez ludzi w mundurach tuz przed ogłoszeniem przez Polskę mobilizacji. A być może dlatego, że uznał, iż nic tu po nim, bo "Lewandowski tamtych czasów" wie lepiej. Ernest Wilimowski bowiem wygrał z Węgrami niemal w pojedynkę, stosując własne pomysły. Hat-trick sprawił, że został najlepszym strzelcem reprezentacji, wyprzedzając Józefa Nawrota. Polska zagrała całkiem ofensywnie, znanym sobie wcześniej klasycznym ustawieniem 1-2-3-5, a w meczu doszło do rzadkiej wówczas sytuacji - zmiany. Po pół godzinie gry Henryka Jaźnickiego z Polonii Warszawa zmienił Stanisław Baran z Warszawianki. Polska reprezentacja goniła świat Węgrzy nie wzięli do Polski kilku istotnych graczy, ale i tak wystawili zespół o ogromnej sile. Pokonanie ich przez biało-czerwonych aż 4-2 (mimo prowadzenia Węgrów 2-0) było - można to powiedzieć bez cienia przesady - jednym z najbardziej wartościowych wyników osiągniętych przez polską drużynę w okresie międzywojennym. Bardzo przypominała ona wtedy obecną ekipę - miała swojego Lewandowskiego, miała kilku innych graczy niezłej europejskiej jakości, robiła postępy. Wynik z Węgrami w sierpniu 1939 roku w połączeniu z pojedynkiem z Brazylią na mundialu w 1938 roku, otwarcie się na europejskie wzorce i brytyjskich doradców wskazywało na to, że Polska rośnie w siłę i po raz pierwszy od pierwszego swojego meczu w 1921 roku (bardzo późno), zresztą również z Węgrami, zaczyna ona się liczyć w Europie i świecie. Nadrabia dystans.Zaczynało się robić bardzo ciekawie, bo przecież Polacy nieźle wypadli także na igrzyskach olimpijskich w Berlinie w 1936 roku, gdzie pokonali łączoną reprezentację Wielkiej Brytanii, a zatrzymała ich dopiero Austria. Wygrana 4-2 z Madziarami skłaniała do refleksji jak mało który mecz - czyżby Polska mogła osiągnąć w piłce nożnej to, co w latach trzydziestych osiągnęły Węgry i Czechosłowacja? One grały wszak w finale mistrzostw świata. Robiło się ciekawie. Mistrzostwa świata w piłce nożnej w 1942 roku miały się odbyć w Niemczech albo Brazylii, która w czerwcu 1939 roku w ostatniej chwili zgłosiła swą kandydaturę. Polska mogła tam odegrać istotną rolę, większą niż na mundialu w 1938 roku. Nigdy się nie dowiemy, czy tak by było. Polska - Węgry 4-2 (1-2) Bramki: 0-1 Gyula Zsellenger (14.), 0-2 Sandor Adam (30.), 1-2 Ernest Wilimowski (33.), 2-2 Ernest Wilimowski (64.), 3-2 Leonard Piątek (75. z karnego), 4-2 Ernest Wilimowski (76.) Polska: Adolf Krzyk - Edmund Giemsa, Władysław Szczepaniak, Wilhelm Góra, Ewald Jabłoński, Ewald Dytko, Henryk Jaźnicki (31. Stanisław Baran), Leonard Piątek, Ewald Cebula, Ernest Wilimowski, Paweł Cyganek. Węgry: Ferenc Sziklai - Karoly Kiss, Sandor Biro, Antal Szalai, Jozsef Turai, Janosz Dudas, Szandor Adam, Gyorgy Sarosi, Gyula Zsellenger, Geza Toldi, Janosz Gyetvai