Sebastian Staszewski, Interia: - Jak dowiedziałeś się o powołaniu do kadry? Karol Świderski: - Miałem dzień wolny i razem z żoną siedzieliśmy przy śniadaniu, oglądając konferencję. Nagle usłyszeliśmy moje nazwisko. Nie powiem, że nie byłem w szoku. Jeszcze bardziej była żona, która zaczęła się cieszyć. Były podskoki, okrzyki. I telefon od selekcjonera Paulo Sousy? - Nie. Ale po ogłoszeniu powołań skontaktował się ze mną jego współpracownik i poprosił o numer telefonu do trenera od przygotowania fizycznego PAOK. Wiem, że pytano go o to co robię, jak często pracuję na siłowni albo ile robię springów. Powołanie było dla ciebie niespodzianką? - Tak, bo wcześniej nie dochodziły do mnie żadne sygnały. Dlatego zaskoczenie było. Aczkolwiek w podświadomości była myśl, że może jednak pojawi się jakaś szansa. Wcześniej były myśli, że z Jerzym Brzęczkiem u steru kadry nie masz szans? - Za dużo kadra Brzęczka by się nie zmieniła. Po dwóch latach z trenerem drużyna się wyklarowała i na pewno istniał jakiś plan na Euro. A to znaczy, że jeśli zmieniłyby się jakieś nazwiska, to może dwa, trzy. O szansę na powołanie byłoby więc ciężko. Poza tym to był trudny temat, bo Brzęczek powoływał trzech napastników. Ja co prawda strzelałem bramki w Grecji, ale nie ma się co dziwić, że wolał Roberta, Piątka, Milika... Miałeś w ogóle jakikolwiek kontakt z byłym selekcjonerem? - Raz odwiedził mnie jego asystent i obejrzał mój występ. Ale to był jedyny kontakt. Masz już w głowie plan na swój debiut? - Nie będę opowiadał głupot, bo ludzie będą się śmiali. Znam swoje miejsce. Wiem z kim przyjdzie mi rywalizować. Roberta Lewandowskiego w ogóle nie liczę, bo to robot, facet z innej planety. Arek Milik i Krzysztof Piątek mieli słabsze momenty, ale dla kadry zrobili tak dużo, że selekcjoner nie mógł ich po prostu skreślić. Dlatego na kadrę przyjeżdżam pełen pokory, chociaż nie ukrywam, że liczę przynajmniej na kilka minut. W którym meczu? - Może być choćby z Andorą. W twojej głowie pojawiła się myśl, że może jednak powalczysz o wyjazd na Euro 2020? Bo jeszcze kilka miesięcy temu w ogóle nie wierzyłeś w taki scenariusz... - Gdyby nie epidemia koronawirusa, to Euro 2020 mielibyśmy już za sobą, a ja obejrzałbym je w telewizji. A teraz nagle zyskałem czas. W marcu mam okazję się pokazać, później w Grecji gramy play-off'y, czyli same ciężkie mecze. Jeśli więc udawałoby mi się strzelać bramki i pokazywać z dobrej strony, to szansa się pojawi. Jak duża? - Grono zawodników jest szerokie, ale różne zbiegi okoliczności i moja formą mogą mi pomóc. I mogę na turniej pojechać. Ale wszystko i tak zweryfikuje to zgrupowanie. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia