"Początki bywają trudne, ale miało być inaczej. Deklaracje Sousy wyglądały w teorii bardzo ładnie, ale nie zawsze chcieć to móc. Po meczu w Budapeszcie możemy odczuwać niesmak i niedosyt. Udało nam się uratować punkt głównie dzięki zmianom dokonanym na początku drugiej połowy oraz mistrzostwie Lewandowskiego, który poniewierany w parterze przez całe spotkanie przez Orbana i spółkę znalazł się tam gdzie trzeba i zdobył przepiękną bramkę. W końcowym rozrachunku ten punkt może też okazać się bardzo cenny" - powiedział PAP Kaczmarek. Popularny "Bobo" jest zdania, że biało-czerwoni bardzo źle rozpoczęli mecz w stolicy Węgier. Według niego gospodarze byli lepiej zorganizowani, bardziej mobilni i prostymi środkami przechodzili do ofensywny wykorzystując ułomności oraz mankamenty w grze obronnej całej polskiej drużyny. "Wyglądało tak, że mamy kontrolę nad piłką, ale nie mieliśmy kontroli nad grą. Traciliśmy bramki w prozaicznych okolicznościach, a sami nie potrafiliśmy wykreować sobie dogodnych sytuacji. Trudno się temu dziwić, jeśli do 20. minuty nie widzieliśmy Lewandowskiego w polu karnym rywali. Gol strzelony w 60. minucie przez Piątka był jednocześnie naszym pierwszym celnym uderzeniem. Do tego momentu idealnym opisem meczu w wykonaniu Polaków były słowa piosenki Jacka Lecha +Nie miałem prawie nic, a chciałem jej darować świat+" - stwierdził. Asystent Leo Beenhakkera w reprezentacji Polski przekonuje, że selekcjoner nie trafił w konfrontacji z Węgrami z wyjściowym składem. Portugalski szkoleniowiec przyznał się do tego po spotkaniu, a także niejako w trakcie rywalizacji, dokonując w 59. minucie trzech zmian. "Po Brzęczku został ciekawy zespół o sporym potencjale, którego poprzedni selekcjoner nie potrafił do końca wykorzystać. Czasu na przygotowanie do meczu z Węgrami było niewiele, ale wydaje mi się, że Sousa przeszacował z oceną możliwości kilku naszych piłkarzy. Tym razem intuicja i nos zawiodły trenera. Jego węch stępił piłkarski koronawirus" - dodał. Według 71-letniego szkoleniowca największym błędem było wystawienie Sebastiana Szymańskiego na prawej pomocy, co miało odciąć nasze skrzydła, oraz Michała Helika na środku bloku defensywnego. "Sousa tłumaczył, że wystawił Helika zamiast Glika, bo spodziewając się dośrodkowań na wysokiego Adama Szalaiego, chciał podwyższyć obronę. Tymczasem Kamil w bezpośredniej powietrznej walce czuje się jak ryba w wodzie. To jest jego żywioł. Widać było brak współpracy, zrozumienia i przewidywania pewnych sytuacji pomiędzy Helikiem i Bednarkiem. Przy pierwszej bramce zostawiliśmy rywalom pas jak na lotnisku w Rębiechowie. Michał zapłacił frycowe za brak ogrania na poziomie reprezentacyjnym. Nie winię go jednak, bo na razie może być przy kadrze, a nie jako jej podstawowy zawodnik" - podsumował.