Mit pierwszy mówi o jakiejś nadzwyczajnej klasie polskich piłkarzy. Że doczekaliśmy pokolenia wyrastającego ponad poprzednie. Dotyczy to zapewne kapitana drużyny, reszta to gracze przeciętni w skali Europy, lub wręcz poniżej przeciętnej. Uchodzący w Polsce za nienagannie wyszkolonego Sebastian Szymański z Dinama Moskwa przez godzinę nie potrafił wygrać w Budapeszcie choćby jednego indywidualnego pojedynku. Nawet nie próbował, co znaczy, że przynajmniej zna własne ograniczenia. Sousa, a polskie ograniczenia i atuty Te ograniczenia dopiero poznaje Paulo Sousa. Nowy selekcjoner chce, by siłą polskiego ataku były skrzydła. Ani Arkadiusz Reca, ani Bartosz Bereszyński, ani Szymański nie pchali gry do przodu. Tak jak bywało u poprzednich selekcjonerów: kilku piłkarzy próbowało wziąć odpowiedzialność za zespół, reszta chowała się za ich plecy, aby nie przeszkadzać. Wychodziła z tego bezproduktywna wymiana piłki na alibi: podania do tyłu, lub do najbliższego kolegi. Do sportu na najwyższym poziomie trzeba mieć charakter. Ma go Grzegorz Krychowiak, który próbował kreować akcje, odwrócić się z rywalem na plecach, podawać do przodu. Swoje zadanie spełnił Piotr Zieliński, choć nie ma cech przywódczych, ale spore umiejętności. Jakub Moder nie pozwolił się zapamiętać z żadnego zagrania potwierdzającego skalę jego talentu. Pozbawiona rutyny i serca do walki Kamila Glika defensywa sobie nie radziła. Choć nawet po wejściu do gry obrońcy Benevento Polacy stracili trzecią bramkę. Nerwowo było w każdej formacji, łącznie z Wojciechem Szczęsnym, który ani jedną spokojną interwencją nie pomógł drużynie. Bezproduktywnie czas na boisku spędził Arkadiusz Milik. Wydaje się, że rolę numeru 10 powinien przejąć Robert Lewandowski. Od wejścia Krzysztofa Piątka w 59. minucie tak właśnie było. I to był ten okres, z którego Sousa może być dumny. Polacy nie mieli już nic do stracenia i właśnie wtedy pokazali swoją wyższość nad przeciwnikiem, który kontrolował wydarzenia na boisku przez godzinę. Zmiany: wejście Piątka, Glika, a przede wszystkim bohatera meczu Kamila Jóźwiaka to najlepsze decyzje Sousy. Dramaturgia była bardzo duża, co w piłce nie jest bez znaczenia. Mecze kadry nie mogą obyć się bez emocji. Komfort Lewandowskiego Kolejnym mitem kadry jest komfort Lewandowskiego. W ogóle nie rozumiem o czym mówimy? Kapitan jest piłkarzem tej klasy, że sam musi zadbać o siebie. W przeciętnej drużynie jak Polska zawsze będzie pełnił rolę inną niż w najlepszym klubowym zespole świata jakim jest teraz Bayern Monachium. Wszelkie analogie są szkodliwe. Z taką grą jak w Budapeszcie Polacy nie mogą pokazać się na Wembley. Przed startem eliminacji mundialu w Katarze dziennik "L'Equipe" wycenił wszystkie drużyny narodowe sumując wartość piłkarzy powołanych na marcowe mecze. Anglia zajęła pierwsze miejsce. Drużyna Garetha Southgate jest najdroższa, na szczęście nie jest najlepsza w Europie. Kontuzja Marcusa Rashforda sprawia, że wyceniany na ponad 300 mln euro atak Sterling-Kane-Rashford nie zagra przeciw Polsce. Ale i tak w ofensywie Anglicy będą zdecydowanie mocniejsi niż Węgrzy. Ich naturalna wiara w swoje możliwości zetrze się z polskimi kompleksami wynikającymi z serii porażek na Wembley trwającej od 1973 roku. Tamten pamiętny remis 1-1 kadry Kazimierza Górskiego wciąż postrzegamy w kategorii cudu. Kwalifikacje mundialu w Katarze dopiero wystartowały, ale już pokazują, że można stawić czoła lepszym. Grecy zremisowali w Hiszpanii (1-1) z zespołem Luisa Enrique, który niedawno rozbił Niemcy 6-0. Turcy ograli 4-2 Holendrów - tych samych, z którymi Polska nie zdobyła punktu w dwumeczu Ligi Narodów. Ukraińcy odebrali w Paryżu punkty Francji (1-1) - zaczynającej drogę w obronie mistrzostwa świata. Można więc przekraczać granice swoich możliwości, trzeba mieć do tego charakter i pomysł. Póki co w Polsce widać zaledwie jego namiastkę. Poważna mina Paulo Sousy i przyznanie się do błędu przy ustalaniu podstawowej jedenastki na mecz w Budapeszcie jest największą nadzieją. Nie ma czasu na bujanie w obłokach, marzenia, że z grupy średnich piłkarzy okraszonych wybitnym snajperem stworzy się maszynę do wygrywania. W drodze do powstania lepszej drużyny polscy piłkarze muszą stawiać małe kroki. Inaczej praca Sousy będzie ocierała się o donkiszoterię. Dariusz Wołowski