"To jest takie typowo polskie" - wyjątkowo irytujące, często krzywdzące określenie jakiegoś zdarzenia czy zachowania, które ma wskazywać na pewną przaśność, zaścianek, brak profesjonalizmu jest nadużywane w tzw. debacie publicznej, także w świecie sportu. Paulo Sousa i Robert Lewandowski, bohaterowie ostatnich wydarzeń w polskiej piłce, w teorii są tego zaprzeczeniem. Ludzie z innej planety, europejski sznyt, najnowocześniejsze standardy, wzór profesjonalizmu. I oto trener określany modnym ostatnio słówkiem "top" w kluczowym dla nas meczu z Węgrami daje odpocząć jednemu z najlepszych zawodników świata. Trudno nie przypuszczać, że nie na jego prośbę. Sousa i Lewandowski zagubieni Ten mecz przegrywamy i szanse awansu na mundial, splendoru i wielkich pieniędzy znacząco maleją (nie jesteśmy rozstawieni, nie zagramy w pierwszym starciu u siebie). Trener, który zawsze był niezwykle elokwentny i rzeczowy, tym razem mamrocze coś o tym, że... to była dobra decyzja, bo musimy umieć grać bez Roberta, a on Paulo Sousa nie boi się trudnych decyzji. Jeszcze bardziej kuriozalne jest oficjalne oświadczenie naszego asa, z którego, jak się mocniej nad nim pochylić, wynika, że brakowało świadomości, o co toczy się gra i który z tych dwóch meczów z Andorą i Węgrami jest naprawdę ważny. Tylko oliwy do ognia dolały wypływające informacje, że podczas odpoczynku od kadry RL9 bawił się na urodzinach słynnego milionera i uczestniczył w zdjęciach do filmu dokumentalnego o sobie. A później siadając na ławce rezerwowych na Narodowym żywo gestykulował, bo był fotografowany przez specjalnie przybyłego fotografa "France Football", co ujawnił Tomasz Włodarczyk. Pewnie nikt by na to nie zwrócił uwagi, gdybyśmy z Węgrami przynajmniej zremisowali. Ale dostaliśmy łomot i amatorskie działanie najważniejszych ludzi w polskiej piłce wyszło na jaw. Panowie się po prostu przeliczyli, uznali że prawdopodobieństwo braku rozstawienia jest tak niewielkie, że teraz to sobie mogą pozwolić na wszystko. O skali lekceważenia potencjalnego problemu świadczy nawet fakt, że nie poszukano żadnego alibi. Nie oszukujmy się, w podobnych przypadkach wysyła się komunikat, że zawodnik jakiś tam mięsień naciągnął i nie jest w pełni zdolny do gry. Tutaj, w sumie szczerze, zakomunikowano, że napastnik chce sobie odpocząć. Pytanie, czy pozwoliłby sobie na to w grającym co trzy dni Bayernie, jest retoryczne. Robert Lewandowski zrobił dla polskiej piłki mnóstwo. Na jego barkach wiezie się od lat cały polski futbol. Jest wielkim sportowcem i zawsze już będzie naszym dobrem narodowym, najlepszym ambasadorem jak Adam Małysz, Kazimierz Górski czy Zbigniew Boniek. Nikt mu już tego nie odbierze. Dlatego zdumienie po tym, co się stało, jest tak wielkie i pozostawia aż taki niesmak. Wszystkim nam opadły szczęki, widząc, "jakie to było typowo...". Cezary Kowalski, Polsat Sport Czytaj całość na Polsatsport.pl