Obserwując pracę selekcjonerów można odnieść wrażenie, że niemal każdy z nich może poszczycić się meczem, który stał się swego rodzaju stemplem, czy idąc dalej - przełomem w pracy z reprezentacją Polski. Leo Beenhakker miał "swoje" zwycięstwo z Portugalią na Stadionie Śląskim, Adam Nawałka wygraną z Niemcami na PGE Narodowym. W przypadku Jerzego Brzęczka miłośnicy futbolu na ten wyjątkowy mecz czekali i... nie do końca się doczekali, choć patrząc z perspektywy czasu remis 1-1 z Włochami w Bolonii (graliśmy wtedy z przyszłymi mistrzami Europy) za taki mecz mógłby być postrzegany. Kamil Glik oskarżany o rasizm. FIFA wszczyna dochodzenie Paulo Sousa objął kadrę w trudnym momencie i czasu - jak wiadomo - miał niewiele. A mimo to wiele od niego wymagano. Co więcej, poza pięknymi słowami i teoretycznie znakomicie ustawioną taktyką na każdy mecz, portugalski selekcjoner nie umiał przekonać do siebie ani dziennikarzy (choć pierwsze wrażenie zrobił znakomite), ani ekspertów, ani tym bardziej kibiców. Mistrzostwa Europy tylko pogłębiły frustrację i po raz kolejny kazały zadać pytanie "gdzie jest dziś Polska na piłkarskiej mapie Europy". Oczywiście byli tacy, którzy wprost wskazywali tylną część ciała i używali mocnych słów. Inni - jak mantrę - powtarzali: "mamy Lewego i innych piłkarzy grających w dobrych europejskich klubach, a do tego młode wilczki, które także chcą się w reprezentacji pokazać". I co? I nadal niewiele z tego wynikało.... Wrześniowe zgrupowanie rozpoczęło się od kontuzyjno-chorobowego trzęsienia ziemi. Potem napięcie rosło niestety umiarkowanie, bo choć zwycięstwa z Albanią i San Marino cieszyły (6 punktów piechotą nie chodzi) to - podobnie jak za kadencji Jerzego Brzęczka - znów narzekano na styl, jakość gry, czy formę poszczególnych zawodników. Pojawiały się nawet sugestie, że gdyby za kadencji poprzedniego selekcjonera przydarzyły się takie mecze, opinia publiczna byłaby bezlitosna. Tu krytyka okazała się oszczędna, bo wszyscy czekali na mecz z Anglią. Mając w pamięci drugą połowę spotkania na Wembley (bez Roberta Lewandowskiego) i nienajgorszy - mimo przegranej - wynik tam, tliła się nadzieja. Bezpodstawna, nieco naiwna, ale jednak z serc kibiców wyrwana. Remis 1-1 na PGE Narodowym trudno nazwać cudem, ale grę Polaków już tak. Dawno nie widzieliśmy naszej reprezentacji tak walczącej, tak zmotywowanej, tak dobrze zorganizowanej w defensywie i tak bardzo oddanej sprawie. To był przełom! Taki zespół chcemy oglądać, oklaskiwać i kibicować mu z całych sił. Co więcej - teraz już "nie ma przebacz". Wiemy, bo widzieliśmy, jak ta drużyna może i potrafi grać, więc mamy prawo wymagać więcej. Mamy podstawy, by domagać się nie tylko dobrych wyników ze słabeuszami, ale równorzędnej walki z najlepszymi w Europie. Od pierwszej do ostatniej minuty. Wyniki, terminarz i tabela "polskiej" grupy eliminacji MŚ 2022 Smuci tylko jedno... że zamiast po meczu zajmować się analizą spotkania, dobrych momentów gry i postawy poszczególnych zawodników, zajmujemy się protestem złożonym przez Anglików. Oskarżanie Glika o rasizm jest tak niedorzeczne, jak zarzucenie mu, że nie angażował się w mecz. Owszem, powtórki telewizyjne nie pozostawiają wątpliwości. Kamil "grzecznym chłopcem" nie jest, a w dyskusji z Jackiem Grealishem w język raczej się nie gryzł. Ale zarzucanie tak doświadczonemu piłkarzowi, będącemu wielokrotnie w trudnych sytuacjach na boisku, kierowania obleg na tle rasistowskim do Kyle’a Walkera - nie mieści mi się głowie. Poza tym trudno uwierzyć, że piłkarz, który przez lata swojej kariery grał w klubach z czarnoskórymi kolegami, mógłby zachować się w tak niedorzeczny, zarzucany mu sposób. Nie ma jednak wątpliwości, że Anglicy od lat na tym punkcie mogą być przewrażliwieni i słusznie byli także na PGE Narodowym. Bo skoro przed rozpoczęciem meczu nasi rywale klękają, włączając się w akcję antyrasistowską, Robert Lewandowski wspiera ich, wskazując napis "Respect" na kapitańskiej opasce, a kibice na PGE Narodowym buczą, gwiżdżą... to czego mieliśmy oczekiwać? Że Anglicy poczuli się miło przywitani (gwizdy słychać było także na angielskim hymnie)? Że nie zastanawiali się o co tu chodzi? Gdzie my jesteśmy? Że stali się jeszcze bardziej czujni? Po prostu wstyd. Tak, było mi wstyd za wszystkich, którzy w takim momencie nie potrafili się zachować. Zresztą nie tylko mnie. Angielska federacja sprawę szarpaniny sprzed przerwy zgłosiła FIFA i będzie czekać na dalsze kroki władz światowej piłki. My także poczekamy, choć słowa Michała Listkiewicza, który przekonuje, że w przypadku zachowania rasistowskiego arbiter natychmiast ukarałby Glika czerwoną kartką, mogą dodatkowo uspokajać. Ufam, że wszystko skończy się pomyślnie. A zmianie ulegnie przede wszystkim postawa polskich kibiców wobec naszych rywali. Bez względu na to kim są, jaki mają kolor skóry, przekonania czy jakie gesty przy okazji międzynarodowych spotkań chcą manifestować. Respect! Paulina Chylewska, Polsat Sport