Dawidziuk był odpowiedzialny za szkolenie bramkarzy w sztabie Beenhakkera, a później Waldemara Fornalika. Pamięta spotkanie sprzed 13 lat, kiedy to "Biało-Czerwoni" w meczu eliminacji mistrzostw świata wygrali w Serravalle z San Marino zaledwie 2-0. To właśnie w tym meczu zadebiutował Robert Lewandowski, który osiem minut po wejściu na boisko (zmienił Marka Saganowskiego) strzelił swojego pierwszego gola w reprezentacji. "Samych okoliczności wejścia Roberta na boisko nie pamiętam, natomiast ten mecz nie układał się po naszej myśli. Trener Beenhakker szukał po prostu nowych rozwiązań też w ofensywie. Robert już na treningach zgłaszał akces do gry, prezentował się bardzo dobrze, w lidze regularnie strzelał bramki dla Lecha. Był też w kadrze na Słowenię, z którą graliśmy kilka dni wcześniej, ale wówczas nie wystąpił. Natomiast jeszcze w tych eliminacjach stał się podstawowym zawodnikiem" - powiedział. San Marino - Polska. Karny zapadł w pamięci Dawidziuka Dawidziuk nie ukrywa jednak, że najbardziej pamiętny moment z tego meczu miał miejsce krótko po rozpoczęciu. Po faulu Grzegorza Wojtkowiaka, sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy. "Łukasz Fabiański obronił i mogliśmy odetchnąć. Ale pamiętam, że szło nam jak po grudzie, a do tego graliśmy na fatalnym boisku, które chyba było złożone z różnych rodzajów trawy. W jednym miejscu piłka się odbijała, w innym nie. Pamiętam, że po meczu, choć wygranym była cisza w szatni, każdy chciał zabrać te trzy punkty i jak najszybciej stamtąd wyjechać" - opowiadał. Później obie reprezentacje miały jeszcze kilka razy miały okazję się spotkać i te kolejne spotkania były już jednostronne. W tych samych eliminacjach Polacy w Kielcach rozgromili San Marino 10-0. Dawidziuk jednak przestrzega przed lekceważeniem najbliższych rywali. "Jak widać, nie wszystkie mecze z San Marino były łatwe. Przed takimi spotkaniami często zastanawiamy się, ile bramek strzelimy rywalowi, a nie czy w ogóle wygramy. A życie pisze swoje scenariusze" - przyznał. San Marino - Polska. Sousa dokona kilku roszad? Jego zdaniem, selekcjoner Paulo Sousa zapewne zdecyduje się na zmiany w składzie, mając z "tyłu głowy" środowy pojedynek z Anglią. Kilka miesięcy temu Polacy grali z Andorą, a Sousa wystawił w tym spotkaniu Lewandowskiego, który doznał kontuzji i w kolejnym meczu, właśnie przeciwko Anglii na Wembley, nie mógł już wystąpić. Wówczas rozgorzała się dyskusja, czy lepiej by nie było, gdyby Portugalczyk oszczędził kapitana reprezentacji. "Nie biorę nigdy pod uwagę czegoś takiego, że zawodnik nie może zagrać, bo może mu się coś przydarzyć. Nie wydaje mi się, by ktoś mógł myśleć takimi kategoriami. Trudno w takim podejściu znaleźć jakąś logikę. Gdyby któryś z piłkarzy był zagrożony kartkami i kolejna mogłaby go wykluczyć w meczu z Anglikami, to oczywiście, że taką decyzje jak najbardziej można zrozumieć" - przyznał Dawidziuk. Jak dodał, piłkarze do kolejnych meczów przygotowują się na różne sposoby. "Czasami zawodnik sam daje sygnał, że na przykład przyda mu się odpoczynek, inni z kolei mogą bardziej potrzebować rytmu meczowego. Decyzja selekcjonera powinna być adekwatna do potrzeb piłkarza, mając z tyłu głowy, że czeka nas dwumecz w bardzo krótkim okresie czasu. Duży komfort dało trenerom możliwość przeprowadzenia pięciu zmian, wówczas można wyjść na takie spotkanie nawet w najsilniejszym składzie i w przerwie dokonać już kilku zmian" - zaznaczył. El. MŚ 2022. Polacy rozpoczęli wrzesień od wygranej z Albanią Polacy wrześniową serię eliminacji rozpoczęli od zwycięstwa nad Albanią 4-1. Mimo to, zebrali sporo krytyki za styl i grę przeciwko niżej notowanemu rywalowi. "Trzeba umieć się cieszyć z tego, co mamy w danym momencie i bardziej optymistycznie patrzeć na ten mecz. Skuteczność mogła zaimponować i z tego powinniśmy być też zadowoleni. Musimy zadać sobie pytanie czy my chcemy ładnie przegrywać, czy może nie zawsze w pięknym stylu wygrywać. Teraz doszukujemy się różnych "ale", takiego kolejnego dna. Chwalimy Albańczyków za grę, za ich wyszkolenie techniczne i umiejętności indywidualne, lecz coś musiało zadecydować, że to my strzeliliśmy cztery bramki" - podkreślił Dawidziuk, który jednak zauważył też wiele mankamentów w grze polskiej reprezentacji. "Oczywiście, że jest wiele rzeczy do poprawy. Brakowało przede wszystkim powtarzalności w rozgrywaniu akcji, one były takie trochę rwane. Nie potrafiliśmy też dłużej utrzymać się przy piłce, a gdy ją przeciwnik przejmował, był wówczas bardzo groźny. Wiadomo jednak, że tę reprezentację będziemy i tak oceniać przez pryzmat spotkania z Anglią" - podsumował. Spotkanie San Marino z Polską rozegrane zostanie w niedzielę w Serravalle o godz. 20.45. Marcin Pawlicki (PAP)