Michał Białoński, Interia: Środowisko piłkarskie w Polsce żyje dyskusją o tym, że Paulo Sousa stroni od meczów PKO Ekstraklasy. Niektórzy uważają, że jest to skandalem. Jest pan członkiem Partii Przyjaciół Sousy czy Partii Przeciwników Sousy? Bartosz Bosacki, były piłkarz Lecha i reprezentacji Polski: - Mam swoją partię i będę rozliczał trenera Sousę z końcowego wyniku. Sternicy PZPN-u powinni wytrzymać ciśnienie i rozliczać Sousę dopiero po eliminacjach do MŚ. Czytam opinie zwolenników natychmiastowego zwolnienia Sousy, jeśli nie wygramy dwóch najbliższych spotkań z San Marino i z Albanią. Zwolennikiem tego jest Roman Kosecki, który wygłosił takie zdanie w rozmowie z Interią. - Myślę, że jest to trochę nie fair nie tylko w stosunku do trenera, ale też piłkarzy i kibiców. Nigdy nie podobała mi się forma zwalniania kogokolwiek w trakcie realizacji celu. Ja wiem, że umowę z selekcjonerem Sousą podpisał prezes Boniek, a PZPN-em teraz kieruje Cezary Kulesza, ale jeżeli przejmuje się firmę, to z całym ... Dobrodziejstwem inwentarza? - Dokładnie tak. I nawet jeśli ma się inne zdanie na czyjś temat, to umowy trzeba realizować i dać zaufanie. Pamiętajmy, że przy ewentualnej zmianie selekcjonera nie zmieniamy jednej osoby, tylko cały sztab, który od początku roku współpracuje z chłopakami, ta współpraca się dociera. Ewentualna zmiana wpłynie na całą drużynę. Ja dzisiaj absolutnie nie podejmuję się oceny odnośnie tego, czy trener Sousa prowadzi zespół dobrze czy źle. Najważniejszy jest końcowy sukces, czyli awans na MŚ. Dopiero gdy ta kwestia zostanie rozstrzygnięta powinno się podejmować jakiekolwiek ruchy. Skoro Paulowi Sousie postawiło się za cel awans na mundial, to powinno się mu pozwolić pracować, a nie zwalniać w momencie, gdy awans jest jeszcze możliwy. Jako kibica cieszy pana ożywienie ofensywy, dzięki której Robert Lewandowski strzela bramkę na mecz, a nie 0.4 bramki na mecz, jak za kadencji Jerzego Brzęczka, czy jako byłego obrońcę bardziej pana martwi rozregulowana defensywa, która za kadencji Sousy straciła 17 bramek w 11 meczach? - Jeżeli się gra ofensywnie, to jest większe ryzyko tracenia bramek. Na pewno trzeba zwrócić uwagę na zbalansowanie gry, utrzymanie równowagi między ofensywą a defensywą. Wydaje mi się, że w drużynie narodowej jest obrana droga na utrzymanie tej równowagi. Oprócz aspektu czysto taktycznego jest jeszcze ten drużyny jako kolektywu. Nie jestem blisko kadry, natomiast sądząc po wypowiedziach naszych reprezentantów z konferencji, wywiadów, czy prywatnych rozmów z nimi wnioskuję, że współpraca wewnątrz kadry jest dobra. Zatem dlaczego nie pozwolić temu zespołowi ludzi na dalszą pracę i robić teraz radykalne zmiany? Podoba się panu konsekwencja Sousy w grze tróją stoperów? Trener Franciszek Smuda twierdzi, że nie mamy obrońców o charakterystyce pozwalającej na tak odważną, kreatywną taktykę. Na dodatek liderzy naszej defensywy w klubie nie praktykują takiej taktyki. - Dla mnie ta trójka obrońców jest trochę umowna. Możemy powiedzieć, że w defensywie gramy piątką i nikt nie jest w stanie tego obalić. To prawda, przecież wahadłowi nie są zwolnieni z regularnej obrony. - Dlatego ta trójka stoperów jest bardziej umowna i fajnie wygląda na planszy w telewizji, a bronimy piątką. Wydaje mi się natomiast, że gdyby trener Sousa nie wierzył w zdolność chłopaków do gry w tym systemie, toby tego nie lansował. Z drugiej strony, Kamil Glik czy Janek Bednarek, który ma coraz więcej doświadczenia i występuje w mocnej lidze, pokonał zawirowania, jakie miał przez chwilę, to zawodnicy wszechstronni, którzy doskonale potrafią się odnaleźć przy ustawieniu trójką, czwórką, czy piątką obrońców. Więc ja bym się akurat do tego ustawienia nie przyczepiał. To gdzie pan widzi problem? - Zawsze powtarzam, że cały zespół broni i cały zespół atakuje. Gdy tracimy bramki, to nie znaczy, że defensywa gra słabo. Najczęściej dzieje się to po stałych fragmentach gdy, czy po historiach, które na ogół nie wynikają ze złego ustawienia obrony, tylko z błędów indywidualnych. Zazwyczaj wcześniej coś się "wywaliło". Ktoś komuś pozwolił się ograć, ktoś kogoś nie dogonił, a później wina spada na obrońców. Pamiętajmy też, że do tego, aby Robert Lewandowski mógł strzelać, to ci obrońcy również muszą dostarczyć piłkę do strefy, z której można zdobyć bramkę. Dlatego ja absolutnie nie neguję ustawiania kadry z trzema środkowymi obrońcami i nie twierdzę, że bezpieczniej będzie, gdy wyjdziemy czwórką. Atutem naszej reprezentacji jest wszechstronność, fakt, że może grać takim i takim ustawieniem. Skoro już przy "Lewym" jesteśmy, przyzna pan, że kapitan kadry w wieku 33 lat Robert przekracza wszelkie limity? Robi postępy w momencie, gdy większość piłkarzy kończy karierę, bądź poważnie o tym myśli. Ma już na koncie 50 bramek strzelonych w tym roku, a do jego końca zostało mu 20 spotkań, więc z pewnością poprawi swój życiowy wynik - 54 trafienia. - Na pewno mamy do czynienia z wyjątkowym piłkarzem i sportowcem. Świetnie, że Robert utrzymuje taką dyspozycję, dzięki pracy, którą wkłada w całą karierę. Wprawdzie czasy się zmieniły i niekoniecznie ktoś, kto kończy nawet 35 lat musi kończyć karierę. Mamy na to wiele przykładów, a Robert jest wręcz idealnym. U niego talent poparty jest pracą, wzorową mentalnością i takim samym prowadzeniem się. Nic dziwnego, że Bayern nosi się z zamiarem przedłużenia z nim kontraktu, choć Robert ostatnio dementował informacje, podkreślając, że żadnych rozmów na ten temat jeszcze nie prowadził. Ale już samo dążenie klubu do przedłużenia współpracy świadczy o tym, że Bayern w Robercie widzi potencjał na pełnienie roli lidera znacznie dłużej, niż wskazuje na to obecna umowa. W czym tkwi tajemnica długowieczności Roberta? - Ja absolutnie na wiek "Lewego" nie patrzę. Śledząc jego całą karierę dochodzę do wniosku, że on nigdy nie miał kontuzji, wynikających z naderwania czy naciągnięcia mięśnia. Wszystkie, z jakimi musiał się borykać wynikały z ingerencji rywala, bądź przypadków, jak ten podczas meczu reprezentacji z Andorą, gdy został nadepnięty. Istniało zagrożenie, że przerwa, jaką wtedy miał przeszkodzi mu w wyścigu po pobicie rekordu Gerda Muellera, ale "Lewy" i tak dopiął swego. Dlatego w jego przypadku nie ma sensu patrzyć na jego metrykę. Bardziej interesujmy się tym, co może jeszcze dokonać. Jestem głęboko przekonany, że jeszcze wiele rekordów pobije. A nawet gdy już przestanie je bić, to jeszcze przez kilka lat będzie ważną postacią naszej reprezentacji i drużyny klubowej. Zobaczymy, czy zawsze to będzie Bayern, a być może Robert ma w planach sprawdzić się gdzieś indziej. Na dzisiaj jednak jest w zespole, który może mu zapewnić to wszystko, co ma zaplanowane. Bayern zawsze walczy o najwyższe cele, a właśnie o takie Robertowi chodzi. Silniejszą ligą jest Premier League, ale żaden jej klub nie osiąga regularnie tyle, co Bawarczycy w Lidze Mistrzów. - To prawda. Kilka lat temu, gdy Roberta kusił bodajże Manchester City, zapytałem, dlaczego nie skorzysta z tej oferty. Odparł: "A pójdziesz tam za mnie mieszkać?". W Monachium Robert się dobrze czuje, ma blisko góry, panuje tam umiarkowany klimat, deszcz nie pada co drugi dzień jak na Wyspach Brytyjskich. Alternatywą dla "Lewego" mogłaby być jeszcze Hiszpania, ale gra w Niemczech. Na dodatek Bayern jest świetnie prosperującym, zrównoważonym, mądrze prowadzonym klubem. W jego przypadku nigdy nie słyszymy o problemach finansowych, czy innych historiach, które zakłócają pracę klubu. Patrząc na to, co się dzieje w Realu Madryt czy Barcelonie, widzimy, że nie wszędzie jest tak różowo. Nawet bogate klubu angielskie, czy naszpikowane gwiazdami PSG na ogół nie dochodzą do tego miejsca w Lidze Mistrzów, w którym od wielu lat, regularnie jest Bayern. To również ma wpływ na to, że Robert chce grać w tym klubie. Widać, że cała kariera jest przez Roberta przemyślana i wszystkie decyzje, jakie podejmuje są trafione. Tym bardziej nie wydaje mi się, żeby na ostatnim jej etapie wykonał jakieś nieprzemyślane ruchy, które by mogły spowodować, że nie będzie się bił o najwyższe cele. "Złota Piłka" w zeszłym roku została odwołana, gdy Robert nie miał do niej poważnego konkurenta, skoro wygrał wszystko, co się dało i w każdych rozgrywkach był najlepszym strzelcem. Ale nawet teraz również on powinien być faworytem, o ile - jak sam Robert mówi - nie będzie wielkiej polityki przy rozstrzyganiu tego plebiscytu. - Tego typu plebiscyty żądzą się swoimi prawami, ale jeżeli "France Football" dba o swój PR, to nie może być innej decyzji, niż "Złota Piłka" dla "Lewego". Messi przechodził olbrzymie zawirowania, kolejny konkurent - Cristiano Ronaldo - również nie miał udanego okresu, podobnie jak Messi zmieniał klub. Nie tylko dlatego, że znam Roberta i że jest Polakiem życzę mu zdobycia tej nagrody. Różne rzeczy mogą nas zaskoczyć, ale według mnie Robert zasłużył na tę nagrodę w stu procentach. Rozmawiał: Michał Białoński, Interia