Wszyscy krytycy przestrzegali Portugalczyka, że popełnia błąd luzując z meczu z Węgrami Roberta Lewandowskiego. On się jednak uparł i nadal obstaje przy swoim, nie bacząc na to, że nasze rozstawienie w barażach wisi na cienkim włosku. Paulo Sousa od marca budował misternie reprezentację Polski, by rozwijać jej grę, natchnąć odwagą, która doprowadziła do remisów z Hiszpanią i Anglią. Zbudował dość efektowny domek z kart, który teraz ze złością rozkapryszonego pięciolatka zburzył jednym kopnięciem. Choć miał najgroźniejszą na świecie, najbardziej nowoczesną broń, na bitwę z Węgrami poszedł z dzidami i łukami. Po porażce powiedział, że przecież i tak musimy się kiedyś nauczyć nimi wygrywać, więc lepiej zacząć to robić od razu. Problem w tym, że przez porażkę na własne życzenie nucimy znów tę obrzydłą pieśń grupy Lady Pank: Polska metoda, to wiara we wroga". Za polskiego piłkarza ma teraz umierać ten z Czarnogóry w meczu z Turcją, a także ten z Belgii, w spotkaniu z Walią. Turkom i Walijczykom wystarczy zdobycie punktu dzisiaj i już na wyrzucają do puli drużyn nierozstawionych. Generał Sousa zostawił najgroźniejsze rakiety w arsenale Mogliśmy nadal sprawować pełną kontrolę, ale generał Sousa wolał zostawić najpotężniejsze rakiety w arsenale. Robert Lewandowski oszczędzał siły na piątkowym mecz z Augsburgiem. Kamil Glik nie grał w obawie przed pauzą za kartki. W pierwszej połowie mecz z Węgrami z ławki oglądali Piotr Zieliński i Kamil Jóźwiak. Jeżeli doliczymy do tego zawieszonego za kartki Grzegorza Krychowiaka, okaże się, że na każdej pozycji, za wyjątkiem bramki brakowało nam najlepszego piłkarza: środek obrony, defensywny pomocnik, ofensywny pomocnik, skrzydłowy i napastnik. Zastąpić Lewandowskiego by się pewnie udało, ale pod jednym warunkiem, że pozostałe najgroźniejsze armaty zostałyby użyte. Czy Paulo Sousa roztrwonił 12 mln zł w jeden wieczór? Jeśli ostatecznie stracimy szanse na rozstawienie, to możemy nawet sklonować oszczędzanego Glika i może się okazać, że na nic się to zda, bo rywale będą za silni.Paulo Sousa szuka jasnej strony Księżyca: - Jeśli chcemy pojechać na mundial i tak koniec końców musimy się zmierzyć z zespołami rozstawionymi, pokroju Włochów, czy Portugalii - mówi. Sęk w tym, że prawie na pewno półfinału play-off nie zagramy w Warszawie, tylko na wyjeździe, a to wiąże się ze stratą dla PZPN-u około 12 milionów złotych. Właśnie tyle zostanie wyrzucone w błoto, jeśli dziś zapunktują Turcy lub Walijczycy. Brak szacunku do rywala został ukarany W sporcie obowiązuje żelazna zasada: szanuj każdego rywala, nie lekceważ go. Choćby nie wiem jak się zaklinał Sousa, wczoraj pokpił sprawę, wystawionym składem zignorował Bratanków. Został za to srodze ukarany, a my, kibice "Biało-Czerwonych" razem z nim. - Gdyby Polska walczyła o udział w barażu, jestem przekonany, że Robert Lewandowski by zagrał przeciw nam, a wówczas siła Polski wzrosłaby o 30-40 procent - stwierdził włoski selekcjoner Włochów Marco Rossi. Brak Lewandowskiego to nie tylko nieobecności jednego z najlepszych piłkarzy świata, ale też kapitana. Jaki to był sygnał dla reszty zespołu? Na pewno nie budujący. Gdy o pierwszej w nocy opuszczaliśmy z innymi dziennikarzami PGE Narodowy, atmosfera panowała jak nad ranem w "Weselu" Wyspiańskiego. Brakowało tylko Chochoła, który tym razem nie do Jaśka, tylko do Paula by powiedział: ""Miałeś chamie złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór, czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci się ino sznur". Bez złotego rogu, czytaj: autorytetu i wiary we własne metody pracy Sousy trudniej będzie poderwać zespół do skutecznej walki w barażach. Paulo sam musi wypić piwo, jakiego nawarzył. Michał Białoński, Interia