Niezrozumiała decyzja Paulo Sousy i sztabu trenerskiego dotycząca absencji w meczu z Węgrami Roberta Lewandowskiego była dla części dziennikarzy i kibiców nad Wisłą co najmniej zaskakująca. Dla mnie była natomiast zupełnie niezrozumiała. Dlaczego? Przed meczem Polska - Węgry. Strategia zarządzania ryzykiem Nie dlatego, że ktokolwiek wiedział, jak to się skończy, a dlatego, że istniała możliwość, iż zadanie nie będzie wykonane do końca. Przecież to oczywiste, że bez naszego kapitana szanse na dobry wynik są mniejsze. Nie znaczyło to wtedy, przy podejmowaniu decyzji, że z Węgrami przegramy, znaczyło jednak aż tyle, że nie zmaksymalizowaliśmy naszych atutów, a wręcz przeciwnie - zminimalizowaliśmy je. Strategia zarządzania ryzykiem w takim przedsiębiorstwie, jakim jest piłkarska reprezentacja Polski była w tym przypadku koszmarna. W efekcie odbije się zapewne czkawką w postaci braku rozstawienia w barażach. Efekt końcowy i bonus związany z grą w Warszawie w I rundzie, który wydawał się być na wyciągnięcie ręki, prawdopodobnie nas ominie. Baraże. Musimy kibicować połowie Europy Prawdopodobnie, bo teraz, by zagrać u siebie w I rundzie baraży, musimy we wtorkowych meczach kibicować prawie połowie Europy: Czarnogórcom, Belgom, Estończykom, Francuzom i Holendrom albo Norwegom (w zależności od sytuacji). Nie zagramy bowiem u siebie w I rundzie baraży jeśli zaistnieje choć jeden z poniższych warunków: Po pierwsze - w grupie D Finlandia wygra wysoko z Francją, np. 7:0, 8:1 lub strzeli więcej niż osiem goli, ale wygra różnicą co najmniej sześciu. To akurat mało możliwe, śmiało można ocenić jako nierealne. Po drugie - w grupie E Walia co najmniej zremisuje z Belgią lub Czechy wygrają z Estonią różnicą pięciu goli. A to już jest z kolei dość prawdopodobne. Po trzecie - w grupie G: Turcja wygra z Czarnogórą lub Norwegia wygra z Holandią, ale - przy "wpadce" Turcji - nie wyżej niż różnicą dwóch goli (wtedy grupę wygra Norwegia, Holandia będzie druga z taką samą liczbą punktów, co Polska). I ten warunek (konkretnie wygrana Turków) jest najbardziej realny ze wszystkich i można przypuszczać, że to właśnie Turcy wypchną nas z czołowej szóstki w tabeli drugich miejsc. Brak Lewandowskiego w meczu z Węgrami był błędem Pozostaje na koniec pytanie. Czy sztab szkoleniowy reprezentacji Polski wyliczył te szanse, wziął pod uwagę te możliwości? Chcę wierzyć, że tak. Nie rozumiem jednak dlaczego ktoś nie poszedł po rozum do głowy i nie powiedział: panowie, jeśli przegramy z Węgrami, to istnieje realna (podkreślam: realna) szansa na to, że wypadniemy z rozstawienia w barażach. W takiej sytuacji nikt, kto zarządza ryzykiem, ustala taktykę, strategię nie podjąłby decyzji o odpoczynku dla Lewandowskiego. Przecież jeśli nasz kapitan potrzebował odpoczynku, mógł pauzować z Andorą, z którą mieliśmy większe szanse (znów to magiczne słowo - szanse) na wygraną. Równie dobrze mógł nie zagrać w kolejnym meczu Bayernu, przecież - chcę wierzyć, że tak jest zawsze i wszędzie - kadra jest najważniejsza. Może się we wtorek okazać, że jednak w barażach będziemy rozstawieni. Może okazać się, że nie, ale w marcu śpiewająco awansujemy na mundial. Nie zmieni to faktu, że brak "Lewego" w meczu z Węgrami był błędem. A że akurat sprawdza się na naszych oczach czarny scenariusz, widać to dosadniej, niż gdybyśmy zremisowali lub wygrali z Węgrami. To nie ma jednak większego znaczenia. Liczy się podjęta decyzja w warunkach, w jakich zapadła. A otoczenie było wtedy takie, które pozwalało ocenić lub wyobrazić sobie ryzyko z nią związane. Ktoś tego ryzyka po prostu albo nie policzył, albo nie wziął pod uwagę. W zależności od rozwoju wypadków - czasem błędy związane z zarządzaniem ryzykiem uchodzą na sucho, a czasem trzeba ponieść ich konsekwencje. Daniel Bednarek