Pierwsza od siedmiu lat porażka na PGE Narodowym spowodowała, że Polacy na 99 procent stracą rozstawienie w półfinale barażów. Paulo Sousa był przepytywany przez dziennikarzy dokładnie do północy. Byłby nawet dłużej, gdyby dyrektor i rzecznik reprezentacji Polski Jakub Kwiatkowski nie zakończył konferencji. - Rozstawienie w barażach było dla nas bardzo ważne. Dlatego przygotowaliśmy na Węgry skład z zawodnikami, którzy mogli zrobić kolejne postęp. Mecz był bardzo ważny. Przegraliśmy, bo właściwie każdy, łącznie ze mną był daleki od najlepszej formy. Za dużo graliśmy sercem, a za mało głową. Wyrachowania nam zdecydowanie zabrakło - uważa Portugalczyk. Sousa: Zmiennicy mają umiejętności i charakter Bronił też decyzji o zluzowaniu Roberta Lewandowskiego, mimo że nawet trener Węgrów Marco Rossi uznał naszą kadrę słabszą o 30-40 procent bez "Lewego". - Każdą moją decyzję oceniacie po meczu, a nie przed, czy w trakcie. My takiego komfortu nie mamy. Nie boję się odpowiedzialności za tę decyzję, uważam nadal, że jest ona dobra. Dawała szansę innym piłkarzom, aby mogli zrobić postępy. Zespół powinien sobie radzić również bez Lewandowskiego, Glika czy Krychowiaka. Ich zastępcy mają nie tylko umiejętności, ale też silną osobowość. Niestety, to nie był nasz dzień - tłumaczył Sousa. - Mieliśmy olbrzymią motywację i ogromne wsparcie z trybun. Nie wykorzystaliśmy tego. Nie możemy na boisku zapominać o taktyce, a tak się niestety działo - żałował. Sousa: Graliśmy o zwycięstwo Czy przy remisie 1-1 Polska nie powinna koncentrować się bardziej na obronie wyniku, który gwarantował jej rozstawienie? - Chcieliśmy wygrać i dlatego wprowadziłem świeżego Milika, a na skrzydle Płachetę. Po stracie piłki straciliśmy organizację gry w obronie. To się zdarzało niestety też na Euro 2020. Na środku boiska mieliśmy zbyt dużą dziurę. Węgry to wykorzystały. Przy pierwszej bramce zabrakło komunikacji. Powinniśmy wybić piłkę z miejsca, w które była adresowana, ale zamiast tego zrobiliśmy jej przebitkę na dalszy słupek - analizował selekcjoner. Podkreślał, że zespół zagrał poniżej swojego potencjału. Paulo Sousa, jak to on, pozostawał optymistą. Daleki był od wyrywania włosów z głowy, w związku z wielce prawdopodobną utratą rozstawienia i koniecznością wyjazdu do teoretycznie silniejszego rywala już w półfinale barażów. Sousa: Nie dramatyzujmy. I tak musimy zmierzyć się z rywalem pokroju Włochów, czy Portugalii - Nie dramatyzujmy. Nie stało się nic wielkiego. Przecież koniec końców i tak musielibyśmy zagrać z rywalem pokroju Włochów, bądź Portugalią, jeśli chcielibyśmy jechać na mundial. Musimy robić swoje, rozwijać dalej swoją grę i pomagać piłkarzom, którzy mają problemy z występami w klubie. Mamy zresztą na to pomysły i wdrażamy je - próbował zaświecić światło w tunelu selekcjoner. Jak skomentował gwizdy kibiców po końcowym gwizdku? - Jeśli były skierowane przeciw nam, to widocznie kibice oczekują od nas lepszej gry. I ja się im nie dziwię. My sami też jej oczekujemy - zapewnił trener. Czy Bayern naciskał na zluzowanie Lewandowskiego po osiągnięciu barażów, co podejrzewał trener Rossi, na którego naciskają niemieckie kluby w sprawie grających w Bundeslidze piłkarzy z Węgier? - To nie klub, tylko ja podejmuję decyzję i jestem za nią całkiem odpowiedzialny. Dziś po meczu podjąłbym tę samą decyzję - upierał się Paulo Sousa. W tym aspekcie jednak nie przekonał nikogo. Z PGE Narodowego Michał Białoński