Sebastian Staszewski, Interia: - Jak dużym przeżyciem było dla pani oglądanie syna śpiewającego "Mazurka Dąbrowskiego" na murawie PGE Narodowego, przy 56 tysiącach kibiców? Barbara Cash: - Byłam z niego bardzo dumna. I szczęśliwa. Zresztą Mateusz też czuje wielką dumę z tego, że może grać dla Polski. Mecz z Węgrami był dla nas olbrzymim przeżyciem... O postawę Matty’ego na boisku nie zapytam, ale proszę powiedzieć, jak pani zdaniem poszło mu z... hymnem? - Dał radę, bardzo się starał. Przez ostatnie tygodnie dużo ćwiczyliśmy, Mateusz śpiewał ze mną całymi dniami. Miał się nauczyć i nauczył się. Muszę powiedzieć, że jeszcze w niedzielę, kiedy odwiedziłam go w hotelu reprezentacji, zrobiłam mu test. Ciągle go pytałam: "Mateusz, czy ty na pewno znasz hymn"? To było dla nas bardzo ważne. Cash na co dzień gra w Premier League, ale czy stresował się występem w Warszawie? - Raczej nie. Do rozmowy włącza się Teresa, siostra Barbary, ciocia Matty’ego. Teresa: - Może troszeczkę. To normalne. Barbara: - On jest strasznie zawzięty. I uśmiechnięty. Ma w sobie dużo pozytywnej energii. Nawet w ostatnich tygodniach - zamiast stresować się myślą, że dzieją się jakieś formalne sprawy - ciągle chodził zadowolony z tego, że w końcu zagra dla Polski. Kiedy rozmawialiśmy z Mateuszem dzień przed meczem, mówił, że to dla niego bardzo ważny moment. Jego dziadek byłby dziś dumny jak nikt inny na świecie. Niestety nie żyje. Polska - Węgry. Przyjechała cała "drużyna Casha" Ale babcia Janina oglądała mecz? - Dziadek patrzył na ten mecz z nieba i mówił: - "To jest mój Mateusz". A babcia oglądała w Anglii. I była bardzo wzruszona. Tak jak my wszyscy. Do Polski przyleciała cała "drużyna Casha". Czym był dla was mecz z Węgrami? - Wielką sprawą. Na Narodowym byłam ja z mężem Stuartem, siostra Teresa, mój drugi syn Adam ze swoją narzeczoną i małym Aleksem oraz córka, która przyleciała z Teksasu, gdzie na co dzień mieszka. My, tak jak Mateusz, przyjechaliśmy tu po raz pierwszy. I możemy powiedzieć, że Warszawa jest pięknym miejscem. Byliśmy na Starym Mieście, mieliśmy kolację w dobrej restauracji. Zjedliśmy dużo pierogów (śmiech). Od razu polubiliśmy Polskę. Teresa: - A Adam niedługo będzie brał ślub! Proszę przekazać mu gratulacje. A co z Mattym? - Na razie nie ma żadnej dziewczyny! On myśli ciągle tylko o piłce, a nie o dziewczynach. Musimy to zmienić (śmiech). Mówiłam mu już, że musi przyjechać do Polski na dłużej. Barbara: - Mateusz mówił już nam, że Polki są bardzo ładne. Jak tylko skończy się sezon to musi zajrzeć do Polski (śmiech). Zamierza pani uczyć syna języka polskiego? - Na pewno tak. Chcemy, żeby Mateusz miał nauczycielkę. Ale mama z babcią na pewno mu pomogą. Jednocześnie chciałam bardzo podziękować panu prezydentowi za to, że pomógł mojemu synowi. Gdyby nie on, Mateusz czekałby na paszport jeszcze kilka miesięcy. A dzięki pomocy pana prezydenta mogliśmy oglądać syna na boisku w Warszawie. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia