Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem Daniela Sieberta emocje podgrzał Paulo Sousa, który po raz kolejny zdecydował się nas zaskoczyć. W jednym szeregu z posadzeniem na ławce w Budapeszcie Kamila Glika i wystawieniem Karola Linettego w spotkaniu ze Słowacją na Euro, można postawić desygnowanie do gry Pawła Dawidowicza (który na finiszu rywalizacji o miejsce w składzie wygrał z Tomaszem Kędziorą). Nie był to jedyny zaskakujący wybór selekcjonera. W składzie znalazł się m.in. Tymoteusz Puchacz, który w jedenastce zastąpił Macieja Rybusa, a także Linetty czy Adam Buksa. Polska - Anglia 1-1. Więcej niż mecz Jeżeli sam prestiż meczu z Anglią czy przedmeczowa mowa motywacyjna Sousy nie wystarczyły kadrowiczom, to jeszcze przed początkiem - a później w każdej pojedynczej minucie spotkania - polscy kibice na PGE Narodowym wysyłali im taką dawkę energii, jakby na murawie warszawskiego stadionu odbywała się nie futbolowa potyczka, a... toczyłaby się wojna. Zresztą obserwując to, jak poruszali się Polacy, można było odnieść takie samo wrażenie. To było coś więcej niż tylko mecz. Poziom decybeli na PGE Narodowym regularnie przekraczał bezpieczną dla człowieka normę. Niezależnie od tego czy w 15. minucie Grzegorz Krychowiak na własnej połowie rozpoczynał kontratak (zakończony chwilę później niepotrzebną stratą), czy też Puchacz dośrodkowywał w kierunku szarżującego na bramkę Anglików Buksy - trybuny reagowały tak, jakby za sekundę miał paść gol... Burzą braw nagradzane były także skuteczne interwencje Wojciecha Szczęsnego. Polska - Anglia 1-1. Glik kontra Maguire W pierwszej połowie solidnie zaprezentowała się krytykowana ostatnio polska defensywa. Blok obronny złożony tercetu Jan Bednarek-Glik-Dawidowicz długo był przeszkodą nie do pokonania. I chociaż zawodnicy Garetha Southgate’a próbowali rozmontować naszą obronę na kilka sposobów, to do przerwy ich jedynym osiągnięciem były strzał głową Harry’ego Kane’a, który równie dobrze mógł być oceniony jako podanie, oraz niecelnie uderzenie Masona Mounta. Inna sprawa, że Anglicy nastawili się na kontrataki i długimi fragmentami meczu cierpliwie wypatrywali błędów Polaków.Jednocześnie imponującą aktywnością pod bramką Jordana Pickforda nie mogli podpisać się także gospodarze. Gorąco w szesnastce Anglików zrobiło się właściwie tylko raz: gdyby w 30. minucie "Lewy" miał nieco więcej miejsca, mógłby skierować do siatki piłkę, którą sprytnie zagrał Linetty. Już po zakończeniu pierwszej połowy emocje, które zgromadziły się w zawodnikach, znalazły ujście. Gdy piłkarze schodzili z boiska w kierunku szatni, do słownej - a później fizycznej - przepychanki doszło pomiędzy Glikiem, a Harry’m Maguire’em. Kilka sekund później w zajściu brało już udział kilkunastu zawodników z obu reprezentacji. Ostatecznie niemieckiemu sędziemu udało się opanować bardzo nerwową sytuację, rozdzielając żółte kartoniki pomiędzy Glika i Maguire’a. Polska - Anglia 1-1. Uśpieni Polacy i... BUM! W przerwie w polskiej szatni musiało być gorąco - być może za gorąco. Bo po powrocie na murawę inicjatywę przejęli piłkarze Southgate’a. To był jeden z najtrudniejszych momentów kadry. Udało się go jednak przetrwać i nie stracić bramki... Sousa jednak to zauważył i zareagował. W 63. minucie z boiska zszedł Buksa, którego zastąpił Karol Świderski, a kilka minut później walczącego za dwóch w defensywie Krychowiaka zmienił Damian Szymański. Jak się miało okazać: trener znów miał nosa. Gdy wydawało się, że Polacy zadyszkę mają za sobą, w PGE Narodowy uderzył grom. Najpierw jednak była nadzieja, bo w 71. minucie na bramkę Anglików szarżował Lewandowski. Napastnik Bayernu Monachium długo holował piłkę, aż w końcu zdecydował się na strzał. Ale jego uderzenie po ziemi z łatwością wyłapał Pickford. Kilkadziesiąt sekund później w podobnej sytuacji strzeleckiej znalazł się Kane, który jednak... huknął jak z armaty. I piłka zatrzepotała w siatce, uciszając polskich kibiców. Co prawda niedługo później po stadionie niosło się, że "nic się nie stało", ale wszyscy mieli świadomość, że się stało. Tak długo pielęgnowany remis przeistoczył się nagle w odległe marzenie. W tym momencie piłkarze Sousy pokazali jednak charakter. Szybko zebrali się w sobie i ruszyli do ofensywy. I gdy minuty nieubłaganie upływały, doszło do erupcji wulkanu. Piłkę, którą dograł Lewandowski, do siatki głową skierował Szymański. Wybuch był co najmniej taki, jakby Polacy zdobyli mistrzostwo świata! Remis z Anglikami może nie jest aż takim sukcesem, ale po pierwsze: jest istotny z prestiżowego punktu widzenia, po drugie: daje dodatkowy punkt w tabeli, która jest bardzo "ciasna", a po trzecie: pozwala zachować Narodowemu status niezdobytej od lat twierdzy. Sebastian Staszewski, Interia