Za komuny Albania była najbardziej tajemniczym krajem podzielonego murem kontynentu. Oczywiście nieco lepszy dostęp mieli do niej ci z właściwej, socjalistycznej strony, mimo to wycieczki do "Shqiperii" przypominały wyprawę nie tyle na inny kontynent, co na inna planetę. 1949. Polska - Albania 2-1. Warszawa. "Pięć koła więcej" W 1939 r. Albania została zajęta przez Włochów i czołowi piłkarze z "kraju sokoła" grali w Italii, stąd też na pomeczowym bankiecie w Warszawie dominował ten język. Wyzwolona spod okupacji w 1944 r. Albania, pierwotnie miała wejść w skład Jugosławii. Stało się inaczej i w I mistrzostwach Bałkanów w 1946 r. Albania okazała się lepsza od Jugosławii, Rumunii i Bułgarii. Wówczas skład reprezentacji Polski ustalał kapitanat w składzie: mgr Stefan Kisieliński (Katowice), dr Ignacy Izdebski (Kraków), Czesław Krug (Warszawa), Kazimierz Śmiglak (Poznań). Polska prowadziła po bramce Gerarda Cieślika, jeden z nielicznych wypadów gości dał wyrównanie. W drugiej połowie gra toczyła się prawie wyłącznie na ich połowie. Oddajmy głos red. Mieczysławowi Szymkowiakowi i jego opublikowanemu w "Piłce Nożnej" wspomnieniu: "Zbliżała się 90 minuta. Na zegarze boiskowym brakowało do niej "2-3 kresek". Zdzisio Mordarski centruje, a potężnym wolejem do siatki piłkę kieruje Józek Kohut i za chwilę, obawiam się, że zostanie uduszony przez szczęśliwych kolegów. Po kilku minutach Józek informuje mnie z humorem: "Myśli pan, że oni tak cieszyli się ze zwycięstwa? Każdy z nich mówił - pięć koła więcej". Te "pięć koła więcej" oznaczało o tyle wyższą premię za wygraną od tej za remis. Po raz pierwszy w powojennych dziejach PZPN podjął taką decyzję, zresztą za aprobatą GKKF. Każdy z piłkarzy zainkasował po 10 tysięcy. 1950. Albania - Polska 0-0. Tirana. 700 tys. bunkrów - Działo się to 1 maja. Byłem wtedy trenerem drużyny narodowej - wspominał na łamach "PN" Ryszard Koncewicz. - W bliskim sąsiedztwie Envera Hodży obserwowaliśmy pierwszomajowy pochód robotniczy. Wielu manifestantów przyszło potem na mecz. Byli to ludzie z całej Albanii. Nie dla wszystkich starczyło miejsca w hotelach, niektórzy spali na stadionie. Najlepszym ich zawodnikiem był napastnik Lolo Borici, w czasie wojny jeden z czołowych piłkarzy ligi włoskiej (w latach 1941-42 grał w Lazio). O tym, że Enver Hodża nie był szaleńcem świadczy zręczne postawienie po II wojnie światowej na przyjaźń z ZSRR, aby uniknąć spłaty długów wobec Jugosławii, i powtórzenie tego manewru w latach 60., gdy wybrał przyjaźń z Chinami, aby uwolnić się od zobowiązań wobec Kraju Rad. Wydaje się, że jego podziw dla Państwa Środka był szczery, wzorował się na Mao i jego rewolucji kulturalnej. Uczeń prześcignął chińskiego mistrza w roku 1967, gdy Hodża z dumą ogłosił Albanię pierwszym na świecie państwem ateistycznym. W tym samym roku albański przywódca podjął decyzję o budowie 700 tys. bunkrów ochronnych, mających stanowić zabezpieczenie ludności Albanii przed agresją imperialistyczną. Bunkry budowano głównie na granicach i wzdłuż wybrzeża, ale gdy tam byłem w pierwszej dekadzie XXI wieku można się też na nie natknąć w przydomowych ogródkach, na środku pola ze zbożem, czy potknąć o nie na miejskim trawniku. W dużej części budowa bunkrów została sfinansowana z przychodów pochodzących z wydobycia ropy naftowej. Warto dodać, że złoża ropy zostały odkryte, w latach międzywojennych, przy współudziale naszego rodaka Stanisława Zubera, który potem osiadł w Albanii, gdzie został oskarżony o szpiegostwo i w roku 1947 zmarł podczas tortur. Wydawało się, że "wyczyny" Hodży są oceniane jednoznacznie, a jednak lokalny patriotyzm wziął górę. W jego rodzinnym domu znajduje się dziś ciekawe Muzeum Etnograficzne. Na tej samej ulicy co dom rodzinny Hodży, znajduje się w Gijokastrze szkoła, do której uczęszczał najsłynniejszy albański pisarz, Ismail Kadare. Jego książkę pt. "Krew za krew" polecam jako chyba najpełniej oddającą, cały czas obecny w Albanii mechanizm wendety. 1953. Albania - Polska 2-0. Tirana. Statek "Transylwania" Listopad, u nas sezon się już dawno skończył. Ale czego się nie robi dla socjalistycznego sojusznika! To była typowa wyprawa za "siedem rzek i siedem mórz" (to znów "Faja" Koncewicz"). Dosłownie! Granica Albanii z Jugosławią była zamknięta, dlatego z Warszawy do rumuńskiej Konstancy kadra jechała dwa dni pociągiem. Stamtąd popłynęła rumuńskim statkiem "Transylwania". Kolejne cztery dni. Czy czegoś trzeba się obawiać w Albanii? Pytał sam siebie w prasie przed jednym z meczów w latach 80. Koncewicz. Nawierzchni? Nie jest najlepsza, ale nie jest to Malta. Jedzenia? Głównie baranina, ale dobrze przyrządzona nieźle smakuje. 1970. Polska - Albania 3-0. Chorzów. 8487 biletów Za komuny Albania była najbardziej tajemniczym krajem podzielonego murem kontynentu. Oczywiście nieco lepszy dostęp mieli do niej ci z właściwej, socjalistycznej strony. Przed meczem w 1970 r. "Przegląd Sportowy" zamieścił tuż nad materiałem o mongolskich bokserach korespondencję własną z Tirany autorstwa Xhelala Zhubi. Rzecz traktowała o stanie piłkarstwa w "kraju sokoła", stołecznego Partizana tytułowano "Partyzantem", na najwybitniejszego piłkarza, wskazując napastnika tego klubu Panajota Pano. "Przegląd" pierwszy mecz eliminacji mistrzostw Europy tytułował najważniejszym meczem sezonu. To był czas, że klubowe sukcesy (Górnika Zabrze w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, Legii w półfinale Pucharu Europy) jeszcze nie przekładały się na powodzenie reprezentacji. Na Śląskim padło gładkie 3-0, a red. Grzegorz Aleksandrowicz ubolewał, że na mecz sprzedano ledwie 8487 biletów. Zaskakujący konkret jak na państwo, w którym wszystko było na niby. W tamtym czasie Aleksandrowicz był byłym międzynarodowym sędzią piłkarskim, szefem działu piłkarskiego "Przeglądu Sportowego", naczelnym "Piłki Nożnej" i posiadaczem odznaki numer 1 "Zasłużony Działacz Kultury Fizycznej". Aleksandrowicz ubolewał nad wyborem śląskiego giganta na miejsce rozgrywania meczu. Czyżby śląski kibic miał już piłki dość? - zastanawiał się. I to mimo "koncesji" poczynionych na rzecz kibiców z Chorzowa, w postaci wystawienia bramkarza Piotra Czai i pomocnika Bronisław Buli. Dochód z biletów wyniósł 140 tysięcy złotych (w przedsprzedaży poszło biletów za kwotę pięciu tysięcy), przy kosztach rzędu 250 tysięcy. Dla porównania - mecz Polska - Irlandia w Poznaniu przyniósł dochód rzędu 650 tysięcy złotych. 1971. Albania - Polska 1-1. Tirana. Zarost na 4 cm NRF-owska prasa była pod wrażeniem towarzyskiej wiktorii Polaków w Lozannie ze Szwajcarią 4-2 ("Polen spielen so wie wir" - "Polacy grają jak my"). Nie przyjechali tam, by obserwować selekcjonerski debiut Kazimierza Górskiego (chociaż może włączyło im się "antizipieren" i już knuli w sprawie "meczu na wodzie"?) tylko dlatego, że Niemcy z zachodu grali w jednej grupie eliminacyjnej z nami. Polacy zrewanżowali się przedrukiem z belgradzkiego tygodnika sportowego "Tempo", który zastanawiał się, czy aby ojcem Franza Beckenbauera nie jest Żivadin Milosavljević zamieszkujący we wsi Sekurica w pobliżu Svetozareva. Ponoć Jugosłowianin, widząc zdjęcie "Cesarza" wyszeptał "Frenz je moje dete". Tydzień po Szwajcarii był mecz z Albanią. Mieczysław Szymkowiak pisał w "PN": - Na lotnisku mój stary znajomy, kolarz Piro Angheli, były uczestnik Wyścigu Pokoju, absolwent AWF, nieźle mówiący po polsku. Hotel dobry, jedzenie także, zapoznaliśmy się z ich doskonałymi papierosami i niezłymi koniakami. Stwierdziliśmy, że tutejsi fryzjerzy to ścisła czołówka europejska, a jednak kraj niepodobny do żadnego z widzianych, ani ze wschodu, ani zachodu. Widać ogromne wpływy chińskie. Specyficzne, duszne powietrze. Zacząłem rozumieć wiele niespodzianek, który wydarzyły się na tym terenie. Miały tu kłopoty najlepsze reprezentacje naszego kontynentu, z RFN na czele. W Tiranie gospodarze wyznaczyli początek meczu na godz. 16. Upał wręcz potworny. I wykrakał nestor polskich dziennikarzy. Polaków zatkało, a Niemcy, pisząc, że gramy jak oni prawie mieli rację. RFN (czy jak wtedy się pisało NRF) minimalnie wygrał 1-0 na Kemal Stafa (Quemal Stafa?) w Tiranie, po bramce śp. Gerda Mullera. Polacy zremisowali 1-1, a Włodzimierz Lubański po meczu ubolewał: "Nie szło nam dziś zupełnie, przez upał przytkało nas, a niepotrzebna utrata gola dopełniła reszty". To był pierwszy punkt Albańczyków w tamtych eliminacjach. Po latach sam widziałem w barze w portowym Durres, gdy jeden z bywalców wyjął z lodówki...buty, które zaraz założył. Grzegorz Aleksandrowicz, który "telefonował ze stadionu" (dokładny cytat z "PS") tym razem na frekwencję narzekać nie mógł. Publikę w gazecie określił na 20 tys. widzów plus "drugie tyle dookoła stadionu". Wojskowa orkiestra najpierw przez pomyłkę zagrała hymn Albanii, a francuski sędzia nie uznał gola Mariana Kozerskiego, w jego ósmym i ostatnim występie w reprezentacji. Ten zawodnik zastąpił w przerwie Roberta Gadochę, który nie kwapił się opuszczać pasa cienia, który dawał dach trybun. W reżimowej prasie trudno było wyczytać o zakulisowych szczegółach pobytu w Albanii. Zachód Europy nie miał takich hamulców. W 1970 r. Ajax Amsterdam wylosował w Pucharze Europy 17 Nëntori (to po albańsku 17 listopada - dzień, w którym Tirana została wyzwolona po II wojnie światowej) Albańska państwowa agencja turystyczna nie omieszkała poinformować holenderskich kolegów, że nie wpuści do siebie nikogo o długości włosów przekraczającej CZTERY centymetry tudzież noszącego brodę. Kobiety towarzyszące ekipie nie mogły nosić spódniczek mini, materiał mógł odkrywać jedynie sześć centymetrów kończyny. Prezydent Ajaksu, pan Jaap van Praag, ostro się wkurzył, złożył do UEFA skargę i zażądał wykluczenia uciążliwych Albańczyków. Mecze ostatecznie odbyły się bez problemu... Jeśli graczom było ciężko wjechać na teren "kraju orła", dla dziennikarzy zza kurtyny było to właściwie niemożliwe. Telewizja w Albanii dopiero raczkowała, a jedyne raporty dotyczące pucharowego meczu Celtiku z Partizanem w Tiranie w 1979 r. były dziełem jugosłowiańskich dziennikarzy, którzy w przygranicznych miejscowościach słuchali radia. Kluby podróżujące do Albanii musiały spędzać wiele godzin na granicy. Na wszelki wypadek w podróż do najbiedniejszego kraju Europy zabierano własne jedzenie i wodę. Gdy wybrał się tam w roku 1982 północnoirlandzki Linfield, klubowy sekretarz Derek Brooks własnoręcznie po drodze odbierał piłkarzom aparaty fotograficzne. Przecież posiadanie takiego cacka było jawnym wyposażeniem szpiega. 1984. Polska - Albania 2-2. Mielec. Piłkarski poker Ten mecz eliminacji mistrzostw świata jako przestrogę dla dzisiejszej reprezentacji perfekcyjnie już opisał w Interii red. Radosław Nawrot. "Polska jednak poprzestała na bramce Smolarka, a po przerwie do głosu doszli Albańczycy. Wyrównali, a następnie Agustin Kola wyprowadził gości na prowadzenie. To właśnie te trudne chwile uwiecznił Janusz Zaorski w swoim filmie "Piłkarski poker". Kiedy sędzia Laguna (w tej roli Janusz Gajos) przychodzi do domu prezesa Powiśla Warszawa nazwiskiem Kmita (w tej roli Mariusz Dmochowski), udając skacowanego, ten ogląda w telewizji właśnie to nieszczęsne spotkanie, z komentarzem Dariusza Szpakowskiego. - Nikt nie przypuszczał, że Albania jest w stanie strzelić nam gola - mówi redaktor Szpakowski, a po chwili na ekranie widzimy właśnie akcję Albańczyków z trafieniem Agustina Koli na 2-1. Ostatecznie Polacy zdołali w końcówce uratować remis 2-2 po strzale Andrzeja Pałasza, ale i tak była to ogromna sensacja". 1985. Albania - Polska 0-1. Tirana. Dwa mecze "Zibiego" Polacy marzyli o trzech punktach w Atenach i Tiranie (wtedy za wygrana dawano dwa), udało się zdobyć aż cztery. Pełnia szczęścia i milowy krok do Meksyku. "Odczarowanie Skanderberga" pisała w tytule "Piłka Nożna". Zaraz obok pisała o "Szarży śmierci" na Heysel. Te dwa mecze (29 maja - finał Pucharu Europy Juventus - Liverpool, 30 maja Albania - Polska) miała jeden punkt styczny. Jedna osoba je połączyła - napastnik "Starej Damy" i reprezentacji Polski, Zbigniew Boniek. Nie tyle przybył na Kemal Stafa, co jeszcze zdobył "złotą bramkę". Niemal dobę wcześniej brylował na Heysel w Brukseli. Jerzy Lechowski w "PN" pisał, że w ciągu 24 godzin "Zibi" obalił uczone wywody lekarzy różnych maści traktujących o fizyczno-psychicznych barierach sportowców. To był Boniek z drugiej rundy hiszpańskiego mundialu. Nie tylko Boniek zagrał wtedy dwumecz. Praktykowano wtedy dwumecze reprezentacyjne. Eliminacyjny mecz seniorów, dzień wcześniej młodzieżówka. Red. Lechowski wybrał się na mecz tej drugiej do położonego w górach Berat. Reportaż tytułując: "Albańskie wakacje". Berat - to jak zapewniali gospodarze, albański Lublin. Pierwsza stolica wyzwolonej w 1944 r. Albanii. Nowy, w każdym calu kameralny stadion, usytuowany jest w kotlinie. Sceneria niepowtarzalna. Przed nami dywan, w tle potężny masyw górski, gdzieś w obłokach, mocno jeszcze ośnieżony Tumor - 2400 m n.p.m. Ponoć tam rządzi jakiś kuzyn Zeusa. I tu się wtrącę ja, czyli autor. Przy okazji meczu europejskich pucharów z września 1988 r., w którym Lech Poznań zagrał z Flamurtari Vlora, dzięki wnikliwym staraniom Andrzeja Kuczyńskiego ze "Sportu", "Piłka Nożna" odnotowała wiadomość, że 6 sierpnia doszło do towarzyskiego meczu Albanii z Kubą. Padł bezbramkowy remis. Inny redaktor z TVP oszczędził mąk kibicom Lecha, mówiąc na antenie: "Nie będę państwa męczył, więc nie podaję składu Albańczyków". Wracając do Beratu i Jerzego Lechowskiego. "Prywatna własność samochód nie istnieje, stąd panuje tam bardzo ograniczony ruch samochodowy (jak wielki kontrast z wiekiem XXI, gdy mówiło się w Albanii "Po co kupować samochód, jak można Mercedesa" - przyp. red.). Na wąskich drogach więcej krów, bawołów i osłów niż samochodów. Najwięcej Fiatów 125p, chociaż widziano także Warszawę. Na polach mrowie kobiet z motykami, chociaż trafiają się ciągniki i traktory. W restauracjach i barach niewielu ludzi, na ulicach i stadionach - mnóstwo." 1988. Polska - Albania 1-0. Chorzów. Żurek z drożdżówką Ten mecz otwierał eliminacje Italia’90. Stadion w Chorzowie był zapełniony jedynie w połowie, nie tylko dlatego, że godzinę po zakończeniu telewizja transmitowała mecz Anglii ze Szwecją . To nie było takie oczywiste jak dziś. "Piłka Nożna" pisała o niezwykłym prezencie dla piłkarskich kibiców. Tytuł relacji z tego drugiego meczu mówił wszystko - "Inna jakość". Polska kadra dołowała, kluby jakoś sobie radziły. Za tydzień, również na Śląskim, Górnik Zabrze wcale nie musiał ulec 0-1 "Królewskim" z Madrytu. FC Barcelona zremisowała z Lechem Poznań 1-1. "Piłka Nożna" dała tytuł relacji "Un satan blanco". Słaba frekwencja na kadrze? Prasa wyjaśniała. "Kibice stali się za wygodni, zwłaszcza że zdrożała wódka i benzyna. Na Stadionie Śląskim remont się ciągnie latami, latarnie mają brudne szkła, a lampy są ustawione dla potrzeb zawodów żużlowych, nie piłkarskich. Narzekającym przypomnę Stadion X-lecia, na którym w ogóle nic nie widać i nic nie można oglądać. Odetchnęliśmy z ulgą dwa razy - w 78 minucie, gdy Krzysztof Warzycha skierował piłkę do bramki i w 90., gdy rumuński arbiter zakończył spotkanie. Trener Wojciech Łazarek miał wiele miesięcy, by przygotować Polaków do batalii o mundial, tymczasem w pierwszym meczu wystawił skład przypadkowy. Smaczną anegdotę o tym meczu opowiadał mi niegdyś konsul honorowy Albanii w Polsce, Jarosław Rosochacki, który wtedy opiekował się albańską kadrą. "W Albanii chleb zwyczajowo podawany jest do każdego posiłku. Ciężko sobie wyobrazić, co musieli pomyśleć o naszym kraju albańscy piłkarze, którym podczas wizyty na Śląsku, równocześnie z żurkiem podano...drożdżówki". 1989. Albania - Polska 1-2. Tirana. Testy sprawnościowo-techniczne Przed ostatnim meczem przegranych już przez Polskę i Albanię eliminacji Italia’90 sytuacja była taka, że "synowie orła" (Skipetarzy) jako jedyna drużyna europejska nie wywalczyła jeszcze punktu. Po zakończeniu rundy jesiennej sezonu 1988/89 albańska federacja przeprowadziła testy sprawnościowo-techniczne spośród wszystkich zawodników I ligi. Egzaminu nie zdało 54 piłkarzy, w tym kadrowicze: Gega, Millo i Zmijani. Aż do zaliczenia poprawki, żaden z "dwójkowiczów" nie miał prawa brać udziału w meczach. W podwójnej roli reportera i fotografa "PN" wystąpił Paweł Zarzeczny. Jakimś cudem "Paolo River" zdobył po meczu wypowiedź szkockiego arbitra Smitha: "Bardzo złe spotkanie, wyjątkowo złe. To był mecz bez stawki, wielkich rzeczy się nie spodziewałem, ale tyle błędów i przypadkowych zagrań widuje się w międzynarodowych spotkaniach rzadko. Wyratował was Tarasiewicz, to wyjątkowo dobry piłkarz. O reszcie nie będę mówił". 2005 Szczecin i 2008 Reutlingen. Polska - Albania dwa razy po 1-0 Dwa razy Polska przygotowywała się do wielkich imprez (mistrzostwa świata w Niemczech i Europy w Austrii) i dwukrotnie sparowała przed nimi z Albanią, za każdym razem pokonując ją 1-0. Najpierw w 2005 r. w Szczecinie po bramce Macieja Żurawskiego w 32 sekundzie - to osiągnięcie przebił Rafał Boguski trafiając pięć lat później z San Marino jeszcze dziewięć sekund szybciej. W 2008 r. dla odmiany w niemieckim Reutlingen znów trafił Żurawski, tym razem w trzeciej minucie. Przed obiema tymi imprezami red. Janusz Atlas pisał w "Piłce Nożnej", że nasza kadra jest słaba i nic w finałach nie zdziała. I proszę, dwa razy miał rację. Maciej Słomiński