Od środy kibice reprezentacji Polski zastanawiają się czy oferta, jaką Paulo Sousa miał otrzymać od szefów Flamengo Rio de Janeiro, to prawda czy fałsz. Temperaturę dyskusji podgrzewają brazylijscy dziennikarze "Globo Esporte", według których jeszcze w sobotę ma dojść do spotkania opiekuna naszej kadry z przedstawicielami Flamengo, najbardziej popularnego klubu Ameryki Południowej. Według naszych informacji w tym momencie nie ma jednak mowy o odejściu Sousy z reprezentacji. 51-latka z PZPN wciąż wiąże ważna umowa. Poza tym w perspektywie Sousa ma przecież barażowy mecz z Rosją... O komentarz do całej sprawy Interia zapytała więc głównego zainteresowanego. Paulo Sousa dla Interii: Szykuję się na baraże W czwartek wieczorem skontaktowaliśmy się z Sousą, który obecnie przebywa w swoim domu w okolicach Lizbony. Selekcjoner tylko dla Interii skomentował ostatnie informacje dziennikarzy. - Nie jestem w stanie - i nie chcę - dementować każdej plotki, która mnie dotyczy. Od wtorku, kiedy rozmawialiśmy po raz ostatni, nic się nie zmieniło: w Polsce wciąż mam ważny kontrakt, a moim celem jest mecz z Rosją, tylko to mam w głowie. Czy była propozycja z Brazylii? Oferty były i są, nie ukrywam tego. Ale wiele informacji to plotki, do których nie warto się odnosić - powiedział Sousa. Selekcjoner dodał także: - W piątek miałem tyle telefonów w sprawie informacji o Flamengo, że w pewnym momencie przestałem odbierać kolejne połączenia. I tylko śmiałem się pod nosem. Bo w moim podejściu nic się nie zmienia. Cały czas przygotowuję się na marcowe mecze barażowe. Flamengo znów myśli o Paulo Sousie? Jeśli jednak prawdą jest to, że Brazylijczycy skontaktowali się z menadżerem Sousy, to nie będzie to pierwszy raz, gdy pomyśleli o 51-latku. Ofertę z Estádio da Gávea Sousa miał już przed rokiem, jeszcze przed rozpoczęciem pracy w Polsce. Wtedy działacze z Ameryki Południowej poszukiwali trenera z rynku portugalskiego. Teraz ma być podobnie, bo poza Sousą - według dziennikarzy "Globo Esporte" - Flamengo rozważa także zatrudnienie Paulo Fonseki czy Jorge Jesusa. Sebastian Staszewski, Interia