W czwartek biało-czerwoni rozpoczną eliminacje mistrzostw świata od meczu z Węgrami w Budapeszcie, który będzie debiutem Sousy w roli selekcjonera. Trzy dni później podejmą w Warszawie Andorę, a 31 marca zagrają w Londynie z Anglią. W poniedziałek w Warszawie rozpoczęło się zgrupowanie kadry narodowej, a nowy szkoleniowiec zdążył już poprowadzić pierwsze zajęcia. Ze słów Juskowiaka, który zna Sousę z występów w Sportingu, wynika, że polscy kibice mogą być optymistami, jeżeli chodzi o wybór Portugalczyka na selekcjonera. "Sousa jako zawodnik, jeśli chodzi o charakter, nie był typowym Portugalczykiem. Nie był impulsywny, nie reagował nagle. Wszystko miał przemyślane, bardziej pasował np. do Szwajcara. Gdyby ktoś z boku patrzył wówczas na trening Sportingu, miałby wątpliwości, czy to na pewno Portugalczyk. On idealnie nadawał się na pozycję defensywnego pomocnika. Nie robił na boisku nerwowych ruchów, wprowadzał duży spokój, zawsze był tam, gdzie trzeba. Nie przypominam sobie, żeby ktoś mu mówił, gdzie ma być ustawiony" - powiedział wicemistrz i król strzelców igrzysk olimpijskich 1992 w Barcelonie. "Gdy ktoś pomyślał, gdzie ma być ustawiony Sousa na boisku, on już tam był. To był przykład zawodnika, który może i powinien zostać trenerem. Bo miał wszystko pod kontrolą. Zresztą defensywny pomocnik to spora odpowiedzialność, trzeba dużo widzieć. Sousa to wszystko świetnie ogarniał, nie trzeba było mu dwa razy mówić. Każdy trener chciałby mieć takiego piłkarza w swoich szeregach. Na pewno takiemu zawodnikowi jest później łatwiej zostać szkoleniowcem" - dodał znakomity w przeszłości napastnik, który występował w Sportingu w latach 1992-95, a później m.in. w Olympiakosie Pireus, Borussii Moenchengladbach i VfL Wolfsburg. Juskowiak przyznał, że prywatnie Sousa raczej nie był za bardzo wylewny i rozmowny, ale z każdym w drużynie utrzymywał dobre relacje. "Profesjonalista w każdym calu. Ze wszystkimi z nas miał dobry kontakt. Mimo tego, że wcześniej grał w Benfice Lizbona. To też ciekawe i pokazuje, że Sousa umie podejmować odważne, wręcz ryzykowne decyzje, bo przejście wtedy z Benfiki do Sportingu to była bomba" - podkreślił. W XXI wieku żaden selekcjoner reprezentacji Polski nie wygrał dotychczas w swoim debiucie. Ostatnim był Janusz Wójcik, którego kadra pokonała w 1997 roku w Warszawie Węgry 1:0. Czy Sousa może przełamać tę "klątwę"? "Może, oczywiście. Myślę, że Węgrzy są absolutnie zespołem w naszym zasięgu. To będzie dobry test, ale ja bym aż tak dużej wagi do tego debiutu nie przywiązywał. Oczywiście, po ewentualnym korzystnym wyniku w Budapeszcie trener może być lepiej postrzegany, ale wiemy, że kolejne mecze są bardzo szybko. To raczej rywalizacja z Anglią będzie skupiać uwagę wszystkich w Polsce, przyćmi inne wydarzenia. Meczem z Węgrami będziemy żyć tylko właśnie do czwartku. Podejrzewam, że później szybko skupimy się na wielkim wyzwaniu, jakim będzie Anglia" - podkreślił Juskowiak, obecnie m.in. ekspert telewizyjny. Sousa został trenerem biało-czerwonych pod koniec stycznia, więc miał niewiele czasu i możliwości, zwłaszcza wobec pandemii, aby dokładnie przyjrzeć się nowym podopiecznym. Czy to wystarczy? "Na pewno selekcjoner jest w stanie przygotować się do poznania zawodników, ich mocnych i słabych stron, teoretycznie, +na papierze+. Dopasować do swojej taktyki, którą chciałby zastosować. Natomiast już na samym zgrupowaniu czasu jest mało. Selekcjonerzy przygotowują duży pakiet planów, ale już po pierwszym dniu muszą coś skreślić, po drugim - znowu coś... Bo przydarzy się jakaś kontuzja lub coś innego. To trochę praca na żywym organizmie, zwłaszcza jeżeli są trzy mecze. Trzeba znaleźć odpowiednie proporcje między obciążeniem i odpoczynkiem, poradzić sobie z rotacją zawodników. To szalenie trudne, na pewno ważne będzie tutaj wyczucie i poznanie zawodników wcześniej. W czasie zgrupowania istotne mogą okazać się nawet minuty, a nie godziny" - zaznaczył były reprezentant Polski. Portugalczyk początkowo ogłosił nazwiska 35 piłkarzy powołanych do kadry na marcowe mecze, a następnie zmniejszył tę listę do 27 graczy. Wśród nich jest spora grupa młodych zawodników. "To sygnał dla graczy, którzy są w szerokim kręgu piłkarzy mogących wziąć udział np. w kolejnych zgrupowaniach, tych bardziej utalentowanych, wyróżniających się w naszej lidze. Zobaczymy, jak oni sobie z tym poradzą. Bo ja mam czasami wrażenie, że szybko można dostać powołanie do reprezentacji i zaistnieć przez trzy, cztery miesiące. Nie, żeby to było złe. Ale nie wiem, czy wszyscy zdają sobie sprawę, czym jest reprezentacja Polski i jaka jest presja" - przyznał Juskowiak. Jak podkreślił, na kolejne powołanie "trzeba zapracować, a nie być tylko utalentowanym i perspektywicznym". "Należy zrobić coś więcej. Ja mam czasami obawy, czy to wszystko idzie w parze ze zrozumieniem sytuacji ze strony piłkarzy. Muszą pamiętać, że to jest kredyt zaufania, zachęta do dalszej pracy nad sobą. Oczywiście, należy patrzeć szeroko. Już jesienią 2020 roku poprzedni selekcjoner Jerzy Brzęczek wprowadził wielu młodych zawodników i wiemy o nich dużo. Myślę, że powołanie teraz np. Kacpra Kozłowskiego wynikało z tego, iż wielu młodych zawodników już wcześniej zostało sprawdzonych. I trener Paulo Sousa chciał pokazać, że jeszcze ktoś jest. Dobrze - to cieszy, bo każde powołanie jest dowartościowaniem zawodnika. Oby tylko piłkarze wykorzystali to jak najlepiej i nie zadowolili się samą obecnością w kadrze" - podsumował.