Szymon Rojek: Miło pana widzieć. Na początek chciałbym zapytać o pierwsze wrażenia z pracy selekcjonera, z pobytu w Polsce. Czy coś pana szczególnie zaskoczyło? Paulo Sousa: Jeśli chodzi o współpracę z Polskim Związkiem Piłki Nożnej oczekiwałem oczywiście dobrych warunków do pracy, infrastruktury na wysokim poziomie, kompetentnych ludzi. Ale rzeczywistość te moje oczekiwania zdecydowanie przerosła. Poczynając od samej siedziby związku, a kończąc na ludziach zatrudnionych w poszczególnych departamentach - wszystko to zrobiło ogromne wrażenie na mnie i moim sztabie. Jedną z rzeczy, która nas zachwyciła, a której się prawdę mówiąc trochę spodziewałem to przyjęcie, jakie zgotowali nam Polacy. Aż trudno uwierzyć, że jesteśmy w zimnym kraju. Bo mam wrażenie, że wszyscy tutaj mają gorące serca. Wszyscy są serdeczni, wysyłają nam mnóstwo pozytywnej energii, a to jest coś, czego nie tylko ja, ale cała reprezentacja, potrzebujemy. Tej energii, takiej wiary. Bo jeśli do piłkarzy płynie energia od trzydziestu ośmiu milionów ludzi, to ci piłkarze są w stanie zaprezentować futbol na poziomie, o jaki sami się nie podejrzewali. Paulo Sousa mówi o pierwszych tygodniach A jeśli chodzi już konkretnie o pana pracę: te tygodnie, pierwsze w całej pana karierze tygodnie w roli selekcjonera a nie trenera klubowego, wyglądały tak, jak pan się spodziewał? Tak, mniej więcej tak. Jako początek tego okresu traktuję moment, w którym Zbigniew Boniek zadzwonił do mnie do Portugalii i zapytał, czy byłbym gotów objąć funkcję selekcjonera. Natychmiast z taką pozytywną energią zabrałem się do pracy, do uzupełniania wiedzy o polskim futbolu... ...Bez chwili zwątpienia? Bez. Nie miałem żadnych wątpliwości. Choćby dlatego, że już pierwszy kontakt nastąpił ze strony prezesa federacji; nie - jak to zwykle bywa - agentów, pośredników, ale właśnie Zbigniewa Bońka: ikony światowej piłki i człowieka znakomicie znającego się na futbolu. Zresztą mieliśmy okazję poznać się wcześniej osobiście. I kiedy to właśnie on się ze mną skontaktował, przestało mieć znaczenie, że wcześniej w ogóle nie myślałem o prowadzeniu reprezentacji. A wracając do uzupełniania wiedzy o polskiej piłce... Oczywiście wielu piłkarzy znałem, przede wszystkim tych, z którymi ja i moi współpracownicy rywalizowaliśmy prowadząc Fiorentinę, do tego całą grupę zawodników grających w mocnych europejskich klubach. Pozostałym musiałem bliżej się przyjrzeć, poznać ich poziom, żeby mieć pełen ogląd sytuacji. I tak się właśnie cały proces zaczynał. Od wytypowania grupy około pięćdziesięciu piłkarzy do obserwacji pod kątem ich możliwości, ale i charakterystyki, profilu. Chodzi bowiem o wybranie piłkarzy, z którymi w najlepszy możliwy sposób będziemy w stanie realizować naszą wizję gry. Oczywiście nad tym wszystkim będziemy pracowali na zgrupowaniach, ale chcieliśmy zapewnić sobie jak najbardziej komfortową pozycję wyjściową do tej pracy. I na tym polegała nasza codzienna praca - na obserwacji jak największej liczby meczów. Oczywiście w obecnej sytuacji nie wszystkie mecze byliśmy w stanie obejrzeć na żywo, najwięcej udało nam się we Włoszech i w Polsce. Po przyjeździe do Polski zajęliśmy się też kolejnymi kwestiami, choćby szczegółowym planowaniem pierwszego zgrupowania z uwzględnieniem coraz dokładniejszej analizy rywali. Do tego trochę wywiadów (śmiech). A poważnie, to najważniejsze było to, że ja i każdy z członków mojego sztabu obejrzeliśmy w ciągu miesiąca około trzydziestu - trzydziestu pięciu meczów. Chciałbym jeszcze wrócić do tego grona piłkarzy, najpierw obserwowanych, potem ostatecznie powołanych. Szukał pan piłkarzy pasujących do pana wizji, do sposobu gry, jaki ma prezentować Polska pod pana wodzą? Czy jednak w pierwszej kolejności wybrał pan grupę najlepszych polskich piłkarzy a dopiero potem zastanawiał się, jaki możliwie najlepszy model gry da się zbudować na bazie tej grupy? Jedno i drugie. Musiałem połączyć to, co chciałbym jako trener widzieć w grze mojego zespołu z charakterystykami konkretnych piłkarzy, jakich mam do dyspozycji. Dlatego najpierw musieliśmy bardzo precyzyjnie określić to, z jakich zawodników możemy skorzystać a potem "nanieść" to na plan gry, jaki mamy. Ostatecznym i najważniejszym efektem naszej pracy ma być wynik. Bo przecież finalnie o wyniki w piłce chodzi. I od tego nie uciekniemy. A ja już na pewno nie zamierzam uciekać od odpowiedzialności w żadne wymówki. Jestem trenerem i człowiekiem ambitnym. Mam świadomość, że im dłużej będziemy wspólnie pracowali, tym bardziej w grze Polski widoczne będą te elementy, na które chcemy stawiać, zarówno na poziomie zespołowym, jak i indywidualnym. Ale teraz tego czasu nie ma, jest za to start eliminacji mistrzostw świata. I to nie pora na tłumaczenie, że nie mamy dość czasu, by dopracować nasz styl gry. Będziemy pracowali, żeby osiągnąć dobry wynik. Chodzi o maksymalne wykorzystanie potencjału piłkarzy i połączenie go z wizją gry, jaką mam. A chcemy grać tak, żeby w większości meczów, przez większość czasu prowadzić grę, dominować, mieć możliwość stwarzania sytuacji - większej liczby sytuacji niż nasi rywale. Bo jakie są nasze najmocniejsze pozycje w porównaniu z innymi reprezentacjami? To nasi napastnicy. I dlatego w pierwszej kolejności skupiłem się na analizie bramek, jakie zazwyczaj zdobywają. A teraz naszym zadaniem będzie wdrożenie takiego sposobu gry, żeby maksymalnie wykorzystać naszych napastników, tę naszą najsilniejszą broń. Mamy przede wszystkim Roberta Lewandowskiego, mamy Arka Milika i mamy Piątka - trzech piłkarzy z instynktem strzeleckim. Na dodatek piłkarzy bardzo różnych: dwóch pierwszych lepiej czuje się w grze kombinacyjnej, potrafią współpracować z drugą linią, ze skrzydłowymi, z bocznymi obrońcami, stwarzać przestrzeń także dla innych. Z kolei Piątek to prawdziwy kiler, najlepiej czujący się w polu karnym, ale takiego napastnika też potrzebujemy, każda ekipa potrzebuje. Potrzebujemy Piątka z jego najlepszego okresu w Milanie, gdzie robił różnicę swoją umiejętnością zdobywania bramek, którą bez wątpienia ma. Od początku musimy więc skupić się na pracy nad kreacją, nad tym, jak możemy stwarzać sytuacje, czy to z drugiej linii, czy ze skrzydeł dla naszych napastników. Ale oczywiście nie zawsze będziemy mieli piłkę. Dlatego drugim kluczowym elementem w naszej taktyce będzie faza przejścia do defensywy. Jak to robić, jak powinni zachowywać się poszczególni zawodnicy. W tej fazie potrzebni będą nam zawodnicy, którzy przewidują rozwój wydarzeń, którzy świetnie czytają grę. Ale też tacy, którzy znakomicie radzą sobie w kryciu indywidualnym oraz zawodnicy bardzo szybcy, którzy będą mogli zabezpieczać wolną przestrzeń. Naszym zadaniem będzie umiejętne zestawienie formacji defensywnej z zawodników o różnych charakterystykach. Jasne, w zależności od meczu, sytuacji, rywala możemy sięgać po innych piłkarzy a pojawienie się każdego może delikatnie zmieniać taktykę. Ogólny sposób gry, nasz wypracowany model mają być powtarzalne. Dlaczego zabrakło Tomasza Kędziory? Przy okazji rozmowy o systemie gry w obronie chciałbym zapytać o piłkarza, którego nieobecność wśród powołanych jest największym zaskoczeniem. Czy Tomasz Kędziora w pewnym sensie padł ofiarą tego, że nie pasuje do pana pomysłu na grę defensywną? Z zasady nie chcę mówić o zawodnikach niepowołanych. Ale jeśli chodzi o Kędziorę, to w jego przypadku zdecydowała analiza obserwowanych piłkarzy i ocena ich przydatności wyłącznie w kontekście trzech najbliższych meczów. Chcę to podkreślić: zawodnicy, którzy nie dostali powołań na te trzy mecze, absolutnie mają szanse na wyjazd na EURO. Będziemy ich cały czas monitorowali. Ale w tym momencie koncentrowaliśmy się wyłącznie na trzech najbliższych meczach. Podejmowaliśmy decyzje w oparciu o to, jaką chcemy zastosować taktykę i jak chcemy prezentować się jako zespół. To determinowało wszystkie nasze decyzje. Nie będzie pan w takim razie próbował połączyć startu eliminacji do mundialu ze zbliżającym się EURO? Nie będzie pan próbował wykorzystać także tego pierwszego zgrupowania jako etapu przygotowań do mistrzostw Europy? Nie, nie, to nie tak. Trzeba rozróżnić dwie rzeczy. Projekt ma początek i koniec. Proces ma początek ale nie ma końca. Na pierwszym zgrupowaniu chcemy zrealizować projekt przygotowania do pierwszych meczów eliminacji i rozpocząć proces budowy zespołu. Proces będzie trwał, będziemy starali się ulepszać ten model gry, który naszym zdaniem najlepiej pasuje do potencjału polskich piłkarzy. Wszystko będziemy robili z myślą o drużynie. Bo to drużyna jest najważniejsza. To podstawowa zasada w mojej pracy i coś, z czego jestem dumny: drużyna zawsze była wartością nadrzędną. I reprezentacja Polski też będzie dużo ważniejsza ode mnie i od każdego z pojedynczych piłkarzy. Jesteśmy drużyną narodową, reprezentujemy cały kraj. Co dla mnie jest podwójnym powodem do dumy: będę swoją wizję futbolu realizował na bardzo prestiżowym stanowisku i będę chciał dać Polakom tyle radości, na ile zasługują. Skupiając się jeszcze na tych pierwszych trzech meczach eliminacji: ma pan już w głowie konkretną taktykę, a może nawet wyjściowy skład na Węgrów? Tak, mam. Choć oczywiście z zastrzeżeniem, że od ogłoszenia powołań do przyjazdu na zgrupowanie, większość grała jeszcze mecze. Musimy więc poczekać i zobaczyć w jakim stanie przyjadą jeśli chodzi o kondycję, o ewentualne urazy. I wtedy może się okazać, że będziemy musieli zmienić nasze plany. Ale w takich ogólnych kategoriach: na pewno chcę zobaczyć na Węgrzech reprezentację Polski, która dominuje, która potrafi wyjść spod presji, zwłaszcza na początkowym etapie budowania akcji. Chcę widzieć drużynę, która potrafi długo utrzymać się przy piłce na połowie przeciwnika. I która zatrzymuje ataki przeciwnika częściej od razu po stracie piłki niż po powrocie do defensywy. A kiedy będziemy musieli się bronić, chcę widzieć zespół, który wie jak reagować w wysoko ustawionej strefie obronnej. Jeśli natomiast Węgrzy zdołają zepchnąć nas bliżej naszej bramki, chcę byśmy rozumieli, jak funkcjonować w głębiej ustawionej defensywie. Chcemy wreszcie, by każdy zawodnik w każdej chwili wiedział, co ma robić na boisku, choć na przekazanie takiej wiedzy mamy bardzo mało czasu, raptem trzy treningi: jeden w poniedziałek i dwa we wtorek. Podstawowe zasady gry w obronie: organizacja i aktywność. Podstawowy cel: możliwie najszybsze odzyskanie piłki; bo chcemy mieć piłkę jak najdłużej. I wierzę, że tak to właśnie będzie wyglądało i z Węgrami, i z Andorą. Z Anglią będzie, rzecz jasna, inaczej. Musimy przygotować się na więcej pracy bez piłki, ale kiedy pojawią się takie momenty - a wiem, że się pojawią - kiedy zdołamy przenieść grę pod bramkę rywala, to mamy zawodników, którzy mogą zrobić różnicę. A jeśli chodzi o nazwiska w pierwszej jedenastce, to tak jak mówiłem: najpierw zobaczymy w jakim stanie dotrą na zgrupowanie, a potem będziemy mieli dwa dni na rozwianie ostatnich wątpliwości. To jeszcze jedno pytanie o ustawienie? Wielu kibiców i dziennikarzy podejrzewa, że zobaczymy trzech stoperów. Intuicja nas nie myli? Cóż, warto podkreślić, że trzech stoperów a trzech obrońców to niekoniecznie to samo... ...Zostańmy przy trzech stoperach. Może się tak zdarzyć. Ale to, co zobaczycie na pewno - to dynamika. Dla mnie ustawienie, schemat to pojęcia statyczne. A sytuacja na boisku zawsze jest dynamiczna. W rozrysowanym schemacie stoper czy obrońca to jedno i to samo. A przecież różni ich to, co mają do zaoferowania w defensywie i w ofensywie. To będzie dla mnie kluczowe - dynamika, którą mogą wnieść do gry. Chcemy przekazać piłkarzom na zajęciach taktycznych, a potem mam nadzieję zobaczyć to w meczu, że przy odpowiednim ustawieniu i funkcjonowaniu bloku defensywnego możemy neutralizować przeciwnika. W obronie musimy grać maksymalnie kompaktowo, z możliwie najmniejszymi odległościami między liniami i poszczególnymi piłkarzami. Ale jednocześnie z agresywnym dojściem do rywala. Piłkarze w obronie mają być aktywni, a nie pasywni, atakujący rywala, a nie czekający na niego. To, co zauważyłem w polskim futbolu to brak takiej agresywności, niską intensywność gry bez piłki... ...Na poziomie klubów ekstraklasy? Też, ale nie tylko. Na poziomie pojedynczych zawodników również. Intensywność gry w obronie, odległość między zawodnikami, ilość miejsca zostawianego rywalowi - to wszystko często jest na zdecydowanie za niskim poziomie. W reprezentacji Polski musimy grać w obronie dużo agresywniej, musimy myśleć o tym, by jak najszybciej odebrać piłkę, musimy zapamiętać, że im krócej się bronimy, tym lepiej. Że zdecydowanie korzystniej jet atakować. Oczywiście, będą w meczach, zwłaszcza z silniejszymi rywalami momenty, w których przyjdzie nam się bronić, ale ideą, jaka nam musi wtedy przyświecać jest odbiór i posiadanie piłki. Tak będzie choćby w czekającym nas za chwilę meczu z Anglią. Musimy być aktywni i agresywni w obronie przez cały czas, w którym oni będą mieli piłkę. Wiem, jak dobrze w przeszłości funkcjonował w reprezentacji Polski kontratak. Nie odżegnuję się od niego, ale po pierwsze: żeby mieć szansę na kontrę, musimy szybko odebrać piłkę. Po drugie: jeśli przeciwnik swoim ustawieniem, zachowaniem uniemożliwi nam kontratak, musimy umieć utrzymać się dłużej przy piłce! Także na połowie rywala! I z tego wykreować sobie sytuacje bramkowe. Na początek eliminacji do mistrzostw świata gramy wyjazdowe mecze z Węgrami i Anglią - zapewne najtrudniejsze w całej grupie. Nie żałuje pan, że tak się ułożył kalendarz, nie wolałby pan mieć nieco więcej czasu, by przygotować się właśnie do tych meczów? Przede wszystkim jako trener wierzę w trening, w pracę, którą tam wykonujemy. Można oczywiście wykonać dużo pracy na zgrupowaniach, choćby nad taktyką, jednak są elementy, którym warto byłoby poświęcić więcej czasu. Brak czasu to akurat nieodłączna część pracy selekcjonera. Ale on nie może być żadną wymówką. Żeby osiągnąć sukces musimy być ambitni, musimy wierzyć we własne możliwości. A ja wierzę w możliwości naszej kadry, wierzę, że możemy osiągnąć sukces. Ba, jestem o tym przekonany. A teraz muszę przekazać to przekonanie moim zawodnikom. I będę to robił od pierwszego dnia zgrupowania, mając jednocześnie świadomość, że zwłaszcza na początku nie unikniemy błędów. To zupełnie naturalne. Uważam, że jeśli wpoimy piłkarzom dwie - trzy podstawowe zasady, na których nam zależy, to w połączeniu z jakością samych zawodników, powinno nam pozwolić na pokonywanie kolejnych przeszkód. A tych przeszkód będzie dużo. Nawet mecz z Andorą nie będzie łatwy. To już nie jest słaby rywal. Są dobrze zorganizowani, grają z "zegarkiem na ręku" - każda minuta upływająca przy korzystnym dla nich wyniku tylko ich dodatkowo nakręca. Potrafią grać nieprzyjemnie, szukać boiskowych prowokacji. A my dodatkowo będziemy po wymagającym fizycznie i mentalnie meczu z Węgrami. Tymczasem na Andorę musimy być przygotowani tak, żeby stosunkowo szybko wypracować sobie przewagę i kontrolować mecz ze świadomością czekającego nas chwilę później wyjazdu do Anglii.