Prezes Kulesza przypominał grzybiarza w suchym lesie W poszukiwaniach następcy Paulo Sousy Cezary Kulesza powoli zaczynał przypominać grzybiarza, który w okresie suszy wybrał się do lasu i im dłużej szukał zbiorów, tym bardziej nie mógł nic znaleźć, a do bólu nóg doszły oczopląsy i na dodatek zaczęło się ściemniać. Na koniec, u kresu wytrzymałości, dopisało mu jednak szczęście: trafił na okazałego prawdziwka. Można wnioskować, że początkowo prezes związku nie chciał Nawałki. Przeprowadził wiele rozmów i spotkań, ale nie z Nawałką i nie wszystko dało się wytłumaczyć zagranicznym wyjazdem trenera. Wszak koniec końców, obaj panowie umówili się na spotkanie telefonicznie, gdy pan Adam był jeszcze na Malediwach. Kulesza bronił się argumentem, że pośpiech jest złym doradcą. I pewnie miał rację. Problem w tym, że teraz za odrabianie straconego czasu będzie się musiał wziąć selekcjoner. Drużynę dostanie raptem na trzy dni przed meczem o wszystko z Rosjanami, dlatego największy kawał pracy Nawałka i jego ludzie będą musieli wykonać w tygodniach poprzedzających przyjazd piłkarzy do Warszawy. Śledztwo ws. wycieku w PZPN-ie. Próba uszczelnienia związku W PZPN-ie zaczyna się robić nerwowo. Trwa m.in. śledztwo w sprawie wycieku wysokości odszkodowania, jakie zapłacić zobowiązał się Paulo Sousa. CZYTAJ TEŻ: Legendarny trener do PZPN-u: Trwonimy czas! Kilka mediów napisało o kwocie 370 tys. euro, Interia dotarła nawet do sposobu, w jaki została wyliczona. Napisałem o tym już nazajutrz po rozwiązaniu umowy z Sousą. Nie ma sensu o takie rzeczy robić problemu. Tym razem dotarły do mnie niektóre szczegóły negocjacji Kuleszy z Adamem Nawałką. Trener, który zawsze postępuje z klasą, podobnie jak po MŚ w Rosji, gdy sam zrezygnował, a nie został wyrzucony, poprosił, aby rozmowa z Cezarym Kuleszą toczyła się w cztery oczy. Podobno dyrektor biura zarządu PZPN-u Piotr Szefer musiał opuścić pomieszczenie. To nie pierwszy sygnał, że dyrektor Szefer nie ma już tak mocnej pozycji jak na początku kadencji prezesa Kuleszy, gdy był niemalże jego cieniem. Red. Przemysław Iwańczyk donosi na Polsatsport.pl, że w środę PZPN zamierza wprowadzić uchwałę, ograniczającą możliwość publicznego wypowiadania się bez zezwolenia do trzech osób. I na tej wąskiej liście nie ma dyrektora Szefera, który do tej pory był aktywny w mediach. Są za to: prezes Kulesza, rzecznik i menedżer reprezentacji Jakub Kwiatkowski, a także sekretarz generalny Łukasz Wachowski. Z moich doniesień wynika, że istnieje też wersja tego tercetu, w której Wachowskiego zastępuje Aleksandra Rosiak - dyrektor departamentu mediów PZPN. Podobne regulacje były już za Bońka Część dziennikarzy odbiera tę regulację jako próbę wprowadzenia swego rodzaju komunikacyjnego zamordyzmu, kneblowania ust. Porządek komunikacyjny jest to jednak typowa praktyka w dużych korporacjach, a PZPN taką jest, czy się to komuś podoba czy nie. Już za czasów Zbigniewa Bońka istniał wewnętrzny regulamin. Tyle że wówczas w roli kontrolującego kanały komunikacji występował Janusz Basałaj. Bez jego zielonego światła inni pracownicy związku nie udzielali wypowiedzi. Czasem potrzebna była zgoda samego Bońka na aktywność medialną nawet ważnych pracowników federacji. CZYTAJ TEŻ: Polska nadal bez selekcjonera. Tak zbroją się Rosjanie! Sousa nie miał szans na rozmowę z szefem bez świadków Jeśli już przy komunikacji w PZPN-ie jesteśmy, to warto dodać, że Paulo Sousa, który nie tylko klasy może się uczyć od Nawałki, również narzekał na fakt, że od sierpnia 2021 r., po zmianie na stanowisku prezesa, nie mógł porozmawiać z nowym szefem w cztery oczy. Zawsze w spotkaniu musiały uczestniczyć cztery osoby, bo dwie z nich pełniły rolę tłumaczy prezesa. Teraz, dzięki zatrudnieniu Nawałki, komunikacja między prezesem a selekcjonerem staje się możliwa bez pośredników. To jedna z podstaw dobrych relacji, budowy zaufania. Michał Białoński, Interia