Za 52 dni gramy z Rosją, a dziś selekcjoner reprezentacji Polski musiał wyjaśniać, dlaczego Maciej Scherfchen i Piotr Świerczewski nie mogli grać w podejrzanym meczu Lecha sprzed 18 lat. Żeby było jasne, dziennikarze - głównie Andrzej Janisz z Polskiego Radia i Szymon Jadczak z WP mieli prawo, a nawet obowiązek o to pytać. PZPN wiedział, w co się pakuje PZPN wiedział, co ryzykuje, stawiając na trenera, któremu prokuratura udowodniła 711 połączeń z szefem mafii korupcyjnej. Rosjanie z zadowoleniem śledzą tę jatkę. Sądzę, że dziennikarze tropiący korupcję w polskiej piłce nie zareagują na apel prezesa Kuleszy, by dać temu spokój. Raczej ze zdwojoną energią przewertują akta, by znaleźć dowód na to, że Czesław Michniewicz miał wiedzę o tym, że jako trener brał udział w ustawionych meczach. Siłą rzeczy, wyciąganie trupów z szafy, nie poprawi atmosfery wokół reprezentacji, a bez niej nie mamy czego szukać w Moskwie. Piłkarze również będą to czytać. Próby obrzucania błotem nie poprawią autorytetu trenera i koniec końców ucierpi na tym kadra "Biało-Czerwonych". CZYTAJ TEŻ: Tak Michniewicz wskoczy za Nawałkę Przygotowania w ogniu krytyki W ogniu takiej krytyki selekcjoner Michniewicz będzie musiał przygotować zespół do meczu "o życie" z Rosją. Tylko awans na mundial do Kataru może spowodować, że jego dawna przyjaźń z Ryszardem F. zejdzie na plan dalszy. W przeciwnym razie gromy spadną nie tylko na niego, ale przede wszystkim na Cezarego Kuleszę, który zdecydował się na tak kontrowersyjny wybór. Pewne jest jedno - prezes Kulesza stracił sporo nerwów podczas dzisiejszej konferencji, ale trzeba przyznać, że dzielnie stanął w obronie atakowanego o kontakty z "Fryzjerem" Michniewicza. Inna rzecz, że prezes sam sobie te nerwy zafundował. CZYTAJ TEŻ: Wywiad z Adamem Nawałką. Tak go załatwił PZPN Czesław Michniewicz również musi się uczyć pracy selekcjonera. Wywoływanie wojny z dziennikarzami, straszenie prokuraturą mogą mu tylko zaszkodzić. Powinien bardziej trzymać nerwy na wodzy, a w Departamencie Komunikacji i Mediów nie brakuje osób, które powinny mu pomóc i doradzić, jak sobie radzić z ciężkimi pytaniami. Trener Michniewicz powinien cały czas mieć w głowie maksymę profesora Jana Chmury, którą przecież sam przytaczał w późniejszej fazie konferencji: Zgrzyt w sprawie kontraktu Na prezentacji selekcjonera pojawił się jeden zgrzyt, poza tymi o kontakty selekcjonera z "Fryzjerem". Z jednej strony usłyszeliśmy, że kontrakt obowiązuje do końca 2022 r. i ta informacja nie jest tajemnicą. Natomiast na pytanie o to, czy PZPN zostawił sobie furtkę bezkosztowego rozwiązania współpracy w marcu, jeśli nie uda się awansować na MŚ, prezes Kulesza zasłonił się tajemnicą. Trzeb być w ciemię bitym, by nie domyślić się, gdzie leży prawda. Wracając do piłki, najważniejsze, że Czesław Michniewicz zadeklarował, iż nie zamierza się ograniczać do parkowania przegubowca we własnym polu karnym, do czego de facto był zmuszony, prowadząc młodzieżówkę, by nie być skazanym na sromotną porażkę. Teraz, mając do dyspozycji armaty największego kalibru, będzie mógł również przejść do ataku. - Przede wszystkim lubię wygrywać - te słowa pana Czesława stanowią dla mnie motto dzisiejszego "dzień dobry" selekcjonera z mediami. Pierwszy mecz bystrego i inteligentnego trenera zostanie rozgrany nie 24 marca, tylko pod koniec tego tygodnia i odbędzie się nie na boisku, tylko poza nim. Będzie nim spotkanie z Robertem Lewandowskim i przekonanie go do swojej wizji reprezentacji Polski.Michał Białoński, Interia