Za nami debiut w roli selekcjonera reprezentacji Polski Paulo Sousy. W pierwszym meczu eliminacji do mistrzostw świata nasza kadra zremisowała w Budapeszcie z Węgrami 3-3. Zdaniem Michała Listkiewicza, debiut Sousy był udany. Portugalski szkoleniowiec sprawdził się zarówno podczas meczu, jak i w pomeczowych wypowiedziach. - Fajnie zachowywał się przy linii. Był konkretny, nie histeryzował. Tego się trochę obawiałem po epizodzie jego rodaka w Legii trenera Sa Pinto. Przy linii bocznej nie było niepotrzebnej histerii. Widać było, że trener jest silnym punktem tej drużyny. Nie spał na ławce, reagował, starał się pomóc drużynie i jej pomógł. Paulo Sousa okazał się dla mnie trenerem "z jajami". Wystawił bardzo ofensywny skład, z kilkoma debiutantami. Myślę, że niejeden trener w podobnej sytuacji zagrałby bardziej defensywnie. Tutaj było odwrotnie. Drużyna była ustawiona bardzo ofensywnie, ale niestety słabo było z realizacją tej taktyki. Podobała się mi także jego wypowiedź pomeczowa. Nie mówił naokoło, nie ględził. Tutaj były konkrety. Nie ściemniał, mówił bardzo przestępnym dla kibiców językiem. Powiedział, gdzie były błędy, dlaczego obrońcy grali tyłem do bramki - mówi Interii Michał Listkiewicz. Inaczej niż u Hitchcocka Były prezes PZPN podkreśla, że mecz nie stał na najwyższym poziomie, ale w trakcie oglądania przeżywał wielkie emocje. - Mecz był pasjonujący. Zaczęło się inaczej niż w filmach Hitchcocka. Na początku było nudno, ale potem były wielkie emocje. Szkoda, że nie wgraliśmy. Byliśmy trochę lepszym zespołem. Przy wyrównaniu na 2-2 nie poszliśmy jednak za ciosem i nie wykorzystaliśmy chwilowego zamroczenia Węgrów. Co do pierwszej jedenastki wystawionej przez selekcjonera to byłem zaskoczony, że od pierwszej minuty zagrali Michał Helik i Sebastian Szymański. Ale nie negatywnie. Na plus trenera można zapisać zmiany, których dokonał w drugiej połowie. Zmieniał taktykę, zawodników, ustawienie i to przyniosło efekt - dodaje. Były międzynarodowy sędzia uważa, że w naszej grze widoczny był debiut na ławce trenerskiej selekcjonera. - Widać było gołym okiem, że to był pierwszy mecz selekcjonera reprezentacji, a 25. trenera Węgier. U nich wszystko się dobrze zazębiało, widać było zgranie, u nas tego nie było. Podejrzewam, że trochę to odpowiednie zgranie w naszej kadrze jeszcze potrwa, dlatego szanujmy jeden punkt. O pierwszej połowie powinniśmy zapomnieć. Graliśmy ślamazarnie, wolno i źle. Powinniśmy być lepiej przygotowani na to, co zaprezentują Węgrzy. Zaskoczyli nas swoją agresywnością, tym, że tak świetnie byli poukładani. Nie powinno tak być. To jest drużyna solidnych rzemieślników. Na pewno nie są teraz tak wielkim zespołem jak kiedyś, gdy mieli w składzie m.in. z Ferenca Puskasa i gdy zadziwiali świat swoją znakomitą techniką - twierdzi Michał Listkiewicz. Szczęsny nie pomógł Uwadze arbitra, który w 1990 roku, jako jedyny jak dotąd Polak sędziował w finale mistrzostw świata na linii, nie uszedł fakt słabszej postawy bramkarza Wojciecha Szczęsnego. - Nic takiego wielkiego nie wybronił, a przynajmniej półtorej bramki można mu przypisać. Przy pierwszej wyszedł za daleko pod szesnastkę. Wracając, chyba nie do końca był zorientowany, gdzie stoi. On gra jednak dosyć ryzykownie. Jest bardzo prawdopodobne, że zostanie jednak bohaterem już za tydzień na Wembley. Myślę, że większy problem był jednak na środku obrony. Po wejściu Kamila Glika to się trochę uporządkowało. Ten mecz pokazał, że siła ofensywna naszego zespołu jest ogromna, Zdobyć trzy bramki na wyjeździe takiej drużynie jak Węgry nie jest łatwym zadaniem. Problemy mamy w defensywie i tutaj Paulo Sousę czeka dużo pracy. Świetnie zagrał Kamil Jóźwiak, z dobrej strony pokazał się Krzysztof Piątek. Robert Lewandowski harował na boisku niesamowicie. Jeśli chodzi o sędziowanie, to Felix Brych był jednym z najlepszych aktorów tego spotkania. Widać było, że niemiecki arbiter ma dobre relacje z Robertem Lewandowskim. Kilka razy sobie pogadali. No, może Attila Fiola powinien kilka minut wcześniej wylecieć z boiska - mówi Michał Listkiewicz.67-letni były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej uważa, że nasza reprezentacja wcale nie jest skazana na walkę o drugie miejsce w grupie. Przewiduje kilka niespodzianek w trakcie eliminacji na mundial 2022. Szklanka do połowy pełna - Jestem umiarkowanie zadowolony z tego pierwszego meczu. Powiedziałbym, że szklanka jest bardziej do połowy pełna niż do połowy pusta. Mogę się założyć, że Anglicy nie wygrają w naszej grupie wszystkich spotkań. Nie liczę tych z Polską, ale na Węgrzech nie będzie im łatwo. Zobaczymy też, jak potoczy się ich spotkanie już w niedzielę w Albanii. Ta reprezentacja u siebie jest bardzo groźna. Nie uważam zatem, że jesteśmy już skazani na rywalizację tylko o drugie miejsce w grupie. My będziemy bardziej wypoczęci po meczu z Andorą niż Anglicy po wyjeździe z Albanią i na Wembley możemy powalczyć co najmniej o remis - zakończył Michał Listkiewicz. Zbigniew Czyż