Sebastian Staszewski, Interia: - Jesteś zadowolony ze spotkania z selekcjonerem Czesławem Michniewiczem?* Marcin Kamiński: - Tak, bardzo. Bo zapewnił, że zostaniesz powołany na marcowe zgrupowanie? - Żadne deklaracje nie padły, ale i tak cieszy mnie fakt, że reprezentacja sobie o mnie przypomniała. Miło jest porozmawiać twarzą w twarz z selekcjonerem, poznać jego plany i pomysły na najbliższe mecze. Poza tym ta wizyta jest dla mnie kopem motywacyjnym. To budujące, że ktoś na mnie patrzy, obserwuje mnie i zastanawia się nad moim powołaniem... Nie jest żadną tajemnicą to, że Michniewicz poszukuje lewonożnego stopera. Dlatego odwiedził ciebie, dlatego odwiedził we Włoszech Jakuba Kiwiora. Ten temat się pojawił? - Rozmawialiśmy o różnych kwestiach. Także o tym. Trener przyznał, że zwrócił uwagę na mnie ze względu na ten aspekt. Pojawił się też wątek taktyki. Zresztą zdjęcie nieprzypadkowo zrobiliśmy sobie przy piłkarzykach, bo wiadomo, że selekcjoner dużą uwagę zwraca właśnie na taktykę. Spotkanie z Michniewiczem było dla ciebie powrotem do przeszłości? Bo w ostatnich latach kadra o tobie zapomniała. - Ostatni kontakt z reprezentacją miałem rok temu, w marcu. Zadzwonił do mnie wtedy jeden z asystentów Paulo Sousy. Ale nie grałem w klubie, więc niczego nie oczekiwałem. Miałem świadomość, że mogę tylko ciężko pracować i czekać, aż coś się zmieni. Ale nawet kiedy zacząłem grać w Schalke, kolejnego kontaktu nie było. I wiedziałem, że jestem od kadry daleko... Aż do teraz. Były momenty zwątpienia? - Nigdy się nie poddałem i wciąż mam marzenie, aby grać w reprezentacji. Czuję się młody i gotowy, by pomóc drużynie narodowej. Twoja przygoda z reprezentacją nie należy jednak do najprzyjemniejszych. Cały czas ciągną się za tobą słowa selekcjonera Adama Nawałki, który jesienią 2013 roku powiedział, że widzi w swoim zespole "młodego, lewonożnego stopera z ogromnym potencjałem". Chodziło mu o ciebie. Ale w kadrze nie zrobiłeś wielkie kariery i na kilka lat zniknąłeś z radaru. - Jeśli mam być szczery, to nigdy nie czytałem tych słów. Wiem o nich tylko od dziennikarzy, którzy je przywoływali. Mogę powiedzieć, że szkoda, iż tak się to potoczyło, że nie spełniłem oczekiwań trenera Nawałki. Nie uważam jednak, że nie byłem na to gotowy. Skoro trener coś we mnie widział, to nie był to przypadek. Po prostu w tamtym czasie nie sprostałem wyzwaniu. Analizowałeś dlaczego? W tamtym czasie zawodnicy z Ekstraklasy dostawali od Nawałki szanse. W kadrze grali regularnie Michał Pazdan, Krzysztof Mączyński, Tomasz Jodłowiec. - Nie wiem co było tego przyczyną. Fakt jednak był taki, że zostałem powołany w 2013 roku, a później dopiero w 2017 roku. To pokazuje, że zdaniem selekcjonera musiałem jeszcze dojrzeć. Natomiast nie uważam, że nie trzymałem ciśnienia, że spalałem się w ważnych meczach. W Polsce zagrałem wiele trudnych spotkań i w nich dawałem radę. Więc spory był w tym udział przypadku, bo czasami po prostu zawodziłem wtedy, kiedy nie powinienem... W 2018 roku byłeś o krok od przełamania tej złej passy. W marcu zagrałeś z Nigerią... - A jesienią z Irlandią i Czechami. Ale nie pojechałem na mistrzostwa świata... A mogłeś. - Mogłem, "dzięki" kontuzji Kamila Glika. To był rok, który uważałem za przełomowy, kiedy miałem szansę grać w kadrze. Wróciłem do niej po awansie do Bundesligi, w Stuttgarcie występowałem regularnie. Później przyszły jednak przygotowania do mundialu w Rosji. Po urazie Kamila, sytuacja nie była jasna. To był dla mnie trudny czas pod względem emocji. Dzień po dniu wydawało się, że Kamil nie da rady i że pojadę do Rosji, aż w końcu przyszła informacja, że... Kamil da radę. Zabolało? - Starałem się od tego odciąć, ale rodzina i znajomi cały czas pytali co będzie. Pamiętam dzień meczu z Litwą. Pół godziny przed wyjazdem na PGE Narodowy powiedziano mi, że Glik jedzie do Rosji, a ja się pakuję i też pojadę, ale do domu. To był najtrudniejszy moment w historii twoich reprezentacyjnych występów? - Tak. W piłce nie ma nic za darmo... Jesienią 2018 roku zagrałeś jeszcze dwa mecze o których wspomniałeś i znów zniknąłeś z reprezentacji. Teraz znów możesz do niej wrócić po długiej przerwie. - W 2019 roku jeszcze raz byłem na kadrze, ale później faktycznie z niej zniknąłem. Dlatego teraz chcę zrobić wszystko, aby wrócić do reprezentacji na dłużej. Mam 30 lat, niezbędne doświadczenie, ale wciąż jestem młody. I uważam, że mogę drużynie narodowej pomóc. *wywiad został przeprowadzony 23 lutego. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia