Nie sądzi się wygranych. Nie krytykuje zwycięzców. Chcąc hołdować tej zasadzie, po wczorajszym, wygranym 4-1, meczu z Albanią powinniśmy uśmiechać się od ucha do ucha, klaskać w dłonie i ze spokojem patrzeć na tabelę eliminacji mistrzostw świata, w której Polska zajmuje 2. miejsce. Tak się jednak nie dzieje. Powód? Styl, a właściwie jego brak. Taktyka, a właściwie jej brak. Skuteczność, a właściwie... no tu nieco się zapędziłam. Akurat w tym elemencie było znakomicie. Cztery strzały w światło braki i cztery gole - lepiej się nie da. Ale grać lepiej - nie tylko się da, ale wręcz powinno. Od lat powtarzamy, że mamy piłkarzy grających w dobrych lub bardzo dobrych europejskich klubach, że możemy i chcemy wymagać od nich więcej. Że skoro zatrudniamy zagranicznego trenera (nawet bez braku doświadczenia reprezentacyjnego), to chcemy, żeby ten "powiew zachodu", jakkolwiek go traktować, widać było także na boisku. A widać głównie chaos. Pierwszą połowę można opisać tym tylko jednym słowem i nie będzie w tym cienia przesady. Bożydar Iwanow, komentujący spotkanie dla Polsatu Sport, pokusił się o znacznie bardziej dosadną ocenę. Jego zdaniem to było najgorsze 45 minut w wykonaniu reprezentacji pod wodzą Paulo Sousy. A szkoda... Siatkarskie emocje na wyciągnięcie ręki - zobacz! Albania, choć zdecydowanie silniejsza niż jeszcze dziesięć lat temu, jest zespołem słabszym, mniej doświadczonym i ze zdecydowanie mniejszym potencjałem zawodników niż "Biało-Czerwoni". A mimo to sprawiła nam tak wiele trudności. To oni w pierwszej połowie stwarzali sobie więcej sytuacji bramkowych, grali bardziej kreatywnie i agresywnie... A - jak twierdzili niektórzy - mieli postawić w polskiej bramce "autobus" i się bronić. Tak się nie stało, także dlatego, że to my pozwoliliśmy im grać. Gościnnie - nie da się ukryć, ale czy na pewno o to w futbolu chodzi... Do tego mieliśmy trochę szczęścia, gdy w drugiej połowie sędzia Maurizio Mariani nie odgwizdał ewidentnego rzutu karnego po faulu Kamila Glika na Rey Manaju. Aż strach pomyśleć jak wyglądałoby to spotkanie, gdyby... nie, nie, lepiej nie myśleć! Polska - Albania. Pierwsza połowa "do kitu" Były selekcjoner naszej kadry narodowej Jerzy Engel zawsze, nawet w trudnych momentach, reprezentacji broni. Nie wiem, czy wynika to z sentymentu, czy z własnych doświadczeń i świadomości, jak trudno maszynerią reprezentacyjną kierować. Ale nawet on wczoraj przyznał, że reprezentacja zagrała, cytuję "do kitu", ale jednocześnie podkreślił, że takie zwycięstwo, na własnym terenie, przy własnej publiczności, po nieudanym turnieju Euro 2020, buduje drużynę. Nawet tę zdziesiątkowaną przez kontuzje, nawet tę zdającą sobie sprawę, że nie gra najlepiej. Ale zwycięstwo, to zwycięstwo i trzy eliminacyjne punkty trzeba bardzo szanować. Osobiście uważam, że trudny żywot kibica piłkarskiej reprezentacji Polski w ciągu ostatnich dwudziestu lat to wina właśnie Jerzego Engela. Niemal dokładnie dwie dekady temu - 1 września 2001 roku reprezentacja Polski pokonała 3-0 Norwegię na Stadionie Śląskim i zapewniła sobie awans na mistrzostwa świata w Korei i Japonii. Po raz pierwszy od 1986 roku Polska mogła pokazać się na mistrzowskim turnieju. I to zburzyło spokój kibica, który przez poprzednie szesnaście lat trzymał kciuki, emocjonował się, nawet czasem wierzył, że się uda, ale zdążył się przyzwyczaić, że wielki turniej obejrzy bez swojej drużyny narodowej. W powodzenie projektu pod wodzą Engela przez długi czas także wierzył tylko on. Piłkarze, wspominający tamten czas, bez ogródek mówią, że to co się wydarzyło nieco ich zaskoczyło. A warto pamiętać, że już sam awans wywołał narodową euforię. No i się zaczęło... wywiady, spotkania, wizyty w zakładach pracy... Zaczęły się także oczekiwania. Skoro raz się udało, dlaczego ma nie powieść się znowu. Najnowsze informacje z ME w siatkówce mężczyzn - Sprawdź! Wliczając rok 2002 - przez niemal dwadzieścia lat - braliśmy udział trzykrotnie w mistrzostwach świata i czterokrotnie w mistrzostwach Europy. Ale kibic, jak to kibic - chce więcej. Awans na turniej uznaje za oczywistość, bo się przyzwyczaił. Teraz chce jakości, kreatywności i sukcesów. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i przystawka z zupą oraz daniem głównym już nie wystarcza. Potrzebny jest deser. Słodki, wieńczący dzieło przysmak, który na długo pozostanie w naszej pamięci. Sztuka to nie łatwa, ale warta zachodu. By polski kibic miał naprawdę klawe życie. Paulina Chylewska, Polsat Sport Wyniki, terminarz i tabela "polskiej" grupy eliminacji MŚ 2022