"W przypadku wygranej z Węgrami, a pokonanie tej drużyny absolutnie znajdowało się w zasięgu naszych możliwości, mogliśmy być w barażach, bez oglądania się na innych, w lepszej pozycji wyjściowej. Nie wykluczam, że fortuna będzie nam sprzyjać i wyniki wtorkowych eliminacyjnych meczów ułożą się dla nas korzystnie, ale nie musieliśmy zdawać się na uśmiech losu. Wszystko mieliśmy przecież w swoich rękach" - powiedział Kaczmarek. Popularny "Bobo" nie ukrywa, że selekcjoner wciąż zaskakuje go swoimi personalnymi decyzjami. Zauważył, że w reprezentacji występują piłkarze, którzy praktycznie w ogóle nie grają w swoich klubach, a kilku wystawianych jest na innych pozycjach. Do tego dochodzi "żonglowanie" przy powołaniach, czego najlepszym przykładem jest Michał Helik oraz brak stabilizacji bloku obronnego, który praktycznie w każdym meczu występuje w innym ustawieniu. W dodatku w konfrontacji z Węgrami biało-czerwoni zagrali bez swojego rdzenia kręgowego, czyli Kamila Glika, Roberta Lewandowskiego i pauzującego za żółte kartki Grzegorza Krychowiaka. "Ten tercet stanowi o potencjale naszej drużyny i potrafi zareagować na różne boiskowe wydarzenia. Oczywiście taki trzon musi też być odpowiednio obudowany, dlatego ja zdecydowałbym się od początku wystawić Piotra Zielińskiego, a on został posłany do boju w momencie trwogi, czyli przy niekorzystnym rezultacie. Wydaje mi się, że sami pozbawiliśmy się również atutu na skrzydłach, które były naszą mocną stroną. Puchacz chyba nie bez powodu nie gra w Unionie Berlin" - dodał. Asystent Leo Beenhakkera w reprezentacji Polski spodziewał się, że w spotkaniu z Węgrami szansę, i to od pierwszej minuty, dostanie Damian Szymański z AEK Ateny. "Ten chłopak pojawił się na boisku pod koniec piątkowego meczu z Andorą, w Warszawie już nie wystąpił, a moim zdaniem w starciu z Węgrami był niezwykle potrzebny. W poniedziałek w składzie zabrakło typowego defensywnego pomocnika i w naszej grze od początku panował bałagan. Ten notorycznie pomijany zawodnik nie przegrałby powietrznego pojedynku, warto też przypomnieć, że to jego piękna główka uratowała nasz honor i zapewniła remis z Anglią, co jest jednocześnie najlepszym wynikiem drużyny narodowej za kadencji Sousy" - ocenił. 71-letni szkoleniowiec przekonuje, że przegrane spotkanie z Węgrami może odbić się sporą czkawką i zaważyć na przyszłości polskiego futbolu. Brak awansu na mistrzostwa świata oznacza nie tylko cios wizerunkowy, marketingowy i prestiżowy, ale także sięgające wielu milionów euro straty finansowe. "Nasza absencja na tej imprezie to dla reprezentacji roczny pusty przebieg. W tym kontekście Portugalczyk zadziwił mnie, kiedy stwierdził na pomeczowej konferencji, że jest zadowolony ze swoich decyzji i nic by nie zmienił. Jeśli się nie mylę, to podobne tony wybrzmiały w jego wypowiedzi po mistrzostwach Europy. Nikt nie wymaga samobiczowania i sypania głowy popiołem tylko realnej oceny sytuacji. Uważam, że Sousa nie potrafi elastycznie reagować, bo jest zakładnikiem swojej organizacji i strategii działania" - podsumował. Marcin Domański