Sebastian Staszewski, Interia: - Jak poszła rozmowa z trenerem Czesławem Michniewiczem? Jacek Góralski: - Ja jestem z niej zadowolony. Trener Michniewicz wyjaśnił mi jak chce grać, jaki będziemy mieć system; powiedział czego oczekuje od zawodnika na mojej pozycji. Rozmawialiśmy również o mojej sytuacji, o powrocie na boisko. To wszystko dodało mi sił, bo nigdy wcześniej żaden selekcjoner do mnie nie przyjechał. Co prawda trener Adam Nawałka kilkukrotnie obserwował moje mecze w Białymstoku, ale to coś innego. Taka rozmowa w cztery oczy to bardzo dobry pomysł. Piłkarz może poczuć się doceniony. I po tej rozmowie wierzysz w powrót do reprezentacji Polski już na marcowy baraż z Rosją? - Zawsze wierzę w siebie. W kadrze nie byłem już od roku - z powodu kontuzji kolana - a więc czekam na moment, kiedy znów pojadę na zgrupowanie. Niedawno minęła rocznica meczu Kairatu z Ruchem Brześć, w którym zerwałeś więzadła krzyżowe... - Tak? Nawet o tym nie myślałem. Jak zniosłeś miesiące bez piłki? - Dla profesjonalnego piłkarza to katorga. Człowiek cały czas czeka na powrót na murawę, a dni płyną wolno... To wszystko boli. Dowiadujesz się, że zerwałeś więzadło, nagle dzwoni cała rodzina, przyjaciele, każdemu z nich musisz wytłumaczyć o co chodzi. Wszyscy mówią ci, że "będzie okej", ale przecież wiesz, że nic nie jest okej. Próbujesz się oszukiwać, mówić, że jakoś to będzie, ale przed tobą ciężka droga. Jak zbliżało się Euro, to było jeszcze gorzej... Mistrzostwa Europy obejrzałeś w telewizji. A miałeś na nich grać. - Pamiętam jak przed turniejem zadzwonił Paulo Sousa, z którym nie miałem okazji się poznać. Zaprosił mnie na zgrupowanie w Opalenicy, mieliśmy przyjechać z Krystianem Bielikiem i rehabilitować się tam przez tydzień. Niby fajny pomysł, ale dzień później zadzwoniłem do doktora Jacka Jaroszyńskiego i powiedziałem, że nie chcę patrzeć na kolegów, którzy trenują. To byłyby tortury. Na szczęście sztab to zrozumiał. Z Krystianem przyjechaliśmy do Opalenicy na obiad i krótką rozmowę z chłopakami, ale i to nie było łatwe. Kiedy oglądałeś przegrany mecz ze Słowacją, nie przeszło ci przez myśl, że Jacek Góralski przydałby się na murawie? To było spotkanie, w którym zabrakło nam agresji, zaciętości. - Wiesz, że mamy świetnych zawodników. Na Euro byli Grzesiek Krychowiak, Mati Klich, Piotrek Zieliński, Karol Linetty, Kuba Moder, Kacper Kozłowski. Każdy z nich to piłkarz na poziomie. A mecz ze Słowacją po prostu źle się ułożył. Kiedy w grudniu usłyszałeś, że selekcjoner Paulo Sousa postanowił się spakować i polecieć do Brazylii, to byłeś zadowolony czy zasmucony? Nigdy nie zagrałeś w jego drużynie. - Przede wszystkim byłem zdziwiony. Tuż przed świętami rozmawiałem ze znajomym z PZPN i usłyszałem, że Sousa zostanie do meczu z Rosją. A 48 godzin później wszystko się zmieniło. Szkoda, bo nie zdążyliśmy się nawet dobrze poznać. Widzieliśmy się tylko krótko w tej Opalenicy. Z drugiej strony muszę przyznać, że kiedy byłem kontuzjowany, to Sousa dzwonił do mnie regularnie, wielokrotnie dopytywał o powrót. Nie jestem natomiast w stanie stwierdzić, jakim trenerem był w szatni. Poza tym selekcjonera bronią wyniki, a wyniki Sousy nie były najlepsze. A kiedy usłyszałeś, że selekcjonerem może zostać Nawałka, to co pomyślałeś? - Trudno, żebym nie był z tego zadowolony, skoro to on dał mi szansę w reprezentacji, zabrał mnie na mistrzostwa świata. Kiedy grasz w Ekstraklasie, marzysz o kadrze. I gdy ktoś to marzenie spełnia, zostaje w twojej pamięci. Tak jest z Adamem Nawałką, którego bardzo szanuję. Do dziś zresztą mamy kontakt. Ale selekcjonerem został Michniewicz i teraz trzeba robić wszystko, aby mu pomóc. Spotkanie w Turcji było waszym pierwszym? - Nie, poznaliśmy się kilka lat temu, też w Turcji, gdy byłem tam na zgrupowaniu z Łudogorcem Razgrad, a trener prowadził kadrę U-21. I mogę powiedzieć, że się szanujemy. Selekcjoner odwiedził cię na zgrupowaniu Kairatu. Jesteś zadowolony z tego obozu? - Jestem zadowolony z całego okresu przygotowawczego. Najpierw przez trzy tygodnie trenowaliśmy w Kazachstanie, później mieliśmy trzytygodniowy obóz w Turcji. Już nie mogę doczekać się pierwszego meczu, który dodatkowo będzie o wysoką stawkę. Za dwa tygodnie zagramy z Tobołem Kustanaj w meczu o Superpuchar Kazachstanu. Fajnie byłoby go wygrać. Do końca twojej umowy z Kairatem został jeszcze rok. Ale w sieci pojawiły się pogłoski, że znalazłeś się na liście Legii Warszawa. Miałeś już kontakt z kimś ze stołecznego klubu? - Nie chcę tego komentować. Mam ważny jeszcze przez rok kontrakt z Kairatem. I chcę ten kontrakt wypełnić do końca. Na ten moment nie ma więc szans na moje odejście. Nie chcę też negocjować z innymi klubami. Czyli na razie z transferu nici? - To kwestia lojalności. Prezydent Kairatu bardzo mi pomógł, kiedy doznałem kontuzji kolana. I to on ma pierwszeństwo do negocjacji. Porozmawiam więc z nim i zapytam wprost, jakie ma plany wobec mnie. Jeśli będzie chciał przedłużyć umowę, to jestem gotowy na rozmowy. Jeżeli ma inny pomysł na klub, to też nie ma problemu. Powrót do Polski to w ogóle realny scenariusz? Czy może po grze w Bułgarii i Kazachstanie chciałbyś zagrać w kraju z zachodniej Europy? - Zobaczymy, nie ma co gdybać. Jeśli będzie dobra oferta z Ekstraklasy, to na pewno ją przeanalizuję. Ale w Kairacie czuję się bardzo dobrze. Mamy tu świetne warunki, jestem z nich bardzo zadowolony. Dlatego na razie cierpliwie czekam na krok ze strony Kazachów. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia