Zespoły Garetha Southgate’a i Paulo Sousy dzielą w jednym aspekcie lata świetlne. Podczas Euro 2020 Anglicy stracili pierwszą bramkę dopiero w szóstym meczu (w półfinale z Danią). To był ich klucz do najlepszego występu na wielkim turnieju od 55 lat. Jeśli chodzi o zabezpieczenie bramki Jordana Pickforda, drużyna Southgate’a ociera się o perfekcję. Potwierdza to na półmetku kwalifikacjach mundialu w Katarze. W pięciu spotkaniach angielski bramkarz sięgał do siatki raz, po strzale Jakuba Modera na Wembley. Na przeciwnym biegunie mamy zespół Sousy, który gole traci nawet z San Marino. Odkąd Portugalczyk stanął na czele drużyny narodowej, polska bramka stała się miejscem pracy o ekstremalnej skali trudności. To co się stało w 48. minucie wczorajszego pojedynku, mogło być przepadkiem wynikającym z eksperymentalnego zestawienia linii obrony. Ale ten przypadek potwierdza regułę. Pod dowództwem Sousy drużyna narodowa straciła 16 goli w 10 meczach. Średnia jest zatrważająca. Dla kontrastu warto przypomnieć, że jedyny współczesny sukces polscy piłkarze osiągnęli na Euro 2016, gdy pozwolili pokonać swojego bramkarza zaledwie dwa razy w pięciu meczach. To nie jest sucha statystyka. Drużyna Sousy popełnia kuriozalne kiksy w tyłach. Od takiej właśnie serii głupich błędów zaczęło się jej nieszczęście na Euro 2020 (strata pierwszego gola ze Słowakami). W całym turnieju zespół Sousy ani razu nie był na prowadzeniu, nieustannie gonił wynik we wszystkich trzech spotkaniach. Po czym rozbity psychicznie wrócił do domu. Wnioski narzucały się same. Bez lepszej organizacji gry defensywnej Robert Lewandowski będzie musiał dokonywać cudów w każdym meczu. Tak jak z Albanią rozstrzygając o wyniku niemal w pojedynkę. Ile znaczy dla drużyny jej kapitan przekonaliśmy się nawet w starciu z amatorami z San Marino, gdzie po pierwszej połowie usiadł na ławce i nagle zaczęły się dziać na boisku rzeczy dziwne. Polacy stracili gola, przestali kontrolować wydarzenia na boisku. Uratował ich hat-trick Adama Buksy - odkrycia wrześniowych meczów. Napastnika z amerykańskiej MLS gra u boku Lewandowskiego motywuje, a nie paraliżuje, choć rywale nie byli z topu. W środę będzie inaczej. Za dwa dni przekonamy się, czy polscy piłkarze wciąż marzą o bezpośrednim awansie na mundial w Katarze. Misja wydaje się ekstremalna. Na półmetku Anglia wyprzedza ich o 5 pkt, co sprawia, że nawet remis na Stadionie Narodowym zapewni komfort zespołowi Southgate’a. Punkt zdobyty na Anglikach byłby sukcesem drużyny Sousy, która musiałaby zapomnieć o fatalnej przeszłości. Nie tylko o złym bilansie pojedynków z Anglikami, ale brakach non stop obnażanych przez znacznie słabszych rywali. Czy realne jest, by w środę Wojciech Szczęsny nie puścił bramki? To będzie zapewne warunek konieczny. Inaczej Lewandowski z Buksą będą musieli dokonać czegoś absolutnie historycznego. Czegoś, czego na Euro 2020 nie dokonał nikt. Mimo porażki 1-4 w Warszawie Albańczycy są rewelacją rywalizacji w grupie I. Na półmetku wyprzedzają Węgrów, którzy tak dzielnie bili się z Francją, Niemcami i Portugalią podczas Euro 2020. Edoardo Reja ma dobrze wyszkolonych piłkarzy, zorganizowanych w grze obronnej oraz w ataku pozycyjnym i szybkom. Albania straciła na półmetku rywalizacji w grupie I mniej goli niż Polska, co wobec wyniku na Stadionie Narodowym jest osiągnięciem godnym uwagi. Rewanż z Polakami zagra u siebie, gdzie pokonała Węgrów. Po remisie 3-3 w szalonym spotkaniu w Budapeszcie drużyna Sousy zmierzy się z Węgrami w Warszawie. Środowy mecz z Anglią będzie dowodem, czy selekcjoner Polaków i jego piłkarze potrafią wyciągać wnioski, czy też nieustannie trwać będą przy próbach zmagania się z własną naturą. Piłka nożna to gra w której zdecydowanie łatwiej bronić się niż atakować. Dlatego tak samo ważni jak Lewandowski są w zespole narodowym piłkarze, którzy mogą zapewnić Szczęsnemu względny komfort. Albo zespół wzniesie się w środę na wyżyny swoich możliwości w grze defensywnej, albo druga część kwalifikacji będzie już tylko wyścigiem o baraże. Ta druga możliwość wydaje się dziś zdecydowanie bardziej prawdopodobna.