Sebastian Staszewski, Interia: Jakub Świerczok, polski piłkarz Nagoya Grampus, otrzymał pozytywny wynik badania antydopingowego. Kontrola została wykonana 16 października po meczu azjatyckiej Ligi Mistrzów. Po przebadaniu próbki A Świerczok został tymczasowo zawieszony w prawach zawodnika przez Azjatycką Konfederację Piłkarską. Teraz trwa oczekiwanie na wynik próbki B. Jak często zdarza się, że te dwa wyniki się nie pokrywają? Jerzy Smorawiński: - Jeśli dobrze pamiętam, to przez wiele lat mojej pracy w warszawskim laboratorium taka sytuacja nie zdarzyła się nigdy. Chociaż nie oznacza to, że jest ona niemożliwa. Zawieść może transport albo sposób przechowywania próbki. Szczerze mówiąc, szanse na to są jednak niewielkie. A jak często zdarza się nieświadome przyjmowanie dopingu? - Dużo częściej. To chociażby przypadek Jakuba Wawrzyniaka, który przyjmował preparat zawierający substancje, które - w momencie ich przyjmowania - dopiero pojawiały się na listach substancji zakazanych. Dodatkowo Kuba przyjmował leki w uzgodnieniu z greckim lekarzem, który również nie posiadał bieżącej wiedzy. Była też historia z chińskim mięsem, które było zatrute klenbuterolem. Zmierzył się z tym kolarz Alberto Contador, który nażarł się tego mięsa i wyszedł mu wynik pozytywny. Długo się przed tym bronił i nawet częściowo się wybronił, chociaż WADA i UCI odwołały się później od tej decyzji do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie. I taka nieświadomość jest okolicznością łagodzącą? - Już nie. Kodeks antydopingowy jest aktualnie bezlitosny. Nie uwzględnia przypadkowości, nieumyślności czy nierozwagi. Od zawodnika wymaga się pewnego poziomu wiedzy dopingowej oraz dużej świadomości, ostrożności... Czy jest możliwość - przepraszam za naiwność - że w Azji ktoś się pomylił? - Gdyby zapytał pan o Chiny, to mógłbym mieć wątpliwości. Ale skoro mówimy o Japonii, to nie mam żadnych. Mają tam bardzo wysokie standardy. Co więc grozi Świerczokowi, jeśli próbka B także okaże się pozytywna? - Kluczem do wysokości kary jest zawsze rodzaj substancji. A tu mamy całą gamę możliwości. Dyskwalifikacje są teraz bardzo ostre, dwa lata to minimum w takiej sytuacji, a zdarzają się i cztery. No chyba, że Świerczokowi wyszłaby jakaś pochodna marihuany, to wtedy kara mogłaby być nieco niższa. Szczególnie, jeżeli byłoby to niewielkie stężenie. Ale na razie błądzimy po omacku, bo nie wiemy jaka grupa substancji wyszła Polakowi na badaniach. "Po co piłkarz miałby brać doping? Piłka to gra zespołowa, nie gra jednostek" - w dyskusji o dopingu często słychać taki argument. Jak pan go skomentuje? - Wie pan, kiedy gra się na przykład w takiej Azji, gdzie klimat jest całkiem inny od europejskiego, to aż "prosi się", aby wziąć środek wspomagający, stymulant, który ułatwia przetrwanie w trudnych warunkach. Technika i umiejętności swoją drogą, ale wytrzymałość to coś innego - zmęczony piłkarz traci na jakości. A więc zdarza się, że piłkarze tą wytrzymałość poprawiają. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia