W ostatnich miesiącach gole w Premier League strzelili Jan Bednarek i Mateusz Klich, bramkarską sztafetę - wcześniej z udziałem Jerzego Dudka, Tomasza Kuszczaka, Wojciecha Szczęsnego i Artura Boruca - kontynuuje Łukasz Fabiański, na kolejne szanse czeka Kamil Grosicki. Na dodatek, nie tak dawno cieszyliśmy się z sensacyjnego mistrzostwa Anglii dla Leicester z Marcinem Wasilewskim. Na tym tle, sytuacja Polaków w Premier League pod koniec lat 90. wyglądała tragicznie (wyrwa między okresami Dariusza Kubickiego i Jerzego Dudka), a na początku XXI wieku - niewiele lepiej. Nawet gdy reprezentantom Polski (i to zasłużonym, z piłkarzami roku włącznie) udało się w końcu w angielskiej elicie znaleźć, ciągle coś szło nie tak. Zostawmy sprawę Grzegorza Rasiaka, bo w Anglii, choć tylko w Championship, miał on uznaną markę, a jego kariera w Tottenhamie pewnie by się potoczyła inaczej, gdyby w debiucie sędzia uznał prawidłowo zdobytego przez niego gola. Przypomnijmy historię trzech piłkarzy, którzy mocno przyczynili się do awansu reprezentacji Polski na mistrzostwa świata 2002 (Piotr Świerczewski i Emmanuel Olisadebe) oraz mundial 2006 i Euro 2008 (Euzebiusz Smolarek), a którzy Anglii nie zwojowali. Choć mecz(e) w Premier League - w przeciwieństwie do Bartosza Kapustki czy Jarosława Jacha - mają w CV. Anglia - Polska. Piotr Świerczewski w Birmingham i tylko mecz z Chelsea Piotr Świerczewski do Birmingham City przeszedł na początku 2003 r. Nie był już tak kluczowym piłkarzem reprezentacji Polski jak za kadencji Jerzego Engela, ale koniec końców sięgnął po niego jeszcze i Zbigniew Boniek, i Paweł Janas. Pomocnik zamienił Olympique Marsylia na Birmingham i - w swoim stylu - przekonywał w polskich mediach, że jest jednym z lepszych piłkarzy na treningach, a jego wejście do jedenastki jest tylko kwestią czasu. W Premier League zadebiutował 8 lutego 2003 r., wszedł w 52. minucie meczu z Chelsea (z Zolą, Dessaillym, Terrym, Lampardem, Petitem i Le Saux w składzie), wywalczył rzut karny, którego na gola zamienił jego konkurent do składu, Robbie Savage. Mijały kolejny dni i tygodnie, mijały kolejne wywiady, w których Piotr Świerczewski przekonywał o swojej piłkarskiej wyższości nad kolegami, a Steve Bruce nie wystawiał go do gry. Wcale. Polak w Birmingham nie zagrał już ani minuty. Dlaczego? Światło na sprawę rzucił dziennikarz Mateusz Borek, w swojej książce "Krótka Piłka". W rozmowie z innym dziennikarzem, Cezarym Kowalskim, opisywał: "Trener Steve Bruce nie wiedział, że Piotrek przychodzi. Dyrektor sportowy myślał, że on jest Francuzem, że nie grał w żadnej reprezentacji. Jeszcze Polska nie była w UE i Piotrek tam jechał na francuski paszport, czyli dla nich był Francuzem. Potem się okazało, że tak mu przygotowali kontrakt, że jak zagra dwa mecze w Premier League, to ulega on przedłużeniu na następne dwa sezony. Tak to było sporządzone, ktoś tam przeprał kasę. Właścicielem klubu był zresztą potentat w branży porno. (...) Drugi mecz oznaczałby przedłużenie kontraktu, a widocznie nie o to chodziło. Nie wszystkie transfery są logiczne, nie zawsze decydują aspekty sportowe. To jest w dużej mierze biznes". Co ciekawe, Mateusz Borek w książce przypomina też, że Piotr Świerczewski, tuż przed Birmingham, trenował już przez dwa dni z Evertonem: "Piotrek spotkał tam Tomasza Radzińskiego. Wyszedł na trening, przebierają się, obok siedzi rudy, piegowaty chłopak, lekko utyty. Piotrek pyta: - Co on tu robi z nami przed treningiem? - Ty go nie znasz? - odparł Radziński. To nadzieja angielskiej piłki. Tym chłopakiem był Wayne Rooney". Anglia - Polska. Emmanuel Olisadebe w Portsmouth niechciany przez Harry’ego Redknappa Do Birmingham i to już latem 2002 roku mógł przejść Emmanuel Olisadebe, który nieudane dla Polski mistrzostwa świata w Korei skończył z golem strzelonym Stanom Zjednoczonym. Media spekulowały, że Anglicy zapłacą Panathinaikosowi 3,3 mln funtów. Steve Bruce postanowił wtedy jednak sprowadzić Irlandczyka Clintona Morrisona, a wpływ na jego decyzję mogła mieć podatność reprezentanta Polski na kontuzje. Po tym, jak wiosną 2003 r., Olisadebe strzelił gola FC Porto, do tego portugalskiego klubu chciał go ściągnąć Jose Mourinho. Tak przynajmniej przekonuje Roman Kołtoń w książce "Żądza piłkarskiego pieniądza", przywołując 4,5 mln euro jako kwotę potencjalnego transferu. Do Porto przeszedł ostatecznie Benny McCarthy, napastnik reprezentacji RPA. Emmanuel Olisadebe opuścił Ateny dopiero na początku 2006 roku, gdy podpisał półroczny kontrakt z Portsmouth. Dla angielskich kibiców nie był postacią zupełnie anonimową, bo w barwach Panathinaikosu strzelił w Lidze Mistrzów dwa gole Arsenalowi (w dwóch różnych sezonach). - Jestem bardzo szczęśliwy, że dołączam do Portsmouth i podekscytowany tym, że będę grał w Premier League, która, w mojej opinii, jest najlepszą ligą świata - twierdził Olisadebe. W Porstmouth był na testach jeszcze w grudniu. - Jestem bardzo zadowolony z postawy Olisadebe, ale będę mu się przyglądał jeszcze kilka dni - mówił wtedy w "Przeglądzie Sportowym" menedżer Portsmouth Harry Redknapp. - Jeśli was zawodnik cały czas będzie prezentował się tak, jak na czwartkowych zajęciach, to z pewnością znajdzie angaż w Premiership. W czasie sparingu oddał chyba osiem strzałów, w tym siedem było celnych. Zdobył dwa gole - stwierdził Jordan Cross z dziennika "Portsmouth News". Jeszcze w styczniu Emmanuel Olisadebe zagrał dla Portsmouth dwa razy - najpierw przeciw Evertonowi (0-1, od 61. minuty), a tydzień później przeciw Birmingham (0-5, od 53. minuty). I to tyle. Nie do ruszenia w ataku był Benjani, czyli Benjamin Mwaruwari, a wyżej w hierarchii napastników byli też Lomana LuaLua i Azar Karadas. Co gorsze, okazało się, że menedżer Harry Redknapp, wbrew wcześniejszym publicznym stwierdzeniom, wcale nie uważał Olisadebe za swojego człowieka. - Harry wrócił do klubu po rocznej przygodzie z Southampton i w pewnych kwestiach personalnych decyzje były już podjęte. Bardzo mu się to nie spodobało, bo to niezwykle uparty człowiek, który nie znosi, gdy ktoś coś robi nie po jego myśli. Teraz na swój sposób bierze sprawy w swoje ręce, zupełnie ignorując obecność niektórych graczy w Portsmouth - mówił w "Przeglądzie Sportowym" Jordan Cross, z lokalnego dziennika "The News". Anglia - Polska. Ebi Smolarek w Boltonie, bo z Racingu Santander kazali odejść Na tle Świerczewskiego i Olisadebe, 12 meczów Euzebiusza Smolarka w Premier League to bilans niemal imponujący. Ebi strzelił gola rywalowi z Premier League, Sunderlandowi, ale zrobił to w Pucharze Anglii. W sezonie 2008/2009 nie przerwał więc ciągnącej się latami, od Roberta Warzychy, passy bez polskiego gola w Premier League - zrobił to dopiero Marcin Wasilewski. Smolarek zadebiutował po zaledwie dwóch treningach z Boltonem - wyszedł w pierwszym składzie na mecz z Arsenalem, na prawym skrzydle. Skończyło się porażką zespołu 1-3. "Praktycznie niewidzialny" - skrytykowała go redakcja Sky Sports. Rywal w drugim meczu był jeszcze mocniejszy: Manchester United. - Przyszedłem tu grać, a nie siedzieć na ławce. Chcę ich pokonać, a nie podziwiać stadion Old Trafford - odgrażał się. Ebi z ławki obejrzał gola Cristiano Ronaldo, a z boiska (wszedł na ostatnie 18 minut) trafienie Wayne’a Rooneya. Potem wchodził też na końcówki meczów m.in. z Liverpoolem, Chelsea i Tottenhamem. Swój ostatni epizod, przeciw West Bromwich Albion, zaliczył 21 marca 2009. - Gdyby nie dobra forma Johana Elmandera i Kelvina Daviesa Ebi grałby w pierwszej jedenastce. Jako jedyny z Polaków w Boltonie ma możliwości, by grać w Premier League. Wyprzedza Rasiaka o dziesiątki mil - mówił dziennikarz z Boltonu. Ciekawa jest znów różnica między tym, co deklarowano publicznie po transferze, a jak wyglądała rzeczywistość, co okazało się z czasem. Latem 2008 roku Euzebiusz Smolarek miał zostać wypożyczony z Racingu Santander do Toulouse, ale sprawa upadła. Po wypożyczeniu do Boltonu wszyscy wydawali się zadowoleni. Ebi twierdził: - Nie mogłem uwierzyć, gdy pojawiło się zainteresowanie Boltonu. Zawsze chciałem grać w Premier League. Menedżer Gary Megson podkreślał: - Smolarek nadaje się do Premier League i zrobi w niej karierę. Musi tylko pamiętać, że w Anglii biega się cały czas, napastnicy mają swoją robotę w defensywie. Po latach Euzebiusz Smolarek zebrał się na szczerość w wywiadzie dla "Polska The Times": "Do Anglii musiałem jechać. Dostałem ofertę nie do odrzucenia od szefa Racingu. Prezydent Francisco Pernia powiedział mi w prywatnej rozmowie, że jeśli nie wyjadę, to nie będę grał. Nie miałem żadnego wyboru. Najzabawniejsze jest to, że trener Gary Megson pierwszy raz zobaczył mnie na oczy na treningu. Nie miał pojęcia o tym transferze. To były jakieś prywatne interesy Perni i szefa Boltonu, Phila Gartseid’a. Gdybym jednak został w Santander, siedziałbym na trybunach. (...) Poszedłem do ligi, która nie była dla mnie. Nie pasowałem tam. Od początku byłem więc na straconej pozycji".Bartosz Nosal