Przy okazji rywalizacji Polski z Anglią na piłkarskim boisku zawsze przypomina się to, co wydarzyło się w 1973 roku, kiedy to "Biało-Czerwoni" wyeliminowali dumnych "Synów Albionu" z X finałów mistrzostw świata. Warto jednak wspomnieć, że już nasza pierwsza potyczka z Wyspiarzami na ich terenie miała sensacyjny przebieg i zakończyła się korzystnym dla nas wynikiem. Jak to wtedy było? Gol Jerzego Sadka 1966 rok to szczególny czas dla Anglików, którzy szykowali się do mundialu na swoich boiskach. Żeby jak najlepiej przygotować się do turnieju u siebie zawodnicy prowadzeni przez słynnego Alfa Ramseya rozgrywali serię sparingów. Już one wskazywały, że gospodarze będą w gronie ścisłych faworytów. W okresie od grudnia 1965 roku do czerwca 1966 roku, a więc przed lipcowym mundialem rozegrali serię spotkań towarzyskich. Pokonali kolejno Hiszpanię, RFN, Szkocję czy Jugosławię. Postawili im się Polacy. Do pierwszego meczu pomiędzy obiema reprezentacjami doszło w nietypowym dla nas momencie, było to w środę 5 stycznia 1966 roku. U nas była zima, liga nie grała, a przyszło się mierzyć z późniejszym mistrzem świata na jego terenie. Nasi jechali tam trochę z duszą na ramieniu. Wprawdzie w październiku 1965 r. w meczu eliminacji MŚ pokonaliśmy w Glasgow na Hampden Park Szkocję 2-1, ale miesiąc później doznaliśmy klęski w Rzymie, przegrywając mecz o awans na angielski mundial z Włochami aż 1-6... W meczu w Liverpoolu w bramce stanął Marian Szeja. Dla bramkarza Górnika Wałbrzych był to drugi występ w kadrze. Do tego w podstawowym składzie grało 4 debiutantów, obrońcy Henryk Brejza z Odry Opole i Andrzej Rewilak z Cracovii, a także gracze z przednich formacji Zygmunt Schmidt z GKS Katowice (pierwszy piłkarz GieKSy w kadrze) oraz Jan Wilim z bytomskich Szombierek. Spotkanie miało zaskakujący przebieg. W relacji w katowickim "Sporcie" z 6 stycznia 1966 roku czytamy: "37 minuta: Banaś wymienia Wilima. Za chwilę strzał Charltona broni Szeja, który aż się zachwiał. Gmoch wspaniały. Sadek na odmianę niezdecydowany. Szmid strzela za wysoko i nagle stadion oniemiał. Z kombinacji Banaś - Sadek wspaniała niespodziewana bramka dla Polski. Konsternacja w obozie angielskim. Za dwie minuty drużyny schodzą z boiska" - czytamy w relacji. Jerzy Sadek do siatki Gordona Banksa trafił w 43 minucie. - Jak się tam wtedy grało? Jak to z drużyną angielską bywa, czy to zespół klubowy czy reprezentacja, to zawsze fizycznie są dobrze przygotowani. Trzeba im stawić czoło i być dzielnym, żeby w konfrontacji z nimi osiągnąć jakiś dobry wynik i nam się to wtedy tam udało. To był dobry mecz naszej strony, bo nie było jakiejś desperackiej obrony i tego, że wynik był dla nas szczęśliwy. Prowadziliśmy, a Anglicy dopiero w siedemdziesiątej którejś minucie wyrównali po strzale głową Bobby'ego Moore’a - opowiada Stanisław Oślizło, który wyprowadził wtedy, po raz pierwszy w swojej karierze reprezentację na murawę zapełnionego 50 tys. kibiców stadionu Goodison Park. W składzie angielskiej ekipy sami późniejsi mistrzowie świata. W bramce jeden z najlepszych bramkarzy w całej historii angielskiego futbolu Gordon Banks. Z tyłu Jack Charlton, a także Bobby Moore czy słynący z bardzo ostrej gry Nobby Stiles. Z przodu z kolei Alan Ball czy łowca bramek Roger Hunt. Skończyło się jednak na sensacyjnym 1-1. Komplementy dla Polaków Dobra gra biało-czerwonych odbiła się szerokim echem w futbolowym światku. "Sensacyjna premiera sezonu MŚ. Anglia - Polska 1-1. Congratulations ojczyzny futbolu za dzielną postawę biało-czerwonych w twierdzy Liverpool" - pisał "Sport". "Optymizm Ramseya pękł jak balon! Polacy przeszli wszelkie oczekiwania" - pisała angielska prasa. "Polska prawdopodobnie przeszła własne oczekiwania, a Sadek nie miał równego sobie ani po jednej, ani po drugiej stronie. Wysyłał swych skrzydłowych stale do akcji. Zastanawiające jest, że Anglia nie rozszyfrowała tej taktyki. Obrona polska wyszła z honorem, a stadion Evertonu niełatwo zapomni grę Szei" - pisała "Guardian". Jak będzie w środę? To już zupełnie inna historia, ale mecz z 1966 roku pokazał, że nawet z debiutantami można było sobie z silnymi wtedy przecież jak nigdy Wyspiarzami poradzić. Michał Zichlarz