Banaś to świetny napastnik Polonii Bytom i Górnika Zabrze z przełomu lat 60. i 70. Słynął z wyszkolenia technicznego i z fantazji (za jego czerwonym fordem mustangiem oglądali się na Śląsku wszyscy). Dla reprezentacji Polski zagrał m.in. w jedynym do dziś zwycięskim meczu "Biało-Czerwonych" z Anglią. Paweł Czado, Interia: Jak Polska powinna zagrać na Wembley? Joachim Marx mówił mi, że jego zdaniem powinna się za bardzo cofać, bo umożliwili to Anglikom posyłanie groźnych dośrodkowań. Jan Banaś: - Pewnie, że tak, choć myślę, że nie będzie łatwo nie dać zepchnąć się Anglikom do obrony. Kluczem do tego byłoby założenie bardzo wysokiego pressingu. Jeśli drużyna dysponuje wystarczającą ilością sił to dobry sposób na przeciwnika. Oczywiście fajnie się o tym mówi, znacznie trudniej wykonać. Czy brak Roberta Lewandowskiego to duże osłabienie? - Ogromne. Żałuję, że nie zagra... Do tego słyszę, że z powodu koronawirusa może nie wystąpi również Grzegorz Krychowiak. To również duża strata, bo, uważam, ten zawodnik wiele znaczy w środku pola [ostatecznie Krychowiak dostał pozwolenie na grę w Londynie, przyp.aut.] Absencja Lewandowskiego to strata, ale czy - paradoksalnie - może dać reprezentacji jakiś pozytywny impuls? Może koledzy będą chcieli udowodnić, że bez niego też daliby sobie radę? - Rzeczywiście, ciekawe jak drużyna sobie poradzi. Prawda jest taka, że to szansa dla innych chłopaków - w tak trudnym momencie udowodnić własną przydatność. Co pan sądzi o trenerze Paulo Sousie? - Na razie pokazał, że potrafi zareagować. Podobała mi się ta zmiana w 60. minucie meczu przy stanie 0-2 z Węgrami, rzeczywiście przyniosła efekt. A co będzie dalej? Zobaczymy. W 1973 roku zagrał pan w jedynym jak dotąd meczu, w którym Polska ograła Anglię. Było to na Stadionie Śląskim. Muszę spytać o pierwszą bramkę... - Tamto spotkanie otworzyło nam drzwi do największych zaszczytów. Wiem, że ludzie ciągle zastanawiają się, kto strzelił pierwszego gola: Robert Gadocha czy ja. Jeszcze raz powtórzę: często ćwiczyliśmy to zagranie na treningach. Po zagraniu Gadochy piłka leciała płasko. Poszedłem wślizgiem, dostawiłem stopę i dobiłem piłkę do bramki. Proszę zwrócić uwagę, że poszła w górę, trafiła pod poprzeczkę. To nie było łatwe zagranie. Ale potem nie pojechał pan na mistrzostwa w Niemczech, bo miał pan zakaz wyjazdu do tego kraju [wszystko dlatego, że w czerwcu 1966 roku, jeszcze jako zawodnik Polonii Bytom przed meczem Pucharu Intertoto ze szwedzkim IFK Norrköping, za namowa ojca, Niemca, który obiecywał mu grę, Jan Banaś zdecydował się pozostać na Zachodzie. Nic z tego nie wyszło, więc wrócił do Polski i znowu mógł grać. Wkrótce przeszedł do Górnika Zabrze, przyp.aut.] - Niektórzy mówili, że miałem kontuzję "polityczną". Tamte fantastyczne mistrzostwa mogłem więc obejrzeć tylko w telewizji. Myśli pan, że gdyby turniej w 1974 roku odbył się na przykład w ZSRR, mógłby pan na niego pojechać? - Bardzo prawdopodobne. Tam by mnie pewnie puścili, tak mi się wydaje... Co się jednak stało już nie się odstanie. Rozmawiał: Paweł Czado