Tomasz Brożek, Interia: Zdążyliśmy już ochłonąć po meczu z Anglią na Wembley. Czas przyniósł nowe refleksje na temat tego spotkania? Roman Kosecki, były reprezentant Polski: - Na Wembley zagraliśmy zbyt bojaźliwie. Generalnie pierwsze połowy z Węgrami, Andorą i Anglią zostały przez nas przespane. Nie potrafimy wejść w mecz od początku, starać się narzucić swój styl gry i powalczyć. Pierwsza odsłona spotkania w naszym wykonaniu na Wembley wyglądała jak mecz treningowy lub sparing. Piłkarze grali sobie luźno. Nie zmusiliśmy rywali do popełnienia błędu, do czego doszło w drugiej połowie. Trochę ich przycisnęliśmy i od razu zaczęli się gubić. Bramkarz wykopywał w trybuny, John Stones zanotował stratę i strzeliliśmy bramkę. W drugiej połowie Kamil Jóźwiak nieźle pokazał się na skrzydle. Trener powinien na niego postawić już po meczu z Węgrami. Widać, że dobrze rozumie się z Bartoszem Bereszyńskim. Mogę powiedzieć, że prawą stronę mamy już obsadzoną i to przez zawodników, którzy pograją jeszcze przez parę lat. Problem jest z lewą flanką. Tam ciągle trwają poszukiwania. Maciej Rybus nieźle wygląda z tyłu, ale brakuje nam skrzydłowego. Jest Przemysław Płacheta, szansę od nowego selekcjonera otrzymał też Kamil Grosicki, ale wciąż nie wygląda to najlepiej. A kto pana zadaniem zasłużył na postawienie plusa przy jego nazwisku po całym zgrupowaniu? - Bardzo dobrze wyglądali oczywiście Jóźwiak, Robert Lewandowski, nieźle prezentowali się Piotr Zieliński i wspomniany już Bereszyński. Jestem natomiast trochę przerażony jeśli chodzi o Wojciecha Szczęsnego. Rozegrał w kadrze 52 spotkania i wpuścił w nich 45 bramek. To bardzo słaby wynik. W trzech ostatnich meczach skapitulował pięciokrotnie. Nie wiem czy Łukasz Fabiański i jego doświadczenie nie dają większej gwarancji w bramce, ale tak zdecydował trener. Dwie sytuacje z meczu na Wembley wzbudziły sporo kontrowersji. Pierwsza to rzut karny podyktowany na rzecz Anglików. Druga - brak interwencji sędziego po zagraniu piłki ręką przez Harry’ego Maguire’a. Jaki jest pana pogląd na oba te zdarzenia? - Jestem zażenowany tym, że w meczach, w których grają drużyny liczące się w walce o awans, nie ma systemu VAR. Pamiętamy mecz Serbii z Portugalią, gdy sędzia nie zaliczył bramki, którą zdobył Cristiano Ronaldo. UEFA tłumaczy się oczywiście pandemią. A podczas Ligi Mistrzów jest pandemia czy jej nie ma? Okazuje się, że w Champions League jest dostępny VAR. O czym ci ludzie mówią? UEFA i FIFA powymyślały już tyle rozgrywek... Liga Narodów, eliminacje do mistrzostw Europy, Euro, eliminacje do mundialu, mistrzostwa świata, Liga Mistrzów, Liga Europy, teraz dochodzi jeszcze trzeci puchar europejski... Za moment wszyscy będziemy grali co trzy dni i futbol nam się przeje, a oni będą siedzieli na pieniądzach, którymi wypychają kanapy. Jeżeli jest VAR i się sprawdza, choć było co do niego początkowo sporo znaków zapytania i stał się już dla nas normalnością, to trzeba z niego korzystać. Jeśli na Wembley byłby VAR, otrzymalibyśmy ewidentny rzut karny. Być może nie byłoby za to "jedenastki" na Raheemie Sterlingu. Mimo iż on się już przewracał, Michał Helik zdążył go jeszcze dotknąć i ten kontakt różnie można by ocenić. Gdyby jednak sędzia rzeczywiście przyznał nam rzut karny, to po strzelonej bramce prowadzilibyśmy 2-1. Dziwię się, że UEFA zdecydowała się na takie oszczędności. Przewiduję, że w następnej serii gier eliminacyjnych VAR będzie już wszędzie. Gest, który wykonał Ronaldo, ukazuje śmieszność tego wszystkiego. Przypomina mi się strzał Franka Lamparda z meczu z Anglikami na mundialu w 2010 roku, gdy piłka przekroczyła linię bramkową, ale gola nie było. Liczyliśmy, że takie sceny nie będą już mieć miejsca. Ale widocznie FIFA ma zbyt mało pieniędzy. Wracając do sytuacji z pola karnego Anglików, sędzia stał wtedy z 10 metrów od zagrywającego ręką Harry’ego Maguire’a i musiał to widzieć. Nie dopatrzył się jednak przewinienia, a to był ewidentny karny, nie ma o czym mówić. Jest to tak samo wielki skandal, jak ten w meczu Portugalii. W Polsce często lubimy praktykować "gbybologię", której nie zabrakło przy ocenach meczu z Anglią. Gdyby Robert Lewandowski mógł zagrać na Wembley, wywieźlibyśmy z Wysp chociaż punkt? - Krzysztof Piątek i Karol Świderski starali się w pierwszej połowie zastąpić naszego kapitana, ale nie dostawali piłek. Musimy mieć silne skrzydła obsadzone przez piłkarzy, którzy potrafią wejść w pojedynek i dośrodkować. Na to czekają nasi napastnicy. Teraz jest czas na analizę. Po trzech meczach mamy cztery punkty i pięć "oczek" straty do Anglików. Musimy jednak pamiętać, że Anglików czeka dwumecz z Węgrami i starcia z nami w Polsce, a my dwukrotnie zmierzymy się z San Marino, pojedziemy także do Andory. Pewnie więc ich dogonimy, a tabela nieco się spłaszczy. Może jestem zbyt dużym optymistą, ale w meczach u siebie z Anglikami gramy jak równy z równym, oni się wtedy męczą. Przy zwycięstwie na własnym terenie jesteśmy w stanie wyprzedzić ich w tabeli. Jeszcze wszystko jest możliwe. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie! Sprawdź Paulo Sousa zdał test, jakim było premierowe zgrupowanie? - Trudno mi ocenić selekcjonera po tym pierwszym zgrupowaniu. Było za dużo prób. Każdy trener ma coś do udowodnienia. Jest nowy i chce pokazać, że coś robi, ale to nie był chyba czas na eksperymenty z nowymi zawodnikami. Graliśmy przecież decydujące mecze z Węgrami i Anglikami. Tu powinien wystąpić wypróbowany skład, ale są w Polskim Związku Piłki Nożnej fachowcy, którzy powinni to ocenić. Uważam jednak, że można było się ustrzec paru błędów. Szczególnie dużo poprawek wymaga gra naszej ekipy w pierwszych połowach meczów. Dużo za to dawały nam roszady w składzie. Wielu już zdążyło pochwalić wybitny instynkt trenerski naszego selekcjonera. - Sousa robił zmiany w momencie, gdy przegrywaliśmy i było źle. Nie ma w tym nic niezwykłego. Wyglądało to tak, jakby nie znał polskich zawodników. Wszyscy wiedzieli, że Jóźwiak już za Brzęczka wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie, a on go sadzał na ławce, jakby nie wiedział, kto to jest. To znaczy, że miał mało wiedzy na temat naszej reprezentacji. A jak ocenia pan naszych debiutantów? Któryś z nich pokazał się ze szczególnie dobrej strony, a może ktoś w pana opinii zamknął już sobie drogę do przyszłych powołań? - Trener pewnie będzie dalej forsował tych, których już wziął pod uwagę. Popatrzmy na takiego Michała Helika. Popełnił błąd w meczach z Węgrami i z Anglią, choć karny był dyskusyjny. Skoro jednak zagrał w obu tych spotkaniach, czemu miałby nie być powoływany na kolejne zgrupowania? Nie stać nas na to, by w taki sposób postępować. Na pewno wielu zawodników będzie się wciąż pojawiało w kadrze. Liczę jednak na większe zgranie i reakcję na to, co się działo. Mam nadzieję, że nasi zawodnicy będą bardziej agresywni w pierwszych połowach.