Agnieszka Radwańska nie może na razie zaliczyć tego sezonu do udanych. Okazją do odbudowania formy i pozycji w rankingu są dla niej turnieje na kortach trawiastych, głównie zbliżający się Wimbledon. Nasza rakieta numer jeden na swojej ulubionej nawierzchni w Nottingham dotarła do półfinału. W Eastborune krakowianka również idzie jak burza. Radwańska jest już w najlepszej czwórce. Gładko rozprawiała się po drodze z Amerykanką Iriną Falconi, Czeszką Karoliną Pliszkovą i Bułgarką Cwetaną Pironkovą.Czy to już koniec kryzysu Agnieszki Radwańskiej?Zbigniew Górszczak, trener tenisa: - Prawdę powiedziawszy, to się dopiero okaże w Wimbledonie. Po spotkaniu z Pliszkovą wszyscy rozpisywali się, że jest już wszystko super, że Agnieszka wróciła do wysokiej formy, ale ten mecz był bardzo słaby. Przede wszystkim Pliszkova grała kiepsko. Agnieszka nie musiała się dużo napracować, żeby wygrać. Trudno powiedzieć, czy to jest początek dobrego powrotu Agnieszki, czy nie. Niech zagra parę meczów w Wimbledonie. Jedna rzecz jest obiecująca. Wygląda na to, że wzięła sobie do głowy, że ma grać to, czego została nauczona, co ma we krwi, czyli ten tenis, który przynosił jej wiele sukcesów i nam radości. Jakie to elementy? Co jest najważniejsze w grze Agnieszki Radwańskiej? - Instynkt, przewidywanie. Ona wiedziała wcześniej, co rywalka zagra. A nie przestawianie jej na grę siłową, bo to, moim zdaniem, nie miało żadnego sensu. Agnieszka jest stworzona do gry kombinacyjnej. Nie wolno ingerować w to, co jest niemożliwe dla organizmu. To, co miała wspaniałego, co jej Bozia dała, trochę zanikło, bo za dużo było zamieszania. Zmiana stylu gry. Po co to wszystko? Grała wspaniale, miała świetne wyniki. Niewiele brakowało, a byłaby numerem jeden w rankingu i wygrała Wimbledon. Więc czego tu się było czepiać? Pielęgnować i po prostu czekać aż w końcu wygra turniej wielkoszlemowy, a teraz to już można mieć duże obawy, bo powroty są dużo cięższe niż utrzymanie się w tak ścisłej czołówce. Życzymy jej tego z całego serca, trzymamy kciuki, bo stać ją na wiele. - Musi się od nowa zmotywować i uwierzyć, że może tego dokonać. Przecież grają te same zawodniczki. W czołówce nie znalazł się nikt nowy, może oprócz Eugenie Bouchard, której też ostatnio spadła forma. To są te same zawodniczki, z którymi Agnieszka wygrywała, więc nie widzę problemów, żeby wrócić i dalej z nimi zwyciężać. Porównując obecne mecze Agnieszki Radwańskiej z wcześniejszymi, których wyniki były poniżej oczekiwań, widać różnicę. Defensywa, z której słynie Agnieszka nadal jest na wysokim poziomie, ale oprócz tego właśnie przewiduje zagrania rywalki, potrafi zaryzykować, nie boi się. - No właśnie i nie popełnia tych absurdalnych błędów, które zaczęła robić, czyli zagranie w siatkę lub w aut. Przecież wcześniej to było nie do pomyślenia, żeby Agnieszka na takim poziomie, popełniała tyle niewymuszonych błędów. Jak wraca do swojej wspaniałej, starej gry, to od razu widać efekty. Nie może się bić z taką Pliszkovą, która ma warunki fizyczne lepsze od Agnieszki, tylko swoją pracą, techniką, niczym więcej, ograła ją bardzo gładko. Z tego, co pan mówi, wynika, że słabsza postawa w pierwszej części sezonu Agnieszki to wynik współpracy z Martiną Navratilovą. Czy tak? - Mówiłem od razu, że nic dobrego z tego nie wyjdzie, bo nie można zawodniczki trenować przez telefon lub przez Skype'a. Musi być cały etat. Przebywanie z tenisistką godzinami na kortach, na treningach, pomaganie jej, podpowiadanie. Po drugie, Navratliova była wspaniałą tenisistką, ale nigdy nie współpracowała z żadną zawodniczką, a tym bardziej z taką ze światowej czołówki. Musiałaby się trochę nauczyć, ale przede wszystkim powinna być non stop przy Agnieszce. Czy nie sądzi pan, że współpraca, która trwała raptem 3-4 miesiące, nie była za krótka? Trudno w takim okresie wprowadzić w życie rady, sugestie. - Krótka, ale zamieszania można sporo narobić. Czyli pana zdaniem, to był dobry ruch ze strony Agnieszki, że ta współpraca została zakończona? - Oczywiście. Niech gra najlepszy tenis, jakiego została nauczona, i korzysta z daru, jaki posiada. Trzymać się tego, pielęgnować i będzie dobrze. Myślę, że wróci do dobrej gry. Jest w świetnym wieku jak na sportowca. Turniej w Eastbourne jest generalnym sprawdzianem przed Wimbledonem. Czy pana zdaniem trzeci wielkoszlemowy turniej w tym roku będzie przełomowy dla Agnieszki? - Nie oczekujmy zbyt wiele. Wimbledon, ulubiona nawierzchnia Agnieszki, ale myślę, że w tym roku za wcześnie. Chociaż? Może akurat szczyt formy przypadnie właśnie na Wimbledon? Czego jej życzę. Może osiągnie wspaniały wynik, ale gdyby się nie udało, to nie ma się czym za bardzo przejmować. Tyle czasu było źle, więc nagle nie może się wszystko nagle odwrócić. Nie wystarczy pstryknąć palcami i już będzie dobrze. To musi zostać poparte dobrymi wynikami, meczami. Trzeba zbudować dobrą dyspozycję psychiczną i fizyczną. Jak zaczyna wygrywać, to wraca pewność siebie. Przypuszczam, że będzie coraz lepiej. Trzeba też pamiętać, że Agnieszka spadła w rankingu. Wypadła z pierwszej dziesiątki i przez to trafi na groźne rywalki dużo wcześniej. - Losowanie zazwyczaj w takim przypadku jest gorsze. Może zdarzyć się tak, że na przykład Agnieszka dojdzie do półfinału Wimbledonu i wtedy powie, że trafiła jej się dobra drabinka. Szczęście w sporcie też trzeba mieć. Tenisa też to dotyczy. Często ważna jest także dyspozycja dnia. Zwłaszcza przy takim długim turnieju. - Nie zdarzyło się, żeby ktoś wygrywając nawet cały turniej wielkoszlemowy, nie miał ani jednego słabszego dnia. Tylko że świetni zawodnicy i świetne zawodniczki, przygotowani mentalnie i fizycznie, zdają sobie z tego sprawę i potrafią nawet w tym gorszym dniu grać trochę dłużej, ale wygrać. A młodsza siostra Agnieszki, Urszula? Jak potoczy się jej kariera? Na razie balansuje na krawędzi setnego miejsca w rankingu i nie może się wyżej przesunąć. - Nie znam jej sytuacji zdrowotnej, nie wiem, czy dalej jej coś dokucza. Potencjał ma bardzo duży. Warunki fizyczne, technika, wszystko wydawałoby się wygląda wspaniale. Ale co jest potrzebne? Zdrowie. Jak zdrowie nie pozwala się przygotować albo przerywa treningi, to tak się później tak skacze z wynikami. Dochodzi się do formy, a tu przytrafia się kontuzja i przerwa. Znowu niezła forma i znowu zdrowie nie pozwala. - Tak jak mówiłem wcześniej, warunki fizyczne Urszula ma lepsze, a zdrowie słabsze niż Agnieszka. Zawsze coś jej dolega, głównie z kręgosłupem, a przecież też była dosyć wysoko w rankingu. To młoda osoba. Może się pozbierać i grać wspaniale. Rozmawiał: Robert Kopeć W piątek o godz. 14.00 Agnieszka Radwańska zagra z Amerykanką Sloane Stephens, a stawą pojedynku będzie finał turnieju w Eastbourne.