To było już 10. starcie pomiędzy tymi tenisistkami. Bilans jest nadal zdecydowanie korzystny dla 26-letniej krakowianki, która wygrała siedem z tych potyczek. Trzy swoje zwycięstwa Włoszka odniosła właśnie na "mączce". Polka, która w Stuttgarcie była rozstawiona z numerem siódmym, nie powtórzy więc najlepszych występów w tym turnieju, czyli półfinałów, osiągniętych trzy i cztery lata temu. W zeszłym roku Agnieszka odpadła w ćwierćfinale. W pierwszym gemie Radwańska przegrywała 0:30, ale potem trzy dobre pierwsze serwisy i następnie wygrana wymiana, pozwoliły odnieść jej w nim zwycięstwo. Po chwili Polka, dziewiąta w rankingu WTA, przełamała podanie rywalki, tracąc tylko punkt, i objęła prowadzenie 2:0. Kolejny gem serwisowy krakowianki ponownie zaczął się od 0:30, Agnieszka odrobiła stratę, jednak po nieudanym skrócie musiał bronić break-pointa, przy którym wyrzuciła piłkę na aut. 27-letnia Włoszka, 15. w światowym rankingu, nie była jednak w stanie utrzymać własnego podania, choć obroniła kilka break-pointów, to ponownie została przełamana, ostatni punkt tracąc pechowo po tym, jak piłka zahaczyła o taśmę i spadła na jej stronę kortu. Radwańska nie poszła jednak za ciosem, również przegrywając własny serwis, mimo to wciąż prowadziła (3:2). Taki scenariusz powtarzał się w kolejnych gemach, w których obie tenisistki dalej się przełamywały. Ponieważ panie nie dysponują kończącymi uderzeniami, a umieją grać w defensywie, w spotkaniu było dużo wymian. Znaczenie miał też return zarówno po pierwszym, a przede wszystkim po drugim serwisie. Wreszcie w 10. gemie tendencja została przerwana. Errani, serwując, aby pozostać w secie, pierwszy raz utrzymała w nim własne podanie, doprowadzając do remisu 5:5. W 11. gemie Włoszka najpierw obroniła się przed jego stratą forhendem po crossie, zagranym po kolejnej długiej wymianie, następnie popisała się świetnym lobem, a potem krakowianka wyrzuciła piłkę na aut i Sara wyszła na prowadzenie 6:5 Errani nie potrafiła jednak zakończyć sprawy przy swoim podaniu, znowu została bowiem przełamana i do rozstrzygnięcia partii potrzebny był tie-break. W decydującym gemie trwała już prawdziwa walka na wyniszczenie. Pierwszy mini-break zanotowała Radwańska (4:2), ale potem cztery kolejne punkty wywalczyła rywalka, w tym dwa po przytomnie zagranych skrótach tuż za siatkę. Polka obroniła jednak dwie piłki setowe, raz asem, a następnie trwała gra na przewagi. Górą wyszła z niej z Włoszka, która też obroniła dwie piłki setowe, zwyciężając 10-8. Uskrzydlona Errani bardzo dobrze zaczęła drugą partię. Szybko objęła prowadzenie 2:0, z przełamaniem. Następnie mieliśmy powtórkę z rozrywki, czyli pierwszego seta. Obie tenisistki przegrywały własne serwisy na potęgę. - Nie nastawiaj się, że skończysz serwisem albo pierwszą piłką, tylko na dłuższą wymianę - instruował Agnieszkę w przerwie po siódmym gemie jej trener Tomasz Wiktorowski. - One lecą pięć kilometrów na godzinę i nie mogę skończyć - żaliła się Isia, opowiadając o uderzeniach rywalki. Ósmego gema Polka zaczęła fatalnie, bo przegrywając trzy punkty z rzędu. Włoszka jednak nie wykorzystała żadnego break-pointa, a potem trwała mordercza walka na przewagi. W końcu po około 11 minutach górą wyszła z niej Radwańska, doprowadzając do remisu 4:4. W dziewiątym gemie krakowianka miała szansę na przełamanie, ale trafiła piłką w siatkę, a potem wyrzuciła dwa returny na aut. Nasza tenisistka serwowała więc, aby pozostać w meczu i całym turnieju. Niestety, zrobiło się 15:40. Pierwszą piłkę meczową Polka jeszcze zdołała obronić, ale przy drugiej popełniła nieznaczny aut i po dwóch godzinach, dziewięciu minutach musiała przełknąć gorycz porażki. Errani w drugiej rundzie zmierzy się z lepszą z pary Sabinie Lisicki (Niemcy) - Zarina Dijas (Kazachstan), które wyjdą na kort centralny jako drugie w kolejności. 1. runda gry pojedynczej: Agnieszka Radwańska (Polska, 7.) - Sara Errani (Włochy) 6:7 (8-10), 4:6 Tata Agnieszki mógłby powiedzieć: A nie mówiłem