W niedzielę wieczorem oficjalny hotel turnieju masters Renaissance Polat Istanbul gościł uroczystą galę połączoną z rozlosowaniem uczestniczek do dwóch grup. W poniedziałek od godziny 11.00 główne bohaterki imprezy brały tam udział w konferencjach prasowych i udzielały wywiadów stacjom telewizyjnym. - Nie ma tu łatwych meczów, nie ma łatwych rywalek, grają same najlepsze. Każda z nas musiała się wykazać dobrą grą przez cały sezon, żeby się tu zakwalifikować. Mnie się to udało już prawie miesiąc temu, jako czwartej w rankingu, więc mogłam spokojnie się przygotowywać i nie myśleć o walce o punkty. Teraz jest w perspektywie numer trzy na świecie na koniec sezonu - powiedziała Radwańska. 24-letnia krakowiana może mówić o pechu, bowiem trafiła do grupy "Czerwonej", razem z liderką rankingu WTA Tour Amerykanką Sereną Williams i dwoma dość niewygodnymi rywalkami - Czeszką Petrą Kvitovą (nr 7.) i Niemką polskiego pochodzenia Angelique Kerber (9.). - Cóż, na pewno mogłaby ta grupa trochę lepiej wyglądać, bo nie da się ukryć, że jest bardzo trudna. Jednak w turnieju masters nie ma sensu patrzeć zbytnio na losowanie, bo nie ma w kim wybierać. Trzeba grać swoje i się nie zastanawiać zbyt dużo. Na pewno każda z nas da z siebie wszystko, bo to ostatni występ w sezonie i potem wakacje - powiedziała Radwańska. - Szykują się chyba dość długie mecze, po secie na godzinę nawet można chyba liczyć. Przerabiałam to już przed rokiem, więc mam wprawę w maratonach, choć tym razem nawierzchnia jest nieznacznie szybsza, niż poprzednio. Chyba kort ułożony jest na trochę innym podkładzie. Jednak wciąż jest wolny, jak na twardy kort - dodała. W poprzedniej edycji Radwańska dotarła do półfinału, w którym przegrała w dwóch krótkich setach z Williams. Stało się to na niespełna dobę po tym, jak wygrała decydujący mecz o drugim miejscu w grupie z Włoszką Sarą Errani, po trzyipółgodzinnej walce. Dzień wcześniej po trzech godzinach i 16 minutach, około godz. 1 w nocy zeszła z kortu pokonana przez Rosjankę Marię Szarapową. Amerykańskich dziennikarzy w poniedziałek zainteresowała słabość czołowych tenisistek świata do posiadania żywych maskotek. - Wstyd mi, ale nie jestem w stanie sobie przypomnieć jak się nazywają dwa małe pieski Sereny. Chyba Caroline Wozniacki też kiedyś miała podobnego, ale też nie pamiętam imienia. Ja nie wyobrażam sobie podróżowania na turnieje z zwierzętami, bo wymagają bardzo dużo uwagi i opieki. Nie, zdecydowanie to nie dla mnie - powiedziała Radwańska. Krakowianka zaprezentowała się w poniedziałek dziennikarzom w klasycznym stylu: na wysokich szpilkach, w szarych spodniach "rurkach", podkreślających figurę, wydekoltowanej czarnej bluzce oraz szarym swetrze z efektownymi włochatymi wypustkami. A jej pojawienie na sali wzbudziło żywą owacją, głośniejszą niż w przypadku innych zawodniczek. W roli Kopciuszka wystąpiła za to Kerber, która jako ostatnia zakwalifikowała się do stambulskiej imprezy, z dziewiątej pozycji w rankingu. Umożliwiła jej to absencja numeru trzy na świecie Szarapowej, leczącej od września kontuzję prawego barku. - Nie przejmuję się tym, że gram tu z 'dziką kartą'. W sumie cieszę się, że trafiłam do takiej mocnej grupy. Obojętne z kim w jestem, nie mam nic do stracenia, no i nie czuję żadnej presji. Muszę dać z siebie wszystko, a jak już pokonam Serenę, Agę i Petrę, wychodząc z takiej grupy do półfinału, to może i uda mi się wygrać turniej - powiedziała ze śmiechem Kerber. - Wiadomo, że najcięższy będzie mecz z Sereną, no ale z Agnieszką wcale też nie będzie łatwo, bo zbyt dobrze się znamy. Nie wiem, której z nas ta nawierzchnia będzie bardziej sprzyjać, bo jest wciąż bardzo wolna, jak na beton, choć nieco szybsza niż przed rokiem. Jednak należy się spodziewać długich meczów, co w sumie jest chyba dobre dla mnie - dodała. Ze Stambułu Tomasz Dobiecki