- Chyba jednak w tamtym półfinale byłam nieco bliżej zwycięstwa i to w sumie nie jest kwestia wyniku, tylko ogólnie tak z gry by wynikało. Może nie byłam wtedy fizycznie w stu procentach zdrowa, więc to miało też jakieś znaczenie, ale jednak tak mi się właśnie wydaje. Dzisiejszy mecz był chyba też bardzo podobny do mojego finału z Sereną tutaj, trzy lata temu. Bardzo podobnie się to potoczyło - powiedziała po porażce Radwańska. W 2012 roku Polka, właśnie w Londynie, osiągnęła pierwszy - i jak dotychczas jedyny - finał w Wielkim Szlemie. Wówczas przegrała również pierwszego seta z Sereną Williams, w drugim odrobiła straty, zanim poniosła porażkę w trzeciej partii. - Dzisiaj w meczu było trochę takich ważnych piłek, które miały jakieś tam znaczenie. Tak naprawdę spodziewałam się ciężkiego i zaciętego meczu. Wiedziałam, że łatwych piłek tu nie będzie. Wiadomo, to półfinał Wielkiego Szlema i wszystko może się odwrócić tak naprawdę z każdego wyniku, tak jak w drugim secie. No i w trzecim też było ciągle 50 na 50, zadecydowały dosłownie dwie, trzy piłki - oceniła czwartkowy występ Radwańska. - Muguruza to dziewczyna, która gra w jednym, bardzo szybkim rytmie, no i do tego regularnie z obydwu stron. Przeciwko niej trzeba starać się zmienić rytm, zrobić coś, co ją choć trochę może wybić z jej solidnej gry z głębi kortu. To jest już doświadczona zawodniczka, która ma za sobą wiele meczów, więc sobie z tym radziła. Nie udało się, trudno - dodała. W ostatnim secie krakowianka nie wykorzystała dwóch "break pointów" na 4:5, a chwilę później przy równowadze przerwała wymianę, myśląc, że rywalka wyrzuciła piłkę na aut. Poprosiła o challenge, ale zapis HawkEye wskazał, że Muguruza trafiła, dzięki czemu miała do dyspozycji meczbola i wykorzystał go, po godzinie i 56 minutach. - W każdym meczu trzeba mieć troszkę szczęścia, wiadomo, że bez niego ciężko jest wygrywać, tym bardziej jak jest tak zacięty mecz. Nawet gdybym wygrała tego ostatniego gema, to też wcale nie byłoby gwarancji, czy wygrałabym cały mecz. Trudno więc żałować tej decyzji o challenge’u. Podjęłam ją i poniosłam konsekwencje swojego wyboru. Ona miała więcej szczęścia - uważa Radwańska. Krakowianka wystąpiła w Londynie jako rozstawiona z numerem 13., ale dość szybko - po udanych pierwszych meczach - była wymieniana wśród faworytek. - Gdyby przed Wimbledonem ktoś mi powiedział, ze dojdę tu do półfinału, to brałabym to w ciemno. Owszem drabinka nie była łatwa, ale jak wszyscy widzieliśmy, drabinka się może szybko zmienić, więc nie powinno się w nią patrzeć. Zdarza się, że zmienia się drastycznie, a nazwiska w mniej tak szybko zmieniają i te wypisane tłustym drukiem mogą szybko odpaść. Oczywiście, chyba, że się ma Serenę Williams, gdzieś tam w czwartej rundzie, czy ćwiartce, to ewentualnie wtedy może być jakaś różnica. Ale tak, to nie przywiązuję większej uwagi do drabinki turniejowej - powiedziała Radwańska. Polka przed przyjazdem do Londynu dotarła do finału turnieju WTA Tour na trawiastych kortach w Eastbourne, co wyraźnie pozwoliło jej odzyskać pewność gry i uwierzyć we własne siły. - Na pewno pozytywna energia, jaką złapałam na trawie, zostanie ze mną w kolejnych tygodniach, już na betonie. Chociaż po tych trzech tygodniach na trawie mało jej już jest, bo wychodzi zmęczenie. Ale jestem optymistycznie nastawiona, bo lubię cały amerykański tour w lecie. Teraz czeka mnie kilka dni odpoczynku, no i powrót na korty - powiedziała Radwańska. - Taki właśnie jest plan, ale jeszcze nie mam pojęcia gdzie ruszę na krótkie wakacje. Pewnie dopiero dzisiaj wieczorem będę czegoś szukać. Przede mną jeszcze kilka rzeczy sponsorskich, no i zaraz po tym kilka dni wakacji przed wylotem do Stanów Zjednoczonych. Na pewno nie będzie to wyjazd z plecakiem pod namiot, chyba jednak zostanę przy hotelu, może nawet spa. Może kiedyś na takie coś się faktycznie zdecyduję, bo nigdy czegoś takiego nie robiłam. To coś innego. Ale teraz na pewno nie będą to warunki spartańskie - dodała. W sobotnim finale rywalką Muguruzy, rozstawionej z numerem 20. w drabince, będzie Williams. Liderka rankingu WTA Tour pokonała po południu byłą numer jeden na świecie Rosjankę Marie Szarapową (nr 4.) 6:2, 6:4. Z Londynu Tomasz Dobiecki