Oprócz krakowianki tego dnia na kort wyjdzie także - i to dwukrotnie, bo w grze podwójnej i mieszanej - Łukasz Kubot, w deblu Marcin Matkowski i w rywalizacji singlowej juniorek Maja Chwalińska. Poza najmłodszą w tym gronie, która dopiero rozpocznie udział w The Championships 2017, pozostała trójka może mieć powody do dumy, bo dotrwała do drugiego tygodnia w Wielkim Szlemie. - Oczywiście każdy przyjeżdża na Wielkie Szlemy, żeby wygrywać w nich jak najwięcej meczów, a przy odrobinie szczęścia i cały turniej, choć to jest w zasięgu nielicznych. Dlatego możliwość gry w drugim tygodniu, szczególnie Wimbledonu, to jest naprawdę ogromny zaszczyt. Chociaż cel, czyli tytuł, jest wciąż daleko, to jednak człowiek ma świadomość, że już część drogi pokonał. Z drugiej strony, wiadomo, że już teraz nie można liczyć na łatwe mecze, bo w stawce zostali już tylko najlepsi i to nie tylko pod względem rankingu. W poniedziałek na korty wyjdą tenisiści i tenisistki, którzy już wygrali po trzy mecze, a to wcale nie jest łatwe - powiedziała Interii Radwańska. 28-letnia krakowianka wie, co mówi, bo w 2012 roku dotarła na wimbledońskiej trawie do finału, w którym przegrała w trzech wyrównanych setach z Amerykanką Sereną Williams. W kolejnym sezonie odpadła w półfinale, podobnie jak i w 2015 roku, a tę fazę osiągnęła również w Australian Open i to dwukrotnie (2014 i 2015). - Oczywiście chciałabym znów zagrać w finale Wimbledonu, albo co najmniej w półfinale, ale to na razie zostawiam w sferze marzeń. Wciąż odczuwam kumulację ostatnich kontuzji i wirusowej infekcji, przez którą dwa tygodnie praktycznie leżałam w łóżku, zamiast grać na trawie przed przyjazdem do Londynu. Na razie nie wybiegam daleko myślami, tylko skupiam się na walce o awans do ćwierćfinału, bo to zdecydowanie nie będzie łatwa sprawa. Wszyscy wiemy, jak trudne mecze rozgrywałam zawsze ze Swietą, więc ten na pewno nie będzie inny - dodała. W poniedziałek o godzinie 11.30 czasu lokalnego (12.30 polskiego) Radwańska, rozstawiona z numerem dziewiątym, wyjdzie na kort numer 3. W czwartej rundzie po drugiej stronie siatki stanie stara dobra znajoma Swietłana Kuzniecowa (nr 7.). Rosjanka jest jedną z rywalek, na które Polka najczęściej trafiała w karierze, na dodatek ma zdecydowanie korzystny bilans pojedynków z krakowianką 13-4. - Czy kogoś naprawdę interesuje, ile razy już grałyśmy, albo ile razy któraś z nas wygrała? Przecież i tak wiadomo, że każdy mecz jest inny, chociaż nie, moje mecze z Agą są zwykle długie, nawet bardzo długie. Przygotowuję się do tego spotkania solidnie, bo dobrze wiem, że trawa jest ulubioną nawierzchnią Agi, więc będzie się starała wykorzystać, że nawierzchnia sprzyja jej grze. Ale już kiedyś chyba z nią tutaj wygrałam, choć nie pamiętam jak dawno temu to było, więc liczę na powtórkę - powiedziała Interii Kuzniecowa. Faktycznie na londyńskiej trawie Rosjanka okazała się lepsza w 2007 roku, wygrywając wówczas w drugiej rundzie 6:2, 6:3. Był to ich pierwszy pojedynek w karierze, a w kolejnych miesiącach pokonała ją jeszcze trzykrotnie na twardych kortach, tracąc tylko jednego seta. Miało to miejsce w okresie, gdy krakowianka dopiero przebijała się do światowej czołówki, a jej rywalka już tam dawno była i do tego miała w dorobku wielkoszlemowy tytuł wywalczony w US Open 2004. W kolejnej edycji Wimbledonu Radwańskiej udał się rewanż na trawie, bowiem pokonała ją 6:4, 1:6, 7:5, a ten mecz rozpoczął się w sobotę, ale przez opady deszczu, dokończony został w poniedziałek. Najlepszym wynikiem Kuzniecowej w Londynie jest wciąż ćwierćfinał, osiągnięty trzykrotnie, ale ostatnio przed dziesięcioma laty. - Bardzo lubię Wimbledon, bo ten turniej różni się od innych nie tylko trawą, ale i elegancją czy białymi strojami. Tutaj nie da się przyjechać z marszu, tak jak na inne turnieje, tylko faktycznie trzeba się przygotować. Żałuję trochę, że w Wielkim Szlemie lepsze wyniki uzyskiwałam w US Open i Rolandzie Garrosie, ale to nie znaczy, że nie zamierzam w poniedziałek pokonać Agnieszki. Wiem, że ostatnio miała problemy ze zdrowiem, że jeszcze nie wróciła do pełni sił, ale nie sądzę, żeby dała mi w tym meczu jakąkolwiek taryfę ulgową. Spodziewam się długiego i zaciętego meczu, ale na taki jestem przygotowana - powiedziała Interii Rosjanka. Równolegle z pojedynkiem Radwańska - Kuzniecowa, o awans do ćwierćfinału debla będzie walczył Łukasz Kubot w parze z Brazylijczykiem Marcelo Melo (nr 4.). Ich rywalami o godz. 12.30 na korcie numer 17 będą Rumun Florin Mergea i Aisam-Ul-Haq Quresi z Pakistanu (14.). - Zaczynamy drugi tydzień Wielkiego Szlema i najważniejszego turnieju w roku, więc już nie ma miejsca na zastanawianie się nad szansami i poziomem gry rywali. Tu już nie ma słabych par, wszyscy są mocni i wszyscy poważnie myślą o występie w sobotnim finale na Korcie Centralnym. Nam też się on marzy, więc zrobimy wszystko, żeby w nim się znaleźć, choć jeszcze droga jest daleka. Przed nami trzecia runda i bardzo solidni debliści po drugiej stronie siatki. Musimy ten mecz wygrać i stracić jak najmniej sił, bo w razie zwycięstw kolejne mecze już będziemy grali praktycznie dzień po dniu. Owszem jesteśmy zaliczani do faworytów, ale staramy się o tym nie myśleć, bo w Wielkim Szlemie, i to na trawie, bardzo wiele się może się zdarzyć - powiedział Interii Kubot, który razem z Melo prowadzi w rankingu najlepszych par sezonu ATP Doubles Race to London. Polak i Brazylijczyk występują razem od początku sezonu, a w Wielkim Szlemie wspólnie osiągnęli wcześniej trzecią rundę w Australian Open i drugą w Rolandzie Garrosie. Jednak byli w finale turnieju ATP Masters 1000 w Indian Wells, a następnie wygrali imprezy tej samej rangi w Miami i w Madrycie. Na trawie są niepokonani, bowiem triumfowali w holenderskim s’Hertogenbosch i niemieckim Halle, zanim przyjechali do Londynu. Wieczorem Kubot rozpocznie występ w grze mieszanej z Yung-Jan Chan z Tajwanu. W pierwszej rundzie duet rozstawiony z numerem trzecim miał "wolny los", a w drugiej spotka się z Australijczykiem Johnem Peersem i Niemką Sabine Lisicki. Właściwy kort i godzina zostaną wyznaczone w ciągu dnia. Natomiast w trzecim meczu na korcie numer 18 o miejsce w ćwierćfinale debla będzie walczył Matkowski z Białorusinem Maksem Mirnym, a na ich drodze staną Amerykanin Nicholas Monroe i Nowozelandczyk Artem Sitak. - Tu nie ma miejsca na zastanawianie się i jakiekolwiek kalkulacje. Musimy wyjść na kort i zagrać przynajmniej tak samo dobrze jak w sobotę przeciwko braciom Bryanom. Wyeliminowaliśmy jeden z najlepszych debli świata, ale nie możemy sobie pozwolić na lekceważenie kolejnych rywali, tym bardziej, że są obaj dobrymi deblistami. Nie bawimy się w żadne spekulacje i gdybanie, po prostu chcemy zagrać jak najlepiej i zobaczymy, czy uda nam się wygrać. Miło byłoby po raz drugi osiągnąć ćwierćfinał Wimbledonu i wierzę, że nam się to uda. Maks był tu już nawet kiedyś w finale, więc kto wie, jak daleko uda nam się dotrzeć razem - powiedział Interii Matkowski. Występy Polaków w siódmym dniu The Championships 2017 uzupełni Maja Chwalińska, która przebiła się do turnieju głównego juniorek z eliminacji. W pierwszej rundzie singla, późnym popołudniem na korcie numer 7., spotka się z Amerykanką Victorią Flores. Z Londynu Tomasz Dobiecki