- Każde wyjście na Kort Centralny w Wimbledonie robi takie samo wrażenie, jak to było kiedyś. Każdy tu chce wyjść na Kort Centralny, niezależnie od tego, czy jest to pierwsza runda, czy trzecia i nie ważne, który rok z rzędu się tu gra. To jest specjalny kort na tym turnieju, więc zawsze każdy chce się na nim pokazać z najlepszej strony. Tu się walczy o każda piłkę, wręcz do upadłego - powiedziała Interii Radwańska, dla której to 12. z rzędu występ w The Championships. - Pojęcia nie mam, który raz grałam na Korcie Centralnym, bo były też takie lata, że grałam na nim po dwa, trzy razy nawet. Ale kiedy po raz pierwszy? Zielonego pojęcia nie mam. Na pewno zagrałam bardzo mało meczów na Korcie Numer 1, zdecydowanie najmniej, to były pojedyncze mecze. Najwięcej było ich na Korcie Centralnym i dwójce, a na jedynce to na palcach jednej ręki można policzyć. Ale w poniedziałek będzie tyle meczów, że raczej to nie będzie Kort Centralny, no chyba, że mnie i Swietę przeniosą z innego kortu wieczorem, jak wciąż będziemy grały trzeciego seta - dodała. W tym roku krakowianka po raz pierwszy miała okazję grać na Korcie Centralnym, w dodatku w meczu otwierającym rywalizację szóstego dnia turnieju na mogącym pomieścić blisko 15 tysięcy widzów obiekcie, największym przy Church Road i jedynym posiadającym rozsuwany dach. Użycie go nie było konieczne, chociaż na niebie było sporo chmur, a temperatura powietrza spadła nieco w porównaniu z upalnymi poprzednimi dniami, gdy termometry wskazywały blisko 30 stopni Celsjusza. Tenisistki wyszły na kort około godziny 13.12, a dziesięć minut później rozpoczęły rywalizację o miejsce w 1/8 finału Wimbledonu. Nieoczekiwanie już na otwarcie doszło do przełamania serwisu Radwańskiej, ale od razu krakowianka odrobiła stratę, a po kolejnym swoim podaniu wyszła na 2:1. Jednak później do głosu doszła Bacsinszky, która zdobyła trzy kolejne gemy. Trzeciego "breaka" zapisała na swoim koncie na zakończenie trwającej 41 minut partii, wykorzystując pierwszego setbola. Na przełomie setów odnotowała kolejną serię trzech wygranych gemów, dzięki czemu w drugim objęła prowadzenie 1:0. Później jedna sytuacja zaczęła się rozwijać po myśli krakowianki, bowiem po raz drugi w meczu zdołała przełamać przeciwniczkę, na 2:1. Przewagę "breaka" pewnie utrzymała do końca, wygrywając partie 6:4 po 52 kolejnych minutach. W tym momencie Szwajcarska wezwała na kort fizjoterapeutkę, która podczas oficjalnej przerwy medycznej próbowała zaradzić problemom tenisistki z lewym udem. W tym czasie Radwańska, żeby nie stracić rytmu, trenowała celność serwisu. Bacsinszky na pomeczowej konferencji prasowej głównie mówiła o problemach z nogą, które utrudniały jej bieganie w trzecim secie i w tym głównie upatrywała przyczyny porażki. Choć faktycznie przy dłuższych wymianach mogła odczuć skutki bolącego uda, to jednak obiektywnie trzeba przyznać, że Radwańska po udanym powrocie do meczu w drugiej partii, nabrała niesamowitej pewności gry i swobody uderzeń. Decydujący set rozpoczęła od prowadzenia 5:0, dzięki trzem przełamaniom podania rywalki, po czym w szóstym gemie nieoczekiwanie sama straciła swoje. Jednak zaraz po tym zakończyła trwające dwie godziny i dziesięć minut spotkanie wykorzystując trzeciego meczbola przy serwisie Bacsinszky. Był to trzeci pojedynek tych tenisistek, a pierwszy raz lepsza okazała się Polka, aktualnie dziesiąta w rankingu WTA Tour. Wcześniej dwukrotnie przegrała ze Szwajcarką na twardym korcie, podczas spotkania Fed Cup w Zielonej Górze w 2015 roku oraz w turnieju WTA w Miami w następnym sezonie. Kolejną rywalką 28-letniej krakowianki będzie w poniedziałek Rosjanka Swietłana Kuzniecowa (7.), z którą ma niekorzystny bilans pojedynków 4-13, ale na trawie remisowy 1-1. Przegrała z nią za pierwszym razem w 2007 roku w drugiej rundzie Wimbledonu, ale zrewanżowała się za tamtą porażkę rok później w trzeciej. Na dodatek tamten mecz rozpoczęły w sobotę, ale został przerwany przez niekorzystne warunki, po czym dokończyły go w poniedziałek. - Swieta jest zawodniczką, która mi się kojarzy z największą ilością meczów rozegranych między sobą, bo był też taki rok, że grałyśmy kilka razy, praktycznie co miesiąc. Przeważnie były to dwie, trzy godziny na korcie, trzysetowe mecze, nawet bronione przeze mnie meczbole. No z nią na pewno nie ma nic za darmo, jest przerzut piłki na drugą stronę cały czas, dlatego na pewno będzie się trzeba mocno pomęczyć w poniedziałek - powiedziała Radwańska. - Mimo tego, że grałyśmy wiele meczów, to nasze dobre stosunki pozostały do dzisiaj, nic złego nie przeniosło się poza kort. Ona jest naprawdę równą, fajną babką, ale też na pewno bardzo wymagająca przeciwniczka, czy to jest trawa, czy hardkort, czy "ziemia". Rodzaj nawierzchni nie ma dużego znaczenia, jeśli chodzi o nią. W sumie może mogłybyśmy zacząć ze Swietą od trzeciego seta albo zagrać tylko super tie-breaczka tylko, prawda? Obie na tym dobrze wyjdziemy - dodała Polka przed startem w Londynie leczyła infekcję wirusową, ale powoli wraca do pełni sił. W pierwszej rundzie pewnie pokonała Serbkę Jelenę Janković, ale już w drugiej spędziła na korcie ponad dwie i pół godziny grając przeciwko Amerykance Christinie McHale. - Tak długie mecze trochę wyczerpują, ale na szczęście gra się co drugi dzień tutaj. Ten dzień na odpoczynek naprawdę dużo daje. Na pewno mnie te mecze dość dużo kosztowały, nawet ten pierwszy, ale jednak przede mną czwarta runda z dziewczyną, która gra na poziomie pierwszej dziesiątki rankingu, więc nic do stracenia nie mam. Choć na pewno czekają mnie co najmniej dwie godziny na korcie - powiedziała Radwańska. Niedziela jest wolna od gier, jest to czas na odpoczynek i treningi, ale w Londynie odbędzie się lekkoatletyczny mityngi Złotej Ligi. - Nie wiem, czy się wybiorę na mityng, ale na pewno mnie nikt nie namówi tam na bieganie. Może myślami będę biegała, ale na pewno nie ciałem. Ja sobie już dzisiaj wystarczająco pobiegałam. Dopiero zeszłam z kortu, więc jeszcze nie wiem, jak ta niedziela będzie wyglądała. Ale myślę, że raczej będzie więcej odpoczynku, masażu, fizjoterapii, niż czegokolwiek innego - dodała. Zanim Radwańska mogła się cieszyć zwycięstwem nad Bacsinszky, awans do trzeciej rundy (również 1/8 finału) debla wywalczyli dwaj Polacy - Marcin Matkowski i Łukasz Kubot, w parze z zagranicznymi partnerami. Jako pierwszy dokonał tego Matkowski z Białorusinem Maksem Mirnym, eliminując z turnieju bez straty seta amerykańskich braci bliźniaków Boba i Mike’a Bryanów (nr 5.) 6:3, 7:5, 6:4. Teraz na ich drodze staną Amerykanin Nicholas Monroe i Nowozelandczyk Artem Sitak. Spore problemy mieli za to Kubot i Marcelo Melo, liderzy rankingu najlepszych par sezonu ATP Doubles Race to London. Polsko-brazylijski duet (nr 4.) wygrał pięciosetowy maraton z Austriakiem Alexandrem Peyą i Niemcem Philippem Petzschnerem 6:2, 5:7, 6:3, 3:6, 11:9, wykorzystując dopiero czwartego meczbola, po trzech godzinach i 44 minutach gry. Teraz o miejsce w ćwierćfinale Kubot i Melo będą walczyć z rumuńsko-pakistańskim duetem Florin Mergea i Aisam-Ul-Haq Quresi (14.). Z Londynu, Tomasz Dobiecki