Tutaj znajdziesz analizę, czy i kiedy Agnieszka Radwańska zostanie numerem jeden na świecie INTERIA.PL: Jak się zaczęła pana współpraca z siostrami Radwańskimi? Wacław Mirek: - Bardzo dziwnie. Dostałem telefon od Piotra Roberta Radwańskiego, on był wtedy w USA, wcześniej pewnie zasięgał informacji o mnie. Zadzwonił, czy mógłbym się zająć jego dziewczynami. Zgodził się pan od razu? - Byłem pełen obaw. Nie myślałem, że będę z nimi pracować. Poza tym tenis był dyscypliną, którą się nie zajmowałem do tej pory. Na czym polega pana współpraca z siostrami Radwańskimi? - Ja je przygotowuję motorycznie. Dbam o to, żeby stworzyć podłoże do gry w tenisa. To praca nad kondycją, żeby wytrzymywały mecze, turnieje i też cały sezon. Pośrednio też, by było jak najmniej kontuzji. Przygotować je w taki sposób, aby nie dochodziło do tak dużych przeciążeń, chociaż z perspektywy lat okazuje się to chyba niemożliwe, żeby unikać urazów. Jak się przygotowuje tenisistki? One startują prawie cały rok i nie ma czegoś takiego, jak w polskiej piłce, gdzie zimę można nazwać okresem przygotowawczym. - Bardzo ciężko. Po trzech latach współpracy okazuje się, że jedynie więcej można popracować na jesieni (sezon tenisistek kończy się w październiku mistrzostwami WTA - przyp. red.), o ile nie leczy się kontuzji. Jeżeli jest czas w granicach sześciu tygodni, to można stworzyć podstawy do tego, by w miarę dobrze być przygotowanym do sezonu. Poprzez turnieje, które się gra, też się trenuje. Trzeba więc do nich przygotować, a potem doskonalić to samymi występami. Druga sprawa to wykorzystywanie tych momentów, kiedy Agnieszka przyjeżdża na dłużej, mam tu na myśli dwa tygodnie. No i to jest ta największą trudność. Wiele osób ma receptę, jak siostry prowadzić, ale specyfika tenisa powoduje, że nie ma kiedy. Teraz udało się panu przygotować Agnieszkę bardzo dobrze. Na początku sezonu wygrała przecież dwa turnieje WTA, a jej najgorszym wynikiem to 1/8 finału w Indian Wells. - Mam inne zdanie. Przygotowana motoryczne, czyli kondycyjnie do wytrzymywania meczów może jest, chociaż na pewno słabsze niż rok temu. Na jesieni mogliśmy wykonać mniejszą pracę, ponieważ były kontuzje. Jest problem z urazami barków i w tym elemencie będzie widać braki. W kwietniu Isia praktycznie nie gra w turniejach, czyli mogliście mocniej popracować. - Zajęcia były prowadzone przed dwa tygodnie. Nie znaczy to oczywiście, że to był jakiś supertrening, który bardzo dużo da. To tylko przypomnienie, czy zastosowanie tych bodźców, które wcześniej były stosowane, po to żeby organizm pracował na tych bodźcach, które zna, a nie przyzwyczajał się do nowych. To jest odtwarzanie tego, co się robiło w okresie przygotowawczym. Czym się różni prowadzenie Agnieszki i Urszuli? One tak samo podchodzą do zajęć? - Obie podchodzą do tego profesjonalnie. Chcą trenować i wierzą, że to później przełoży się na ich grę. Natomiast inne są charaktery. Ulę trudno oderwać od zajęć, trzeba ją ochraniać przed samą sobą. Agnieszkę trzeba z kolei zachęcać, to trochę inne podejście. Chętnie obie ćwiczą, chętnie obie realizują zalecenia, ale Ula wierzy w pracę, wierzy, że im więcej pracy wykona, tym będzie lepsza, a Agnieszka wierzy w talent i... pracę (śmiech). Pan prowadzi siostry od trzech lat. Jak w tym czasie zmieniło się przygotowanie fizyczne dziewczyn? - Jak powiem, że tak, to wyjdzie, że się chwalę. Myślę, że to same dziewczyny muszą o tym powiedzieć. Oczywiście pytam się, jak im się gra, czy wystarcza im sił i to jest też informacja, że czują się dobrze. W moim ujęciu nigdy nie jest idealnie, bo gdyby tak było, to moja praca byłaby zbyteczna. Zawsze trzeba widzieć cel, co można jeszcze poprawić, jaką bazę stworzyć, żeby dziewczyny w większym stopniu mogły pokazać swoje umiejętności na korcie. I tutaj są naprawdę duże możliwości. Co można poprawić, żeby Agnieszka i szczególnie Urszula, grały lepiej? - Ja się na tenisie nie znam. Ja mogę powiedzieć, czy będą miały więcej sił, czy będą w stanie grać bardziej intensywnie, czy być bardziej sprawnym. Jeżeli mielibyśmy do przygotowań taki czas, jak w lekkoatletyce, kilka miesięcy, to Isia byłaby super. Będą więc bardziej sprawne, silniejsze? - Na pewno, pod warunkiem, że nie będzie kontuzji i będzie można spokojnie przepracować okres przygotowawczy, który stanowi fundament pracy zarówno siłowej, jak i wytrzymałościowej. Jeśli on się skraca, to zmniejszają się też możliwości oddziaływania. Musimy pamiętać, że dziewczyny na turniejach grają praktycznie codziennie albo co drugi dzień, przemieszczają się z imprezy na imprezę i tam nie ma już możliwości przeprowadzenia takiego treningu motorycznego, aby w tak dużym zakresie zmieniło to poziom sprawności. A warunki fizyczne pomagają siostrom w tenisie, bo przecież większość zawodniczek jest silniejsza, wyższa. - To zależy, jaki tenis chce się oglądać. Ja wolę ten z finezją, pięknem. Popularność Agnieszki na świecie wiąże się przecież z jej technicznym stylem gry. W sporcie patrzymy jednak pod kątem zwycięstw. I tutaj raczej nie będzie na razie dużych szans, by sprostać rywalkom grającym bardzo siłowo. To może być problem, bo z mojego punktu widzenia mocna poprawa siły w przypadku Isi może spowodować zaburzenia koordynacyjne, czucia piłki, czucia przestrzeni, czyli tego, co jest w jej grze najpiękniejsze. Czyli coś za coś. - To jest kompromis. Trzeba wybierać. Można wrzucić sztangę, ale trzeba pamiętać, że ta koordynacja może być zaburzona, że nie ma tyle czasu, żeby tę koordynację na nowym poziomie siły, którą się wytworzy, opanować i że to mogłoby potrwać. Rozmawiał: Paweł Pieprzyca