- W sumie to bolała najpierw trochę lewa noga, potem zaczęła prawa boleć, więc coś trzeba było z tym zrobić. Przyjęłam mnóstwo zastrzyków, jak się później okazało nie w tym miejscu, w którym faktycznie była dolegliwość, więc się to wszystko trochę przedłużało. Dlatego cieszę się, że jestem gotowa do gry i że mogłam tu zagrać, że mogę normalnie wykonać ślizg na korcie, że w miarę nic tam nie boli w stopie. To był dosyć ciężki dla mnie miesiąc, bardzo frustrujący. Kiedyś miesiąc przerwy w grze byłby dla mnie nie do pomyślenia, ale teraz, cóż moje ciało trochę odpoczęło, no bo zdrowie jest najważniejsze - powiedziała Interii Radwańska. 28-letnia krakowianka od prawie 11 lat nie opuściła żadnego z turniejów zaliczanych do Wielkiego Szlema, co od Wimbledonu 2006 daje imponującą serię 45 występów. - Jeśli tak spojrzeć na to na spokojnie, to rzeczywiście robi wrażenie, bo niewiele jest zawodniczek, którym udaje się tak omijać kontuzje, żeby nie przeszkodziły w startach w Wielkim Szlemie. W sumie niewiele brakowało, żebym przerwała tę serię, gdyby coś poszło nie tak z leczeniem stopy, to mogłabym nie zdążyć na czas. Ale się udało i cieszę się, że tu jestem, że gram i mam nadzieję, że uda mi się co najmniej dotrwać do drugiego tygodnia. W moim przypadku drugi wielkoszlemowy tydzień to jest praktycznie plan minimum - dodała. Wynik mógłby sugerować spacerek, ale był to raczej solidniejszy trening, nawet nie sparing, bo rywalce brakło trochę regularności, choć chwilami jej strzały trafiały w linie z imponującą skutecznością. Widać było, że trenerzy nakłonili ją do gry odważnej i agresywnej, ale w ślad za tą taktyką nie poszła precyzja. Radwańska umiejętnie zniosła pierwsze bombardowanie, a dzięki skutecznej defensywie bezwzględnie wykorzystywała każde zawahanie rywalki i każdy jej błąd. Skutkiem cierpliwości i spokoju było pewnie wygranych przez krakowiankę pięć pierwszych gemów, choć zajęło jej to 27 minut. Dopiero po tym oddała Ferro pierwszego gema, choć chwilę wcześniej nie wykorzystała jednej szansy na trzecie przełamanie jej podania. Przy własnym serwisie wykorzystała dopiero trzeciego setbola, ale po 34 minutach zakończyła seta wynikiem 6:1. Kolejna zwycięską serię odnotowała na otwarcie drugiej partii, obejmując w niej prowadzenie 4:0. W tym momencie Francuzka ponownie zdołała utrzymać swoje podanie, ale to było wszystko, co była w stanie ugrać przeciwko bardziej doświadczonej i utytułowanej Polce. Zaraz po tym Radwańska wyszła na 5:1, a chwilę później zakończyła spotkanie przełamaniem serwisu przy drugim meczbolu, po godzinie i siedmiu minutach gry. Pojedynek ten miał być rozgrywany na korcie numer 1, trzecim dco do wielkości obiekcie tenisowym w Lasku Bulońskim, ale został wieczorem przeniesiony na kort nr 2, w wyniku przedłużającego się spotkania Czecha Tomasza Berdycha z Niemcem Janem-Lenardem Struffem, zwycięzcą challengera Pekao Szczecin Open z 2015 roku. - To był prawdziwy skandal (śmiech)! No, kto by się spodziewał, że faceci mogą tyle grać. Wiadomo, że jak się wchodzi po mężczyznach, to teoretycznie jest szansa na szybszy mecz, szczególnie w pierwszych rundach, gdy gra ktoś rozstawiony. A tutaj trwało to strasznie długo, nawet dwa razy się zdążyłam rozgrzewać, po czym okazywało się, że to jeszcze nie koniec. Zresztą nawet nie wiem, jak się tam skończyło u nich, ale dobrze, że nas przenieśli na "dwójkę", choć tam telewizja upierała się długo przy korcie numer 1. Tak to już jest, kiedy się gra ostatni mecz w planie gier, trzeba po prostu czekać, aż inni skończą - powiedziała Interii Radwańska. Zanim rozpoczęła się regulaminowa pięciominutowa rozgrzewka, tenisistka z Krakowa długo rozmawiała z sędzią na temat daszka na głowę, który zdaniem arbitra był niezgodny z regulaminem, więc musiała wystąpić bez niego. Zanim odbiła pierwsze piłki spryskała włosy lakierem utrwalającym fryzurę. - Tak, przyznaję, lakier do włosów zawsze mam ze sobą w torebce, jak wychodzę na kort. Do tego jeszcze wsuwki, parę gumek do włosów, no a reszta to już głównie tenisowe rzeczy. Ale całą kosmetyczkę zostawiam w szatni prze meczem. Niestety mój daszek nie był czysty od reklam sponsorów, więc stąd całe zamieszanie. Przez większość roku gram w turniejach WTA, gdzie są trochę inne przepisy, a tutaj jest ITF ze swoimi regulaminami, więc nie zawsze pamiętam o tych różnicach. Na szczęście słońce było już nisko i szybko przestało świecić w oczy - tłumaczyła Radwańska przyczyny zamieszania. Kolejną rywalką krakowianki będzie Belgijka Alison van Uytvanck, sklasyfikowania na 113. miejscu w rankingu WTA Tour, która do turnieju awansowała z eliminacji. Polka pokonała ją już dwukrotnie pięć lat temu w Brukseli na "ziemi", a także w wyjazdowym spotkaniu Pucharu Federacji na twardym korcie. Teraz jednak przed Radwańską dzień przerwy, bo ponownie wyjdzie na kort w czwartek, podobnie jak Magda Linette, która w drugiej rundzie spotka się z Chorwatką Anją Konjuh (29.). Linette i Konjuh czeka wcześniej, w środę, pierwszy wspólny występ w deblu, przeciwko ukraińskim siostrom Ludmile i Nadii Kiczenok (o godz. 11 na korcie numer 5). Zresztą w czwartym dniu Rolanda Garrosa występ w deblu rozpoczną wszyscy zgłoszeni Polacy, wszyscy z zagranicznymi partnerami, czyli także: Łukasz Kubot, Marcin Matkowski i Alicja Rosolska. Kubot będzie kontynuował występy z Brazylijczykiem Marcelo Melo, z którym prowadzi w rankingu najlepszych par sezonu ATP Doubles Race to London, który wyłoni osiem duetów uczestniczących w kończącym rok ATP World Tour Finals w londyńskiej O2 Arena. Dotychczas wygrali już dwa turnieje ATP Masters 1000 w Miami i Madrycie, a także dotarli do finału innej imprezy tej rangi w Indian Wells. W Paryżu zostali rozstawieni z numerem czwartym, ale na otwarcie czeka ich niełatwe zadanie. Los postawił bowiem na ich drodze w pierwszej rundzie dobry francuski debel Julien Benneteau o Jeremy Chardy. Pary te spotkają się w trzecim meczu na korcie nr 10. Na tym samym już o godzinie 11.00 zagra Marcin Matkowski razem z Francuzem Edouardem Rogerem-Vasselinem (12.). Po drugiej stronie siatki pojawią się Amerykanin Nicholas Monroe i Nowozelandczyk Artem Sitak. Natomiast Alicja Rosolska w parze z Japonką Nao Hibino zmierzy się na korcie numer 5 z Serbką Jeleną Janković i Amerykanką Coco Vandeweghe w drugim spotkaniu na korcie nr 5. Czyli zaraz po występie Linette i Konjuh. Z Paryża Tomasz Dobiecki