Wiele osób czekając na nazwisko następcy Tomasza Wiktorowskiego spodziewało się kogoś z doświadczeniem trenerskim. Jak pani zareagowała na propozycję Polskiego Związku Tenisowego, by poprowadzić reprezentację w Pucharze Federacji? Klaudia Jans-Ignacik: - Było to dla mnie duże zaskoczenie, ale bardzo miłe. Wcześniej gdzieś tam po cichu już myślałam o tym, że fajnie byłoby zostać kapitanem. Fakt, że stało się to szybciej niż myślałam, ale stwierdziłam, że nie ma co tego odkładać, bo kolejna okazja może się już nie zdarzyć. Prezes PZT Jacek Muzolf zaznaczył, że pani kandydaturę konsultowano z zawodniczkami z reprezentacyjnego teamu, które uznały ją za bardzo dobrą. - Sama też poinformowałam o tym dziewczyny. Wszystkie gratulowały mi i powtarzały, że wierzą, iż sobie poradzę. To bardzo miłe. Najbardziej bałam się właśnie ich reakcji, a okazało się, że niepotrzebnie. Dotychczas były panie koleżankami z reprezentacji, teraz relacja zmieni charakter, będą musiały się słuchać. Obawia się pani, że w którym momencie może dojść do zgrzytu? - Jesteśmy dorosłymi i dojrzałymi osobami, więc myślę, że uda nam się dobrze porozumieć, mimo że ja będę występować w nowej roli. Najważniejsze, aby w ekipie panowała dobra atmosfera. Rozmawiała pani o nowej funkcji z Tomaszem Wiktorowskim? Radziła się go pani? - Wspomniał kiedyś, że jest taki pomysł, abym to ja go zastąpiła. Ale to było wszystko. Nie analizowaliśmy ani nie omawialiśmy później już kwestii prowadzenia kadry. Ma już pani pomysł na swój sztab szkoleniowy? W ostatnich latach uzupełniali go Dawid Celt i Krzysztof Guzowski, z którymi Wiktorowski współpracuje w zespole Agnieszki Radwańskiej. - Teraz będzie to całkiem nowa ekipa. Mamy mało czasu i musimy działać szybko, więc niedługo postaram się ustalić cały skład sztabu. Największą gwiazdą reprezentacji jest Agnieszka Radwańska. Udział krakowianki w lutowym meczu Grupy Światowej II z Amerykankami stoi pod znakiem zapytania i ostateczną decyzję ma ona podjąć w styczniu. Będzie ją pani namawiać do tego, by zagrała w tym spotkaniu? - Jesteśmy w stałym kontakcie. Ustalimy wszystko tak, żeby było jak najlepiej zarówno dla niej samej, jak i dla drużyny. Zadebiutuje pani jako kapitan pojedynkiem z USA na Hawajach. Trudne wyzwanie na początek... - Nie będzie to dla nas łatwa podróż, bo chwilę wcześniej czeka nas Australian Open. W ciągu miesiąca trzeba będzie odwiedzić dwa kontynenty. Tak wyszło, że na początek mamy Amerykanki. Zobaczymy, jaki skład wystawią. Mimo wszystko jestem optymistycznie nastawiona. Prezes PZT zaznaczył, że związek nie wyznaczył pani jeszcze żadnych konkretnych zadań. A pani sama wyznaczyła sobie jakieś cele? - Najważniejszy dla mnie jest teraz, żeby mieć dobry skład na mecz z USA. Na tym się skupiam. Chcę też, żeby wszystkie dziewczyny miały poczucie, że jadą na Hawaje po zwycięstwo. Mam świadomość, że przyszły sezon będzie jednym z trudniejszych, bo to rok olimpijski. Nie będzie łatwo, bo w składach innych drużyn pojawią się czołowe tenisistki, które będą chciały wywalczyć prawo gry w igrzyskach. Wiele koleżanek z kortu komplementowało panią za to, jak godzi macierzyństwo z profesjonalną karierą tenisistki. Teraz dojdą kolejne obowiązki... - Córka niestety musi się przyzwyczaić, że będę miała jeszcze mniej czasu dla niej. Jestem żoną, matką, kapitanem i tenisistką. Trochę tego się uzbierało. Lubię, jak się dużo dzieje wokół mnie. Wierzę, że podołam temu wyzwaniu. Aniela będzie mi towarzyszyć podczas Australian Open, a później wróci do Polski, a ja polecę na Hawaje. Mam nadzieję, że się obrazi na mnie za to. Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek