"Jest jeszcze tak młoda, a już wspaniała" - kurtuazyjne słowa Sereny Williams to był pierwszy moment po meczu, w którym na twarzy 23-letniej Polki przemknęło coś w rodzaju uśmiechu. Agnieszka Radwańska nie wyszła na kort centralny, by słuchać komplementów, ale z realną nadzieją na zwycięstwo. Tak dużą, że nawet masakra w pierwszym secie nie naruszyła woli walki polskiej tenisistki. W drugim secie nastąpił rewanż, na początku trzeciego wielu z nas doznało wrażenia, że cel jest realny. To nie było złudzenie. Podobne odczucia miał Wojciech Fibak. Radwańska grała chwilami bezbłędnie. To była jedyna możliwa odpowiedź wobec siły uderzeń jednej z największych gwiazd w historii tenisa. Z każdą wymianą, z każdym zagraniem publiczność przekonywała się coraz głębiej, że w grze dziewczyny z Polski jest coś naturalnie ujmującego. Inteligencja, zimna krew, ale też największa sportowa zaciekłość. Serena to superman w spódnicy, z rakietą w ręce. Kiedy uderza piłkę, widz ma wrażenie obcowania z czymś pozaziemskim. W Agnieszce każda dziewczyna śledząca ten finał mogła zobaczyć siebie. Ludzie na Wimbledonie bili Polce brawo nie tylko dlatego, że chcieli, by mecz potrwał dłużej. W tych owacjach była życzliwość pomieszana z podziwem. Na ich oczach normalna dziewczyna, dzięki talentowi i pracy mogła nawiązać "tenisowy dialog" z przybyszem z innej planety. To był jeden z najbardziej zaciętych finałów kobiecego Wimbledonu w ostatnich latach. W ramach naturalnych, ludzkich ograniczeń Radwańska jeszcze raz potwierdziła niebywałą odporność i wiarę we własne siły. W najważniejszym meczu w swoim życiu potrafiła się podnieść po morderczych ciosach w pierwszym secie. Wtedy wyglądało na to, że, tak jak prognozował papa Williams, o zwycięstwie w tej edycji Wimbledonu rozstrzygnął półfinał jego córki z Viktorią Azarenką. Potem miało się jednak okazać, że Radwańska dotarła do finału dzięki swojej klasie, a nie szczęśliwemu układowi turniejowej drabinki. Opiewanie porażek naszych sportowców stało się rodzajem nałogu polskich komentatorów. Postawię jednak tezę, że niewiele było tak godnych, jak ta poniesiona przez Radwańską na kortach All England Tennis and Croquet Club. Przeciwstawiając się sile i geniuszowi Sereny Polka zdobyła powszechne uznanie, ale przede wszystkim wewnętrzną wiarę, że następnym razem będzie lepiej. Wielu z nas przestało sobie zadawać pytanie "czy", ale "kiedy Polka wygra Wimbledon?" W debiucie w finale turnieju Wielkiego Szlema Radwańskiej musiała wystarczyć owacja publiczności na korcie centralnym Wimbledonu. Gra o wielkie trofea dopiero się dla niej zaczyna. Bez względu na ograniczenia siły uderzeń, a przede wszystkim serwisu. W tym przegranym finale padł mit Radwańskiej jako tenisistki przeciętnie uzdolnionej, która zamęcza rywalki regularnością, a swoją pozycję na szczycie zawdzięcza przede wszystkim grze w niezliczonej liczbie małych i średnich turniejów. Polka pokazała w Wimbledonie tenis najwyższej próby: finezyjny, perfekcyjny i odważny. Rywalka była jednak największa z możliwych. Porównywanie sukcesów sportowców różnych dyscyplin jest równie ryzykowne, co nieuzasadnione. Część polskich kibiców znalazło wczoraj pocieszenie w zwycięstwie siatkarzy nad Bułgarią i pierwszym awansie do finału Ligi Światowej. Gracze Andrei Anastasiego dokonali w Sofii rzeczy godnej podziwu, potwierdzając rolę faworyta w starciu z gospodarzami turnieju. Mimo wszystko, by równać się z Radwańską, będą musieli awansować do finału igrzysk w Londynie. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim