W ekipie gospodarzy nie doszło do żadnych zmian w porównaniu z lutowym ćwierćfinałem elity z Rosją. "Biało-czerwone", które przegrały z Rosją w Krakowie 0:4, reprezentować będą: Agnieszka i Urszula Radwańskie oraz deblistki Alicja Rosolska i Klaudia Jans-Ignacik. "To była dotkliwa porażka. Moim zdaniem walczyłyśmy wówczas z najlepszą drużyną w stawce. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by utrzymać się w Grupie Światowej. Znalazłyśmy się w niej po raz pierwszy i bardzo chcemy zostać w niej na dłużej" - zadeklarowała Agnieszka Radwańska. Polki w tym roku zadebiutowały w ośmiozespołowej elicie Pucharu Federacji. Poprzednio na najwyższym szczeblu wystąpiły w 1994 roku, gdy w stawce było cztery razy więcej drużyn niż obecnie. Kibiców martwić może słabsza ostatnio forma cytowanej wyżej liderki "Biało-czerwonych". Dziewiąta w światowym rankingu krakowianka tylko raz w tym sezonie dotarła do półfinału imprezy WTA. Miało to miejsce w ubiegłym tygodniu w Katowicach, gdy w pojedynku o występ w decydującym spotkaniu uległa Włoszce Camili Giorgi, obecnie 36. rakiecie świata. Wcześniej w Indian Wells dotarła do trzeciej rundy, a w Miami występ zakończyła na 1/8 finału. W ekipie szwajcarskiej pierwszą rakietą będzie Bacsinszky. Niespełna 26-letnia zawodniczka plasuje się na 22. pozycji w rankingu tenisistek, a niedawno popisała się serią 15 wygranych meczów. W tym okresie wygrała dwa turnieje - w Acapulco i Monterrey. "Znam się z Timeą bardzo długo, bo jesteśmy równolatkami i właściwie od zawsze występowałyśmy w tych samych turniejach. W tym sezonie osiąga bardzo dobre wyniki, a to zawsze dodaje pewności siebie" - zaznaczyła Agnieszka Radwańska. Jej młodsza siostra Urszula (114. WTA) zmierzyła się z Bacsinszky w ćwierćfinale w Monterrey. Szwajcarka wygrała bez straty seta. "Wyciągnęłam wnioski z tamtego meczu, znam jej słabe i mocne strony. To bardzo silna zawodniczka" - podkreśliła 24-letnia Polka. Drugą singlistką w zespole gości będzie prawdopodobnie Romina Oprandi (129. WTA), która zastąpiła w składzie kontuzjowaną Stefanie Voegele. Największą uwagę zwraca jednak wracająca po 17 latach przerwy do Fed Cupu Hingis, która ma dołączyć do drużyny w czwartkowy wieczór. Występy w tych rozgrywkach są obowiązkowym elementem przy staraniach o grę na igrzyskach w Rio de Janeiro, a utytułowana zawodniczka marzy o starcie olimpijskim. "Grałam z nią w marcu sparing w Miami, więc pierwsze "oczarowanie wielką Martiną Hingis" mam już za sobą. Na pewno jest to wspaniała zawodniczka, która ostatnio przeżywa renesans formy. Wygrała w minionych tygodniach razem z Sanią Mirzą dwa wielkie turnieje w Indian Wells i Miami, a potem jeszcze imprezę w Charleston. Nie będzie to łatwa przeprawa, ale nie mogę się jej już doczekać" - powiedziała Jans-Ignacik. Skład Helwetek uzupełnia Viktorija Golubic (236.). Po ogłoszeniu meczowej czwórki przez kapitana "Biało-czerwonych" Tomasza Wiktorowskiego pojawiły się głosy, że powinna się w niej znaleźć notująca ostatnio dobre wyniki Magda Linette (99. WTA). "Pozycja trzeciej singlistki nie byłaby zbyt mocna. Chcieliśmy tego uniknąć. Powołanie tylko dwóch zawodniczek mocnych w grze pojedynczej to jest pewne ryzyko, ale tego w sporcie nie unikniemy" - zaznaczył Wiktorowski. Jak dodał, nie ma jeszcze ustalonego, które zawodniczki wystąpią w grze podwójnej. W sobotę odbędą się gry pojedyncze, natomiast w niedzielę pozostałe single oraz debel. Helwetki na powrót do elity czekają od 2004 roku, gdy w tym gronie walczyło 16 ekip. Ich największym sukcesem jest finał z 1998 roku. W ostatnich latach przeważnie walczyły w Grupie Światowej II (2005-06, 2009, 2012-15). W Pucharze Federacji doszło już raz do pojedynku Polska - Szwajcaria. W 1974 roku "Biało-czerwone" wygrały we Włoszech 3:0. O tym, w którym kraju będzie kwietniowy baraż, zdecydowało losowanie.